Rozdział 26.

841 27 0
                                    

Gavi

Przez całą drogę do domu rodzinnego Pedri'ego nie mogłem zebrać myśli. Co chwilę spoglądałem na Adelinę. Ona była jednak skupiona na widoku za oknem. Od początku drogi trzymała mnie za rękę, co tylko utwierdziło mnie w tym, jak bardzo ją kocham. Nie mogłem się doczekać, aż sama powie mi te ważne słowa. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie mogę jej w żaden sposób pospieszać. W dodatku cała ta sytuacja z rodziną jej i Pedri'ego nie sprzyjała teraz takim wyznaniom. Jednak tak jak obiecałem, będę czekał tyle, ile będzie potrzeba.

Po prawie godzinie jazdy zatrzymaliśmy się na chodniku przed domem rodziców Pedri'ego. Nikt jednak nie wysiadł z samochodu, chcąc w jakiś sposób ostatni raz zebrać myśli, przed tym, co miało nadejść za kilka chwil. Spokojną ciszę przerwał Pedri, który był widocznie zdenerwowany całą sytuacją. W końcu raczej nie spodziewał się, że może mieć jakąś rodzinę. Podążyliśmy za nim i razem czekaliśmy przed drzwiami, aż ktoś się w nich pojawi. Pedri coraz szybciej naciskał na dzwonek, na co Adelina zbeształa go, tłumacząc, że przecież jest już prawie północ. Po chwili zapaliły się światła, a nas powitała mama Pedri'ego. Jak tylko zobaczyła, kto stoi, do oczu napłynęły jej łzy.

- Cześć, mamo. Możemy wejść? Musimy się czegoś dowiedzieć. - powiedział Pedri zachrypniętym głosem. Kobieta nawet się nie wahając, wpuściła nas do środka. Przeszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy na naprawdę dużej kanapie.

- Więc, co jest takie pilne? - zapytała jego mama.

- Co wydarzyło się dwudziestego piątego listopada prawie dziewiętnaście lat temu? - kobieta spojrzała na nas, nie rozumiejąc, o co pyta ją jej syn.

- Jak to co? Urodziłam Ciebie. - powiedziała, a w salonie pojawił się nagle tata Pedri'ego.

- Byłem jedynakiem? - zapytał, czekając na jej reakcję. Ona jednak lekko się spięła i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z mężem.

- Nie. - powiedziała tak cicho, że ledwo było ją słychać.

- Co? - zapytał Pedri.

- Nie. Nie byłeś jedynakiem. - właśnie w tym momencie z jej oczy poleciały łzy.

- Co się stało z drugim dzieckiem?

- To była dziewczynka. - zaczęła, uśmiechając się na to wspomnienie. - Czasami zastanawiam się jak wygląda, co się z nią stało. Chciałabym ją kiedyś poznać. - dokończyła, a Adelina miała wielkie zdziwienie wymalowane na twarzy. Pewnie już się spodziewała, jaki jest dalszy ciąg tej historii.

- Co się stało, że nie była z nami? - zapytał z wyrzutem Pedri.

- Naprawdę chciałam ją wychować. Nie mogłam jednak tego zrobić. Miałam tylko siedemnaście lat, kiedy zaszłam w ciążę, w dodatku bliźniaczą. Twój tata miał słabą pracę. Nie mogliśmy wychować dwójki dzieci. - Pedri o mało co nie wybuchł, ale posłałam mu spojrzenie, mówiące, żeby zachował spokój.

- Co zrobiliście z dziewczynką?

- Oddaliśmy ją do adopcji. Nawet nie wiemy, czy ktokolwiek ja adoptował. - tym razem dosłownie zalewała się łzami. - Czemu akurat teraz z tym przyszedłeś? - nie rozumiała naszej wizyty.

- Ta dziewczynka z adopcji to Adelina. - wskazał na moją dziewczynę. W tym momencie oczy kobiety i jej męża powędrowały właśnie na nią.

- To niemożliwe. Dziewczynka miała takie samo znamię na karku jak ty. - powiedziała i podeszła do Adeliny. Odsunęła jej włosy na bok, a na widok wspomnianego znamienia zamarła.

- O mój boże. - to było jedyne, co zdołała powiedzieć. - Jesteś moją córką. - na jej słowa Adelina już nie powstrzymywała płaczu.

- Nie mogę w to uwierzyć. Przez tyle lat nie byłaś w stanie mi nawet tego powiedzieć. Mogliśmy ją znaleźć wcześniej. To jest jakiś żart. - Pedri był wręcz wściekły, głównie na swoją mamę.

- Przepraszam, nie chciałam do tego wracać. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak często o Tobie myślałam. - chciała podejść do Adeliny, jednak ona wybiegła z domu, dalej płacząc i dosłownie krztusząc się łzami. Za nią od razu wyszedł Pedri, który głośno trzasnął drzwiami. Zarówno kobieta, jak i mężczyzna byli roztrzęsieni i na pewno bolała ich reakcja ich dzieci.

- Proszę Cię, zrób coś. Ja nie mogę ich stracić. - wyszeptała błagalnie ich mama.

- Nic nie mogę Pani obiecać, muszą ochłonąć i wszystko przemyśleć. Lepiej, jeżeli już pojedziemy. - pożegnałem się z nimi i wyszedłem na zewnątrz. Stała tam Adelina, która przytulała Pedri'ego. Oboje płakali, co wręcz łamało mi serce. Nie chciałem ich widzieć w takim stanie.

- Ja prowadzę. Wy jesteście za bardzo roztrzęsieni, żeby przynajmniej trzymać kierownicę. - na moje słowa oderwali się od siebie. Weszliśmy do samochodu, gdzie każdy był w swoich myślach. Zdecydowanie była to najbardziej emocjonalna noc dla nas wszystkich.

Belleza Española I Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz