Leżę na podłodze balkonu, który jest przyłączony do pokoju Ashley. Patrzę w dal, na północ, wyglądając jakiegoś lecącego samolotu. Pytanie tylko... po co? Nawet jeśli on będzie leciał z Kanady nie znaczy to, że tam będzie Sandra.
Już nie raz przecież byłem na lotnisku sprawdzając, czy ona w końcu przyleciała. Miałem z początku nadzieję, że przyleci tu razem z Shane'em. Niestety, nie przyleciała. To nienormalne, wiem. Przywiązanie się do dziewczyny, której prawie w ogóle nie znam. Nie zmieniało to jednak faktu, że z dnia na dzień kolejny bez niej czuję, jak coraz to bardziej popadam w szaleństwo.
Obok mnie ktoś klęka i przejeżdża dłonią po moim futrze.- Biały Kieł - odzywa się z westchnieniem Ashley. - Ty nadal masz zamiar tutaj tak siedzieć? Chodź, pójdziemy się przejść, na spacer do lasu.
Spoglądam na nią kątem oka, cicho jej wskazując, że nie mam zbytnio ochoty na żaden spacer.
Chociaż, powinienem korzystać, póki ona ma dla mnie czas.
Odkąd Ashley i Blake załatwili wszystko poukładali sobie sprawy między sobą, Ashley ciągle spędza z nim czas, na mnie już praktycznie nie zwracając uwagi.Ale, tak w sumie nie powinienem mieć do nich o to pretensji. Gdyby była tutaj Sandra, ja również najpewniej bym ignorował wszystkich wokół siebie. Każdą chwilę bym spędzał z nią.
- Proszę cię, chodź - namawia mnie dalej Ashley. - Przejdziemy się razem, sami. Blake dzisiaj miał pójść do Shane'a.Jest u Shane'a, oczywiście, pomyślałem.
Nie chodzi o to, że mam coś do tego chłopaka. Po prostu jestem rozczarowany tym, że jego kuzynka nie przyleciała razem z nim. A wiem, że Ashley o to go prosiła. Albo nie udało mu się jej zabrać ze sobą, albo zignorował prośbę.
Wzdycham cicho na tok własnych myśli. Ponieważ od początku dobrze wiem, że rodzice dziewczyny po prostu jej nie puścili. Ashley mi już to mówiła. Nawet Shane mi to mówił.
- Biały Kieł - moja podopieczna nie ustawała w próbach.
Wstaję w końcu niechętnie i przeciągam się. Spojrzałem wyczekująco na Ashley, która teraz delikatnie się uśmiecha.
Już mogę się z nią przejść i wykorzystać ten czas, stwierdzam, wychodząc z pokoju przez drzwi, które otworzyła.
*Sandra*
Patrzę przez szybę kawiarni, do której przyszłam razem z Shane'em i czekam na niego, ponieważ uparł się, aby przynieść nasze zamówienia.
Spotkałam się z nim od razu, jak tylko mogłam. Nie, żeby mi aż tak zależało na tym spotkaniu. Bardziej chodziło o to, że chciałam go podpytać. Co nie oznacza, że z chęcią zobaczyłam znajomą tutaj twarz poza moimi rodzicami. Jednak wolałabym ujrzeć w końcu pewien pokryty niezwykłym białym futrem pysk.
- Już jestem - odzywa się Shane, przywołując mnie i moje myśli do porządku. - Proszę. - Podaje mi kubek.
- Dzięki. - Przyjmuję od niego naczynie, po czym od razu uniosłam je do nosa i zaciągnęłam się tym niesamowitym zapachem. - Kawa... - Czarna. Taka, jaką lubię.
- Jesteś trzecią nastolatką z mojego bliższego otoczenia, która woli czarną kawę, bez żadnego mleka, śmietanki czy choćby łyżeczki cukru - informuje mnie.
- No widzisz. Takich jak my jest mało - stwierdzam, dmuchając w parującą taflę cieczy. - A tak przy okazji... - zaczynam, a nawet jeszcze chłopak nie zdążył usiąść - jak tam Ashley?
Uśmiecha się szeroko.
- Bardzo, ale to bardzo dobrze.
Unoszę brwi.
- Aż tak bardzo? Co się takiego wydarzyło, że odmieniło jej życie na tak pozytywne i radosne? A może po prostu przesadzasz z entuzjazmem?
- O nie, nie. Wszystko jest po prostu tak ważne. Chodzi o to, że Ashley i Blake wszystko sobie w końcu wyjaśnili i ona zgodziła się być jego pa...rą. - Odchrząkuje. - Znaczy się, zgodziła się z nim chodzić, oczywiście. Chodzić, czyli że spotykać. Rozumiesz?
Kiwam twierdząco głową.
- Rozumiem?
Oddycha z ulgą.
- No to dobrze.
Postanowiam nie komentować jego dziwnego zachowania, mimo że mnie ciekawi.
- Czyli Ashley jednak ma chłopaka?
Teraz to on kiwa twierdząco i wziął mały łyk swojego cappuccino.
- Owszem, ma.
- Chciałabym ją odwiedzić.
- Możemy ją odwiedzić, jeśli chcesz - oferuje.
Zagryzam wargę.
- A będzie Biały Kieł? - pytam z nadzieją.
Zamyślił się na chwilę.
- Ta, raczej powinien być. Tylko ostrzegam cię od razu, że jest jakiś inny niż podczas pobytu w Kanadzie - mówi.
Dziwię się nieco.
- Czyli? Możesz sprecyzować?
