IV. Biały Kieł

2.8K 134 1
                                    

Mogę chodzić po akademii spokojnie, nigdy nie było problemów z moim pobytem w budynku. Wszyscy mnie znają i nie muszę się martwić, że nagle mnie złapią, uśpią i wywiozą Bóg tylko wie, gdzie.
To dlaczego skradam się przez korytarze szkoły tak, jakbym był tutaj intruzem? Może dlatego, że szukam stąd wyjścia, co by nie było dziwne, gdyby nie był właśnie środek nocy?
Owszem, szukam wyjścia z akademii. Od jakiegoś czasu zdarza mi się to co raz częściej. Odkąd wróciliśmy z Kanady do Los Angeles, tak konkretniej. I każdej nocy, której tak się wymykam, zawsze kończę w jednym miejscu - na lotnisku w Los Angeles, patrząc na tablicę przylotów z Kanady i czekając na dziewczynę o zielono-niebieskich oczach.
Sandra.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie potrafię o niej zapomnieć. Ciągle o niej myslę, zajmuje pierwsze miejsce w mojej głowie. Jeśli już muszę skupić się na czymś innym, ona nadal czai się w zakamarkach mojego umysłu.
Skupiam się z powrotem na odnalezieniu wyjścia. Przystaję na chwilę i wycofuję się za zakręt, gdy na końcu korytarza dostrzegam jakiegoś chłopaka. Zwykle bym się nie chował, ponieważ osoby uczęszczające do Akademi Blacka lub pracujące tutaj znają mnie i się mnie nie boją. Nie poznaję jednak tego chłopaka, więc mógł on być jednym z uczniów z wymiany czy wycieczki. (jakkolwiek to nazwać, ja nie znam jego, on nie zna mnie). Mógłby się mnie wystraszyć i coś mi przez przypadek zrobić, przez co mógłby mieć później kłopoty. Ja w rezultacie bym się wkurzył i coś mu zrobił, za co z pewnością również i mnie czekałaby kara. A ja naprawdę czuję coraz większy przymus znalezienia się na lotnisku (lub od razu w Kanadzie), przez co nie mam nawet ochoty zawracać sobie nim głowy.
Sandra ma się przeprowadzić do Los Angeles, data jednak nie została dokładnie ustalona. Mogła przyjechać szybciej, a może jej rodzice przedłużyli pobyt. Chociaż nie ważne, czy dwa dni, czy tydzień, dla mnie to jest długi okres czekania na ponowne ujrzenie jej. W realnym świecie, oczywiście. I tak za każdym razem w śnie widzę jej twarz, słyszę śmiech, czuję jej dotyk, jakby faktycznie mnie głaskała.
Moje kości zaczynają boleć, jakby w przymusie do zmienienia nagle swojego układu. Muszę mocno zewrzeć ze sobą szczęki, aby nie wydać z siebie głośnego skowytu i nie obudzić wszystkich.
Moja Sandra. Chcę mojej kobiety. Dlaczego akurat mojej? Na to pytanie chciałbym znać odpowiedź.
Po tym, jak się - mniej więcej - opanowałem, wyjrzałem zza zakrętu. Chłopaka już nie było. Wychodzę powoli, testując swoje kości. Ten ból, który na początku mnie ogarnął, częściowo już zaniknął. Nadal czuję jednak jego pulsowanie.
W końcu odnajduję wyjście. Już, już właśnie mam wychodzić, gdy drogę zastępuje mi Ashley.
- Gdzie znowu się wybierasz, mój najdroższy, wilczy przyjacielu? - odzywa się schrypniętym jeszcze od snu głosem.
Musi najwyraźniej mieć nienajlepszą noc, ponieważ to na pewno nie przeze mnie się obudziła. Nasze drogi musiały się skrzyżować przez przypadek.
Ale dlaczego Ashley nie może spać?, zastanawiam się. Oczywiście odpowiedź jest prosta: Blake.
Zaraz, jeśli Ashley się na mnie natknęła... będzie chciała wiedzieć, gdzie idę i po co. Cholera.
Nie to, żeby już mnie wcześniej nie próbowała wypytać, gdzie znikam na noc. Ja jej oczywiście nie udzielałem odpowiedzi. Chociaż sądzę, że sama się domyśliła, gdzie. Moja podopieczna wcale nie jest głupia.
