A więc Biały Kieł stał się wreszcie na powrót człowiekiem, nadal rozmyślam. Znalazł wreszcie swoją jedyną, kobietę, która przywołała mężczyznę.
Szczerze, nie dziwię się, że tą kobietą okazała się Sandra. Mogłam domyślić się, że to prędzej czy później nastanie. Nie sądziłam jednak, że ta legenda... faktycznie jest prawdą.
No i oczywiście przywiązałam się do mojego wilczura. Nie, już nie twojego, upomniałam sama siebie. Nadal jestem urażona tym, że tak późno mi o tym powiedział. Tak, jakby o mnie już zapomniał czy miał „ważniejsze rzeczy na głowie". Albo, tak jak mnie zapewniał blondyn, nie wiedział po prostu, jak mi to powiedzieć.
Ale nie ważny jest powód, tylko to, że wreszcie mi opowiedział wszystko. Zadeklarowałam się mu pomóc i chociaż jego mina była kwaśna, oczy wyrażały wdzięczność. Cieszę się, że Biały Kieł – a raczej Brian, bo tak kazał na siebie mówić – jest szczęśliwy. Czekał na to setki lat, a po tym wszystkim, co go w życiu spotkało, zasłużył na to, aby zaznać szczęścia.
Jednak już niecałe pół godziny po wyjściu Briana z mojego pokoju ogarniają mnie złe przeczucia. Z początku sądzę, że po prostu mi się wydaje i jestem trochę przewrażliwiona z powodu tych wszystkich informacji. Ale gdy dzwonię do młodzieńca trzy razy pod rząd na numer, który mi podał jako swój wiem, że moja intuicja mówi prawdę i nie myli się. Coś musiało się stać. Czuję to. Zmuszam się do odczekania pięciu minut, po czym dzwonię po raz kolejny. W chwili, w której przez słuchawkę odzywa się poczta głosowa, rozlega się pukanie do drzwi. Mam nadzieję, że jest to Biały Kieł, który zgubił po drodze telefon i teraz go wszędzie szuka.
Niestety, przed drzwiami nie ma mojego przyjaciela. Stoi tam młodzieniec o czarnych włosach. Posiada on urodę, która jednoznacznie wskazuje na to, iż z pochodzenia jest Indianinem.
- Słucham? - pytam zamiast powitania.
- Ty jesteś Ashley? - odzywa się. Mówi dość szybko i nie może ustać w miejscu.
- Słucham? - powtarzam.
- Potrzebna jest pomoc.
- Co się...
- Biały Kieł i Sandra są w poważnym niebezpieczeństwie.
Więcej nie trzeba mi wiedzieć. Wybiegam tak, jak stałam, ubrana w sukienkę i baleriny, nie zawracając sobie głowy wzięciem chociażby kurtki. Indianin nie patrzy, czy idę za nim. Po prostu idzie, a raczej biegnie ku wyjściu, a następnie zaczyna biec przez chodnik, chcąc jak najszybciej dotrzeć do moich przyjaciół. Doganiam go i łapię za rękę i pociągam ku bocznej alejce.
- Wyobraź sobie miejsce, w którym są – nakazuję mu, gdy na mnie patrzy. - Teleportuję nas tam, będzie szybciej.
Chwilę później odebrałam od niego obraz. Przedstawia on jeden z domów w dzielnicy, w której Sandra mieszka z rodzicami. A w dodatku to dom jej przyjaciela, Liama. Staram się o tym nie myśleć i skupiam się na obrazie domku. W następnej chwili czuję się, jakbym zjeżdżała windą i wiem, że przenosimy się do innego miejsca. Gdy otwieram oczy widzę, że teleportacja przebiegła pomyślnie.
- Uważaj – ostrzega mnie młodzieniec – w środku może znajdować się osoba zmanipulowana. Nie możesz jej skrzywdzić, a jedynie unieruchomić czy ogłuszyć. Trzymaj się za...
Nie mam zamiaru słuchać tej gadaniny o tym, że dziewczyny są słabsze i tak dalej. Po prostu go wymijam i wpadam do domu przez szeroko otwarte drzwi i biegnę po schodach na górę. Kierowałam się krzykiem, który słyszę i modlę się, by nie było za późno.
CZYTASZ
Miłość według wilka ✓
Paranormal- Chyba już - powiedział w końcu, kciukiem lekko głaszcząc moją wargę. - Boli? - Może troszkę - przyznałam schrypniętym głosem. Odchrząknęłam. - Dziękuję. Wpatrywał się w moje usta. Nie byłam w stanie zaprotestować, gdy jego twarz była coraz...