- Po prostu... - szuka odpowiednich słów. - On się zrobił inny. Wyciszył się całkowicie, cały czas siedzi przy oknie albo wychodzi i nie ma go godzinami. Ashley martwi się o niego. Zresztą inni też, w tym ja.
I ja też jestem zaniepokojona.
Teraz chcę go jeszcze bardziej zobaczyć, ale moje serce napełnia się również obawą. Co, jeśli nie chce mnie widzieć? A jak się zdenerwuje, gdy mnie zobaczy?
Mój kuzyn bierze kolejny łyk kawy.
- No więc pij tą swoją czarną kawę i idziemy - pogania mnie. - Przecież będę musiał cię później jeszcze odprowadzić do domu.Idę powoli parę kroków za Shane'em korytarzem. Jest on niby skromnie urządzony, szare ściany i czarna posadzka. Jedynie jako ozdoby powieszono parę obrazów. I szczerze? To jest wystarczająca ozdoba. Ponieważ ten hol uatrakcyjnia cała ściana ze szkła, przez którą doskonale widać Ocean Atlantycki.
Teraz jednak nie poświęcaam zbytnio czasu widokom za oknem. Szłam szybko za Shane'em, aby jak najszybciej dostać się dostać do pokoju Ashley. Żeby przekonać się, czy jest tam Biały Kieł.
Po krótkim namyśle z czystym sercem mogłam stwierdzić, że mam nierówno pod sufitem, przez to ciągłe upieranie się, aby zobaczyć tego wilka.
Chłopak staje w końcu przed jednymi drzwiami i puka. Nie czekamy długo, aż się one otworzą.
- Shane? - odzywa się zdziwiona Ashley, stając w drzwiach. - Nie miałeś być z Blakiem?
Wzrusza ramionami.
- Już dawno poszedł, bo zadzwonił po niego John. A poza tym, kogoś przyprowadziłem.
I nim dziewczyna zdąża się zapytać kogo chłopak robi parę kroków w bok, ukazując mnie. Przez chwilę patrzy na mnie zdziwiona, nie do końca chyba rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi.
- Hej - odezwałam się pierwsza do niej.
Ta nagle z piskiem porywa mnie w ramiona i mocno ściska.
- W końcu, w końcu jesteś! - woła. - Shane mógł cię szybciej przyprowadzić. - Patrzy na niego ganiącym wzrokiem.
Unosi ręce do góry.
- Dopiero dzisiaj się spotkaliśmy pierwszy raz. Byliśmy na kawie i od razu tu przyszliśmy. No, może nie od razu...
- A mogłeś po prostu od razu - przerywa mu, po czym wciąga mnie do pomieszczenia. - Chcesz coś do picia? Co prawda już piłaś, ale może chcesz coś jeszcze?
- Tak szczerze to napiłabym się jeszcze kawy - przyznaję.
- Ja też już przed chwilą piłam, ale sobie zrobię znowu. - Ciągnie mnie tanecznym krokiem do kuchni.
- Dostaniecie kiedyś skrętu kiszek, zobaczycie - grozi Shane.
- Ty się o nasze kiszki nie martw, tylko zostaw drzwi wejściowe otwarte - mówi Ashley. - Zaraz przyjdzie Biały Kieł.
Moje serce wykonuje z radości salto na samo wspomnienie jego imienia. Tak, jestem nienormalna.
- Już jest - informuje chłopak, zamykając drzwi.
- Biały Kieł! - dosłownie ćwierka Ashley. - Chodź tutaj!
Słyszę ciche drapanie pazurów o panele i jakiś czas później w drzwiach ukazuje się ten biały, wielki, wspaniały wilk.
- Spójrz, kto jest naszym gościem.
- Biały Kieł - odezywam się cicho, na co od razu szarpie łbem w moją stronę.
Spinam się nieco, gdy pędzi w moją stronę, ale nie odsuwam się. Przyjmuję zwierzę z otwartymi ramionami, a z drugiej strony mnie witają twarde kafelki kuchni. Jednak nie przeszkadza mi to.
Wilczur zaczyna mnie lizać po twarzy, na co ja się śmieję i drapię go za uszami. Ignoruje wołania swojej pani, która każe mu ze mnie zejść. Ja też to ignoruję, dopóki już mogę złapać oddech. Dopiero po braku napływu powietrza do płuc delikatnie odpycham wilczura, a ten odsuwa się od razu i siada obok mnie, patrząc z góry na mnie błękitnymi ślepiami, w których tańczą wesołe błyski.
- A ciebie to posłuchał od razu - skarży się Ashley, dając kubki Shane'owi, który zanosi je do innego pokoju.
Wstaję powoli i się otrzepuję, nie wiedząc, jak to skomentować. Biały Kieł od razu przyciska swój bok do mojej nogi, na co jego właścicielka uśmiecha się szeroko.
- I tego właśnie tak bardzo chciałeś? - pyta go.
Wydaje z siebie miękki warkot. Dziewczyna kręci głową i idzie za Shane'em, a ja za nią, z Białym Kłem przylepionym do nogi.
I wcale mi to nie przeszkadzało.
CZYTASZ
Miłość według wilka ✓
Paranormal- Chyba już - powiedział w końcu, kciukiem lekko głaszcząc moją wargę. - Boli? - Może troszkę - przyznałam schrypniętym głosem. Odchrząknęłam. - Dziękuję. Wpatrywał się w moje usta. Nie byłam w stanie zaprotestować, gdy jego twarz była coraz...