Zaniepokojony patrzę na Ashley. Dziewczyna w tym krótkim czasie zbladła, choć zawsze ma rumieńce, dorobiła się delikatnych cieni pod oczami. Przestała nosić sukienki. A nie minęły nawet trzy dni, odkąd znaleźliśmy się w Kanadzie.
Wstaje z łóżka, podchodzi do mnie i klęka przy mnie.
- Hej, Biały Kieł - mówi z radością, jej oczy trochę się rozświetlają. Drapie mnie za uchem. - Jak tam? Tutaj chyba jest lepiej niż w Los Angeles, co? Więcej drzew, ciszej. No i brak problemów związanych z akademią. Tak, jak chciałam.
Jestem pewien, że nie tylko o akademię jej chodziło. Ashley była przekonana, że tutaj zapomni o Blake'u, a zamiast tego myśli o nim jeszcze intensywniej. Nie raz i nie dwa słyszałem jej myśli. Obawiała się o wszystko. Czy da radę bez Blake'a, czy on nadal ją chce, czy jej ojciec odpuści inicjację z Danem... Czy może spróbować z Shane'em? Chce z nim spróbować zwykłego, niezobowiązującego związku? Z nim?
Nie, żebym miał coś przeciwko chłopakowi. Ten cały Shane w końcu zaprosił mnie do domu. Oczywiście i tak bym tutaj wszedł - nie puściłbym Ashley samej, nie ważne, jak miły się wydawał już od początku - jednak doceniam, że wpuścił wilka do siedliska swojego i swojej rodziny. Naprawdę musiał zaufać Ashley, że ma nade mną kontrolę.
Przechyliłem łeb bardziej na lewo, tak, że drapała mnie w TYM miejscu.
- Dzisiaj ma przyjść Sandra, kuzynka Shane'a - wspomina ze śmiechem Ashley.
Kładę się na boku, a ona przenosi rękę na mój brzuch. Wydaję z siebie stłumione westchnięcie i jeszcze bardziej wyginam grzbiet.
- Nie wiem, jak reaguje na zwierzęta - kontynuuje dziewczyna - więc proszę, uważaj na to, co robisz i nie czuj się urażony, jeśli coś przez przypadek zrobi.Nie martw się, gdy tu przyjdzie ja pójdę się przejść po lesie, przesłałem jej myśl. Tylko tak mogę porozumiewać się z ludźmi. I tak słyszy mnie tylko Ashley. Czasami mi się to podoba, a innym zaś razem wyję sfrustrowany.
- Dobrze, dziękuję. - Całuje mnie w nos, a ja kicham. - Jesteś kochany, Biały Kieł.
Patrzę w jej błękitne oczy. Chwilami zadaję sobie pytanie, dlaczego to ona nie jest tą kobietą? I tak jestem do niej przywiązany i ona jedyna mnie rozumie. No i kocham Ashley.
Kocham ją, jednak jak... młodszą siostrę. Nie czuję do niej pociągu. Chcę z nią być, być obok niej, ale nie chcę trzymać jej za rękę i całować. I nie czuję przy niej palącego przymusu. Wczoraj poczułem taki, gdy spieszyłem do domu. Przebiegałem niedaleko jednego domu i zaatakowała mnie fala smutku pochodząca od niego. Starałem się to zignorować. W pewnym momencie usłyszałem jakiś szelest, a gdy odwróciłem się w tamtą stronę, coś, a raczej ktoś z dachu wracał przez okno do jednego z pokoi. Stałem tam przez chwilę i patrzyłem. Słyszałem strzępki rozmowy. Już miałem zbliżyć się do budynku, jednak przypomniało mi się, że czeka na mnie Ashley. Więc jak najszybciej biegłem dalej, w gardle wzbierała mi chęć skomlenia.
Z moich myśli wyrywa mnie pukanie do drzwi.
- Ashley? - woła Shane. - Obudziłaś się już?
- Tak - odpowiada. - Wejdź, jeśli chcesz.
Chłopak oczywiście otwiera drzwi i wchodzi do pokoju.
- Co robisz? - pyta.
- Wyjaśniałam Białemu Kłowi, jak ma się zachować, gdy przyjdzie tutaj twoja kuzynka.
Jakbym potrzebował wyjaśnienia.
- Faktycznie, nie wiadomo, czy lubi wilki. Na szczęście moja siostra i rodzice lubią psy/
Warczę cicho, urażony za nazwanie mnie psem.
- Nie lubi, gdy tak go się nazywa - wyjaśnia Ashley. - Woli już, jak mówi się o nim wilczur, wilk, Biały Kieł.
- Zapamiętam. W każdym razie chciałbym przedstawić cię mojej rodzinie. I Białego Kła też.
Uniósłbym brwi, gdybym mógł. To jednak niemożliwe w ciele wilka. To znaczy, niby możliwe, ale mało widoczne i mało efektywne.
