XVI. Sandra

1.8K 100 7
                                    

 - No to - zagaja Gina, gdy już przyniosłam kubki z gorącą czekoladą do salonu - do Bożego Narodzenia zostało jakiś miesiąc.

Zerkam na kalendarz, który pokazywał, że tego dnia jest już trzynasty listopada.

- Faktycznie - mamroczę zaskoczona. - Jak ten czas szybko leci.

- Żebyś wiedziała - przytakuje, odbierając ode mnie jeden z kubków. - A więc co dostaniesz?

Wzruszam ramionami.

- Nie wiem. To jest niespodzianka - specjalnie pariodiuję głos mojej mamy.

Posyła mi krzywy uśmiech.

- U ciebie też nadal jest ta gadka?

- Ja im się odwzajemniam tym samym.

- Słusznie.

Patrzę podejrzliwie, jak moja przyjaciółka uśmiecha się lekko i miesza łyżeczką w swojej czekoladzie. Co chwilę zerka na mnie. Odnoszę wrażenie, że chce mi coś powiedzieć.

- No dobrze - mówię w końcu, nie wytrzymując już. - Powiedz, o co ci chodzi?

Robi minę niewiniątka.

- Ale przecież ja nic nie mówię.

- Nie musisz. A teraz mów.

Zapatrzona w swój kubek w zamyśleniu zagryza wargi.

- Poznałam kogoś - w końcu się przyznaje.

Uśmiecham się.

- To super, gratuluję. Kiedy?

- Gdy musiałam iść na tą imprezę organizowaną w pracy mamy. Okazało się, że nie ja jedyna zostałam tam zaciągnięta.

Śmieję się.

- A nie mówiłam? Masz jego numer?

Kiwa twierdząco głową.

- I nawet jesteśmy już umówieni na spotkanie - chwali się.

- I to było aż ta trudne do wyznania mi? - nie mogę uwierzyć.

Miesza się nieco.

- No bo widzisz, chodzi o to... - Upija łyk swojej czekolady i patrzyła na wszystko dookoła, tylko nie na mnie. - Obiecałam mu, że...

Niepokoję się nieco.

- Co mu obiecałaś, Gina? - pytam ją poważnym tonem, a w mojej głowie zaczęły rodzić się czarne scenariusze.

- Bo on ma kolegę, który szuka dziewczyny i powiedziałam mu, że ja mam wolną koleżankę, a on na to, żebyśmy się spotkali we czwórkę, a ja mu powiedziałam, że nie wiem, czy się zgodzisz, no to on na to... - mówi coraz szybciej, a mnie coraz trudniej jest ją zrozumieć.

- Zwolnij - udaje mi się wciąć. - Zgubiłam się przy tym, co on niby mówił po tym, że mogę nie chcieć przyjść na spotkanie.

Wzdycha przeciągle.

- Poprosił, żebym cię przekonała. Żebyście chociaż ty i jego znajomy się trochę poznali. - Patrzy na mnie błagalnie. - Zrobisz to dla mnie? Proszę? Już mu obiecałam, że przyjdziesz.

- Jakie ty masz szczęście, że cię lubię - stwierdzam, pijąc swoją czekoladę i odwracając wzrok od jej błagalnego spojrzenia. - No dobrze, pójdę z tobą na to spotkanie.

Prawie podskakuje, tak jest uradowana moją zgodą. Uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Ta jej wielka radość powoduje, że jestem mniej zła na nią przez jej rozporządzanie moim czasem.

Miłość według wilka ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz