Lipiec, 2017 rok...
Nie słyszę aut, więc to znaczy, że nie masz zamiaru wrzucić mnie pod koła jednego z nich i uśmiercić – żartuję w stronę Sandry.
Posyła mi delikatną sójkę w bok, a ja syczę karykaturalnie z bólu.
- Nie udawaj – mówi tylko i dalej mnie prowadzi.
Tego popołudnia Sandra przyszła do mnie z tajemniczym uśmiechem na ustach i chustą w ręku. Powiedziała, że chce mnie gdzieś zaprowadzić, ale że położenie tego miejsca jest tajne, więc musiałem pozwolić założyć sobie chustę. Jestem zaintrygowany i przyznam, że trochę się niecierpliwię, ale pozwalam Sandrze prowadzić się, ślepo wierząc, że nie prowadzi mnie ku śmierci. Nasza wędrówka trwa dość długo jak na mój gust, ale staram się nie narzekać.
- No proszę, powiedz mi, gdzie idziemy – próbuję wydobyć z niej chociaż okruch informacji.
- Zaraz się sam przekonasz – odpowiada tylko.
- A nie mogę teraz?
- Nie, ponieważ wtedy nie będzie niespodzianki.
Taka sytuacja – te całe niespodzianki, chustki i tak dalej – przydarzyły się dopiero po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy.
No właśnie, co do naszej wspólnej historii... Ja i Sandra znamy się jakiś rok, a ja mam wrażenie – zresztą ona też – że znamy się całe życie. Minęło prawie osiem miesięcy od czasu, gdy Shadow – Izaar – został ponownie zabity. Jego dusza opuściła wtedy ciało Liama, który nadal jest święcie przekonany, że został napadnięty przez złodzieja chcącego obrabować dom. To niesamowite, że Sandra nadal potrafi patrzeć na niego jak na swojego przyjaciela, a nie jak na pustą skorupę stworzoną do opętań, dzięki której mogła stracić życie. Ale wolę, by nie spędzała z nim za dużo czasu. Raz opętany może zostać opętany znowu. Oczywiście Sandra przeważnie ignoruje moje słowa i ciągle z nim gdzieś wychodzi. No ale cóż mogę na to poradzić? Nie chcę zamykać jej w pokoju na klucz.
Nie lubię wspominać tamtego dnia, w którym to wszystko się wydarzyło, jednak gdy już to robię, żarliwie dziękuję Alii, przedstawicielce życia za to, że nie pozwoliła mi odejść i zostawić Sandry. To zdarzenie jeszcze bardziej nas zbliżyło do siebie. Nie w sensie fizycznym, bo na to było za wcześnie, ale emocjonalnym. Jeśli wcześniej było dobrze, teraz jest wspaniale. Rozumiemy się bez słów.
W świetle prawa miałem już ukończone osiemnaście lat i oficjalnie zostałem zaadoptowany przez rodzinę Blacków, ponieważ moi biologiczni rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a rodzice Ashley byli ich dobrymi znajomymi. Nie mam nic przeciwko temu, chociaż wolałbym już zamieszkać razem z Sandrą w naszym wspólnym domu. Z upragnieniem czekam na dzień, w którym to nastąpi.
- Uważaj – wyrywa mnie z zamyślenia głos dziewczyny – tutaj są schody.
- Jak nic prowadzisz mnie na pewną śmierć lub chociażby uszczerbek na zdrowiu – stwierdzam żartobliwie.
Wzdycha nieco poirytowana. Przez to wszystko, co się wydarzyło, nie lubi żadnych żartów na temat śmierci. Czasem zmienia sprytnie temat, innym razem jest poirytowana, tak jak teraz. Najgorsza bywa cisza i smutek od niej bijący. Zawsze,, gdy wywołuję u niej rozpacz, smutek czy nostalgię czuję się jak najgorszy dupek na świecie.
Z pomocą Sandry daję radę wejść po schodach bez szwanku.
Kiedy wreszcie będziemy na miejscu?, myślę.
- Już prawie jesteśmy – informuje mnie.
