Carter P.O.V
Dzisiejszego poranka wstałem dużo wcześniej niż zamierzałem. Choć raz chciałem obudzić się koło pobudzającej się Scarlett, niestety nie jestem zwolennikiem długiego leżenia w łóżku, tak jak dziewczyna. Od razu po otworzeniu oczu spojrzałem na tą małą blondynkę, dla której straciłem głowę. Coraz bardziej przyłapywałem się na fakcie, że kochałem jej dotyk, zapach, uśmiech, a nawet samą jej obecność. Była moim uzależnieniem, o którym zdałem sobie sprawę zbyt późno, by podjąć jakiekolwiek kroki w zastopowaniu go.
Przez pewien czas przyglądałem jej się, lecz postanowiłem wziąć się do roboty. Wziąłem szybką kąpiel, przebrałem się w luźne rzeczy i na pożegnanie pocałowałem dziewczynę w głowę. Biorąc w dłoń garść jej włosów, które spadły na jej twarz. Po chwili wyszedłem z pokoju i zaparzyłem ciepłą kawę na rozbudzenie.
-Kogo moje oczy widzą – zagwizdał Xavier. - Nie sądziłem, że wstaniesz na tyle wcześnie, aby nie spóźnić się na spotkanie z klientem.
-Przecież nigdy się nie spóźniam na spotkania – mruknąłem biorąc łyk ciepłego napoju.
-Jednak sądziłem, że w końcu się wykażę swoimi umiejętnościami, jako twój zastępca. Los jednak ma na mnie wielkiego wkurwa.
-Jak pragniesz się tak wykazać swoim pierdolonym autorytetem to idź do miasteczka do Athemy sprawdzić co u niej lub do miasta na dziwki, czy jakiegoś klubu – odpowiedziałem mając już dość pojękiwania mojego brata nad swoim losem.
-Lepszą propozycją będzie zaszycie się w swoim gabinecie – odparł wskazując na korytarz, gdzie znajduje się jego miejsce pracownicze. - Do później, Carter. Życzę ci, abyś się udławił tą kawą.
Na jego słowa jedynie prychnąłem i skierowałem się do swojego gabinetu. Musiałem się przygotować, ponieważ za kilka minut mam ważne spotkanie z kontrahentem, który ma mi przynieść grubą kasę. Na jej myśl od razu się uśmiechnąłem. Miałem głowę do interesów, to prawda. Czułem się w nich, jak ryba w wodzie.
-Panie Castello – zapukał w drzwi jeden z moich ochroniarzy, którzy stoją pod moim gabinetem. - Pan Greg do pana.
O wilku mowa.
-Wpuść go – odparłem oschłym głosem.
Od razu do pomieszczenia wszedł mężczyzna w podeszłym wieku. Skurczybyk nieźle się trzymał, jak na swój wiek, dlatego negocjacje z nim są czasem nieco zacięte. Daje mi to jednak dużo satysfakcji, gdy ugram coś wraz z tym człowiekiem.
-Witaj, przyjacielu – powitał się podając mi rękę. - Mam pieniądze. Dwa miliony dolarów.
Na biurko położył dwie walizki z pieniędzmi. Od razu je otworzyłem i spojrzałem na wartość pieniądza. Nie musiałem ich zliczać zważając na to, że jest nasz zaufany człowiek, lecz zawsze wolałem się upewnić. Wpierw zliczyłem bloki banknotów, a przeliczeniem każdego z nich postanowiłem, że zajmę się tym później. Miałem przed sobą osobę, która nie lubiła czekać.
-Na moje oko wszystko powinno się zgadzać – odparłem siadając na moim wygodnym krześle. - Kiedy następna dostawa?
-Za tydzień lub dwa – oświadczył na co wykrzywiłem usta w lekkim grymasie.
-Nie da się szybciej?
-Przykro mi, ale Kevin nie wyrabia – wyjaśnił. - Ma teraz rodzinę na utrzymaniu, sam o tym już coś wiesz, prawda? W końcu od kilku tygodni jesteś już zamężny, tylko jeszcze dziedzica brakuje.
-To fakt, ale razem ze Scarlett uważamy, że na wszystko jeszcze przyjdzie czas. Co do Kevina... może załatwię mu jakiegoś współpracownika? Zobaczę wśród zaufanych ludzi kogo mógłbym mu podesłać. Chłopakowi należy się trochę luzu w pracy. I tak dużo pracuje.
CZYTASZ
His Sweet Obsession
RomanceNiby przyszły dziedzic tronu oraz capo jednej z największych mafii na świecie. Niby normalna dziewczyna z przyjaciółmi u boku oraz "kochającą" rodziną. Niby dwa różne światy. On - to człowiek, przed którym matki chronią swoje córki. Ludzie nazywają...