- Są już?
- Zaraz będą.
Ashley wstaje i otrzepuje dłonie. Tak, jakby miała z czego się otrzepywać. Nie lenię się, ani nie gubię sierści! No, przeważnie.
- Na pewno nie mają nic przeciwko mojej obecności tutaj?
Shane uśmiecha się.
- Nic a nic. Tak szczerze to są trochę zadowoleni... - Drapie się po karku, ukazując zakłopotanie. - Przeważnie nie słyszą ode mnie, że spędzam czas z jakąkolwiek dziewczyną.
Moja podopieczna rumieni się delikatnie. Patrzę to raz na nią, to na niego. Widzę ich małe, wzajemne zainteresowanie. Ciekawe. Może faktycznie powinni spróbować? Przypomninam sobie Blake'a. Co prawda to jest partner duszy Ashley, jednak... jeszcze mu trochę brakuje do tego, aby się do niej zbliżyć. Chociaż dzięki niemu zaczęła zastanawiać się nad przeciwstawieniem się ojcu. To już jakiś postęp, muszę przyznać.
Ale ta kobieta na imprezie... Z jednej strony mam ochotę torturować go za to jak najdłużej. Z drugiej jednak strony chcę, aby w końcu odnaleźli siebie nawzajem z Ashley. Poza tym, Blake nieudolnie stara się dotrzeć do Ashley. Po prostu mu to nie wychodzi. Rozumiem to, że próbuje na wszelkie sposoby. Ja też bym próbował na jego miejscu. Ale nie poprzez zalecanie się do innej dziewczyny, no czy on jest normalny?
W czasie moich rozmyślań Ashley i Shane przenieśli się na przedpokój. Nadstawiam uszy i zaraz ruszam za nimi, rozumiejąc, że wrócili gospodarze.
Docieram w chwili, gdy Ashley wita się ze wszystkimi.
Ale oni do siebie wszyscy podobni, myślę, przebiegając wzrokiem po całej rodzinie.
Wszyscy mają takie same oczy. Rodzice Shane'a nieźle się dobrali. Shane to kropka w kropkę ojciec, tylko że młodszy. Jego matka to jedyna w rodzinie blondynka o smukłej figurze.
- Wilk! - rozlega się pisk.
Patrzę niżej, na najmłodszą z całego towarzystwa
Dziewczyna to również szatynka, z figurą po swojej mamie. Wysokie kości policzkowe też musiała odziedziczyć po niej.
- To Biały Kieł - przedstawia mnie Shane. - Biały Kle, to moja młodsza siostra, Stacey.
Dziewczyna zaraz do mnie podchodzi ostrożnie. Siadam na znak, że nie mam zamiaru nic jej zrobić. Nie minęło dużo czasu, a ta już mnie głaszcze i drapie. Muszę przyznać, że to jest przyjemne. Najlepsze, gdy zaczyna drapać po brzuchu.
Godzinę później leżę na dywanie z Stacey, a tej nadal nie brakuje energii na rozpieszczanie mnie. Ach, jak dobrze.
- Niedługo przyjdą - słyszę mamę Shane'a i Stacey. - Pamiętajcie, żeby porozmawiać trochę z Sandrą - prosi.
Może to być mały problem, ponieważ ona mnie nie zrozumie. Zamykam oczy i, nie ma co kłamać, zaczynam już przysypiać. Zaciągam się głębiej, po czym prędko się zrywam na równe łapy. Chwilę później rozega się dzwonek do drzwi. Jakiś delikatny, kuszący zapach atakuje mój węch. Czuję jakieś perfumy i szampon. Pod tym jednak kryje się ledwie wyczuwalny, kwiatowy zapach. Wstaję ledwie świadomie i nieco się zataczając, jakbym był pod wpływem jakiś środków odurzających, ruszam na przedpokój. Staję nagle, wpatrzony w dziewczynę wieku chyba Ashley, o ciemnych włosach. Uśmiecha się delikatnie, jednak skądś wiem, że nieszczerze. Jej ni to zielone, ni to niebieskie oczy spoczęły na mnie.
Ogarnia mnie niespotykane pożądanie i silne jak nigdy dotąd pragnienie, aby wrócić do ludzkiej postaci. To niemal boli. Niemal. Razem z tymi odczuciami jest również potrzeba, by ją bronić. Chcę znaleść się obok niej, kochać i chronić ją przed całym światem. A w mojej głowie wciąż krąży myśl: MOJA.
CZYTASZ
Miłość według wilka ✓
Paranormal- Chyba już - powiedział w końcu, kciukiem lekko głaszcząc moją wargę. - Boli? - Może troszkę - przyznałam schrypniętym głosem. Odchrząknęłam. - Dziękuję. Wpatrywał się w moje usta. Nie byłam w stanie zaprotestować, gdy jego twarz była coraz...