Słyszała mnie?
Owszem, słyszała, w mojej głowie rozlega się jej głos.
Sandra odkryła również możliwość tego, że może się kontaktować ze mną za pomocą myśli. Polubiła to. Bardzo często z tego korzysta. Zbyt często, wręcz tego nadużywa. Chwilami się zastanawiam, czy nie ma jakiegoś daru, bowiem słyszy moje myśli nawet wtedy, gdy ich do niej nie kieruję.
Jakieś drzwi delikatnie skrzypią , a my zatrzymujemy się.
- To tutaj. Możesz ściągnąć chustkę - słyszę upragnione słowa.
Od razu korzystam z przyzwolenia i pozbywam się materiału z twarzy. Moim oczom ukazują się drewniane ściany domku. Ma on nawet ściany, które odgradzają jedną przestrzeń od drugiej. Znajdujemy się akurat zaraz przy wejściu. Po lewej stronie umieszczona została kuchnia, natomiast pomieszczenie na wprost to zapewne być salon.
- Idź dalej – nakazuje moja kochana.
W pokoju dziennym dostrzegam uśmiechniętych państwo Black, Ashley, Blake'a, Dunaja i Shane'a.
- O co tutaj chodzi? - żądam odpowiedzi.
- Podoba ci się ten domek? - odpowiada pytaniem Ashley.
Rozglądam się dookoła. Domek jest w pełni umeblowany. W jednym kącie ustawiono kominek elektryczny, w drugim kącie narożnik, a przed nim stolik i fotele. Na środku pomieszczenia położony został gruby, puszysty dywan w kolorze cappuccino. Znalazło się również miejsce na małą komodę i regał z książkami. Pomieszczenie niewielkie, ale przytulnie urządzone.
- Bardzo – przyznaję.
- To dobrze, ponieważ jest twój – odzywa się pan Black.
Otwieram szeroko oczy.
- Słucham? - udaje mi się jedynie wykrztusić.
- Wspólnie z moją żoną stwierdziliśmy, że od dawna jesteś pełnoletni, a nawet jako osiemnastolatek masz prawo, by mieć własny kąt – wyjaśnia. - Myśleliśmy nad wykupieniem jednego z domków zaraz przy centrum miasta, ale Sandra stwierdziła, że taki na obrzeżach będzie ci bardziej pasował.
Zerkam na dziewczynę, która teraz trzymała półtorarocznego Blay'a (synka państwa Black) na rękach.
- Niespodzianka – mówi z szerokim uśmiechem.
- No więc jak? - pyta mężczyzna.
Powoli kręcę głową.
- Nie wiem, co powiedzieć – przyznaję.
- Powiedz po prostu „dziękuję" - wtrąca jego żona, moja przyszywana matka.
- Dziękuję – powtarzam za nią.
- Na przyszłość ty i Sandra macie już dom. No, chyba że będziecie chcieli coś innego, to mówcie od razu...
- Jest świetnie, dziękuję. Nie mogłem wymarzyć sobie wspanialszej rodziny. Kocham was wszystkich. - Z uśmiechem obejmuję Sandrę, gdy staje naprzeciw mnie i całuję ją długo, delikatnie i słodko. - A szczególnie ciebie - dodaję tuż przy jej ustach.
- Ja ciebie też kocham, mój drogi.
Jeszcze raz obdarzam ją pocałunkiem.
- No dobra, nie edukujcie mojego braciszka w tak młodym wieku! - przerywa nam Ashley, na co wszyscy zgodnie się śmiejemy.
Wśród tych ludzi, z moją jedyną u boku czuję, że to naprawdę moje miejsce.
CZYTASZ
Miłość według wilka ✓
Paranormale- Chyba już - powiedział w końcu, kciukiem lekko głaszcząc moją wargę. - Boli? - Może troszkę - przyznałam schrypniętym głosem. Odchrząknęłam. - Dziękuję. Wpatrywał się w moje usta. Nie byłam w stanie zaprotestować, gdy jego twarz była coraz...