Dziewczyna wzdycha i przyklęka, wyciągając do przodu rękę. Podchodzę do niej i liżę jej wyciągniętą dłoń, o czym wtulam się w nią. Uczucie jej drugiej, głaskającej mnie ręki, jest przyjemne. Ale nie tak przyjemne, jak wtedy, gdy robiła to Sandra.
To się naprawdę zaczęło robić uciążliwe. Chciałbym zmusić się do zapomnienia o niej, chciałbym dać sobie z nią spokój. Jednak gdy tylko o tym myślę, czuję się chory i rozdziera mnie jeszcze większy ból.
- Ta kuzynka Shane'a naprawdę zwróciła ci w głowie, co? - pyta Ashley, głaszcząc mnie po łbie.
No cóż, nie muszę odpowiadać.
- Proszę - kontynuuje - nie wymykaj się dzisiaj nigdzie. Na zewnątrz jest burza, a Sandra dzisiaj na pewno nie przyleci. Ale wiesz, wkrótce, dokładnie w piątek, przyjeżdża Shane. - Mogę dostrzec uśmiech igrający w kącikach jej ust. - Mogę go zapytać, czy Sandra może z nim przyjechać, a jeśli nie może, to kiedy w końcu tutaj dotrze ona i jej rodzina. Co ty na to?
Myśl o Sandrze, w końcu znajdującej się obok mnie, wlała we mnie szczęście. Tym razem igra we mnie ból przyjemny, o ile taki istnieje, a ja chcę zawyć, tym razem z radości. Warknąłem więc w aprobacie na pomysł Ashley, a ona tym razem uśmiecha się szeroko.
- Może być ten pomysł, co nie? - Drapie mnie za uchem. - Tylko co jest takiego w Sandrze, że ty się tak do niej przywiązałeś? Bo nie jestem pewna.
Tak naprawdę to sam nie jestem pewny, dlaczego się tak szybko do niej przywiązałem. To mnie jednak nie obchodzi. Może i trochę zachowuję się jak małe dziecko, które chce wymarzoną zabawkę i nie może się doczekać, aż trafi w jego ręce.
Ashley wstaje i ciągnie mnie delikatnie za futro na karku, dając mi znak, że czas iść. Posłusznie się ruszam.
- Będę musiała porozmawiać z Danem - zagaja po jakimś czasie.
Warczę. Tym razem jednak nie było to warknięcie zadowolenia, tylko pogardy i złości.
Nigdy nie przepadałem za tym byłym Ashley. On mnie też nie lubił. Od zawsze darzyliśmy się nawzajem nienawiścią. Gdy przychodził w odwiedziny do niej starałem się być jak najbardziej okropnym pupilem gospodarza. A dziewczyna mi na to pozwalała. No, przeważnie.
Właśnie układam w głowie, jak mniej więcej może przebiec to spotkanie tym razem, gdy wtrąca:
- Będę musiała z nim porozmawiać sama. Nie będzie czasu na wasze wygłupy. To poważna sprawa.
Brzmienie jej głosu sprawia, że porzucam wszelkie pomysły na zgnębienie jej byłego i przystaję, patrząc na nią zatroskany. Czekam na wyjaśnienia, i ona o tym wie.

- Tata przecież chce, żebyśmy do siebie w końcu wrócili - wyjaśnia. - No wiesz, że niby już zbliża się czas na inicjację i tak dalej. No a przecież oni mają jeszcze czas! W każdym razie ja nie chcę w ogóle tej inicjacji z nim. Nie chcę do niego wracać, nie chcę znowu próbować. Mam dość. I chcę to powiedzieć i jemu, i ojcu.

Inicjacja to czarodziejski rytuał, podczas którego dochodzi do złączenia dwóch dusz w jedno. Zazwyczaj przechodzą przez niego partnerzy dusz. Jest to bardziej cementujące związek niż ślub. Dan nie jest partn     erem duszy Ashley. Nie powinna z nim przez to przechodzić.
Zuch dziewczyna w końcu się ogarnęłaś, przekazuję jej.

Wzdycha ciężko.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. A teraz chodź spać, jestem zmęczona tym wszystkim. Rano od razu zadzwonię do Shane'a.
Razem wracamy do pokoju i kładziemy się na swoich miejscach. Jednak gdy ona śpi ja podchodzę do okna i spędzam przy nim większość nocy, marząc o niezwykłych oczach młodej kobiety.

Miłość według wilka ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz