XI. Biały Kieł

2K 117 0
                                    

Wiedziałem, że tego dnia było rozpoczęcie roku w szkole Sandry. Szykowała się przy mnie, mówiąc mi, że w pewnym stopniu się cieszy z rozpoczęcia szkoły. Ale nawet nie musiała mi mówić tego, że wolałaby zostać w domu. Zdawałem sobie z tego sprawę. Głęboko i przez długi czas biłem się ze swoimi myślami, czy aby na pewno swój plan wprowadzić w życie. Zdecydowałem się jednak zaryzykować. W chwili, gdy lokum Ashley było puste, znalazłem jakieś spodnie na zmianę i koszulkę Blake'a, które u niej zostawił. Ubrania tworzyły jako tako jakiś strój galowy. Nie zbyt porządny, ale galowy, jak by nie patrzeć. Z tymi ubraniami w pysku jak najszybciej opuściłem akademię, kierując się w stronę lasu.

Teraz kładę rzeczy na ziemi i odsuwam się nieco od nich. Siadam na zadzie, myśląc.

Co teraz powinienem zrobić?

Myślę po prostu, że chciałbym się zmienić, być znowu na jakiś czas człowiekiem. Nie daje to żadnych rezultatów, (oczywiście oprócz mojej irytacji). Próbuję jeszcze dwa razy, nadal bez skutku. W końcu mocno wkurzony postanawiam przypomnieć sobie ostatni raz, gdy się zmieniłem.Niezbyt chętnie wracam do tamtego dnia, w którym Sandry nie było w domu, gdy przyszedłem. Czekałem na nią, a ona w końcu wróciła.

Ale nie wróciła sama... Był z nią ten cholerny Liam. Teraz też ciągle się wokół niej kręci. Próbuje się zbliżyć do niej, a ona jest MOJA.

Moje ciało zaczyna niekontrolowanie trząść się z wściekłości. Gardło opuszcza niski warkot. Moja Sandra. Chcę ją. Moja.

Mam wrażenie, że moje kości dosłownie pękają. Zaciskam zęby, aby nie zacząć wyć w niebogłosy. Padam na ziemię, moje ciało trzęsie się, teraz w spazmach bólu. Ten ból jednak przyjmuję dobrze. Świadczy on o tym, że za niedługo będę mógł dotknąć Sandry, skóra do skóry. Będę mógł ją przytulić, porozmawiać z nią. Pocałować ją.

Nie mogę już wytrzymać. Gdy moje kości się przekształcają, a futro wrasta z powrotem pod moją skórę, wyję głośno i przeciągle. Dźwięk ten przeradza się w ludzki krzyk, gdy przemiana dobiega końca. Zmuszam się do zamknięcia ust i próbuję odrobinę się rozluźnić. Jest to trudne, ale nie niemożliwe do wykonania. Po pewnym upływie czasu zbieram się do wstania, co robię z jękiem. Odczekuję jeszcze trochę, a ból - dzięki Bogu - zaczyna miarowo ustępować. Powoli swoją skromną przepaskę na biodrach zastępuję "strojem galowym". Chyba już mi nie będzie potrzebna, myślę, odrzucając swój stary strój i patrzę w górę, na błękitne niebo, które w większości zasłaniały mi gałęzie i konary drzew.

Jeszcze inna myśl przychodzi mi do głowy. Z wahaniem odchrząkuję i wypowiadam pierwszy wyraz, jaki przyszedł mi do głowy:

- Sandra... - urywam. Ostatnim razem nie zwracałem na to uwagi, ale teraz owszem. Mój głos jest chrapliwy przez tak długi czas nieużywania. - Sandra - powtarzam pewniej, a potem jeszcze raz, i jeszcze raz. Tak aż do skutku, czyli aż mój głos staje bardziej naturalny.

No cóż, może i nie zdążę na rozpoczęcie, ale mogę się zapisać później. Oby.

Owszem, mamw planie zapisać się do szkoły. W dodatku do tej samej klasy co dziewczyna, o której nieustannie myślę. Idę ulicami, niepewnie rozglądając się dookoła. To naprawdę dziwne uczucie, znowu być w ciele człowieka. Mam wrażenie, że moje zmysły są przytłumione. Nie jest już tak łatwo rozróżnić zapachów, dźwięków. Mój wzrok nie sięga już tak daleko, jak gdy byłem w ciele wilka. Ale nie jest to aż takie złe. Czasem lepiej czuć się ograniczonym.

Postanawiam iść prosto do jej domu. Im bliżej jestem miejsca docelowego, tym większe ogarnia moje ciało podniecenie. Przyspieszam kroku, widząc ją już z daleka. Ale... i tym razem nie jest sama. Znowu ten Liam.

Zaciskam pięści i przyglądam się im, jak rozmawiają, choć jest to dla mnie trudne zadanie. A potem, gdy widzę, jak ją obdarza pocałunkiem... Nie wiem sam, kiedy znalazłem się obok Sandry. Chłopak zdążył się już oddalić. I dobrze, inaczej mógłbym go rozszarpać na jej oczach.

- Co to, do cholery, miało być? - wyrywa mi się, gdy stoję za jej plecami.

Podskakuje, wyraźnie zaskoczona i ogląda się szybko za sibebie. Na mój widok otwiera szeroko oczy.

- Słucham? - Staje do mnie przodem.

- On cię pocałował - mówię niskim głosem. - Nie miał prawa.

- Że co proszę? - Marszczy gniewnie nos, co w pewnym stopniu mnie bawi. - Kim ty jesteś, żeby wytykać mi moje stosunki z innymi?

Ona nie wie przecież, kim jestem, rozumiem nagle, próbując złagodzić swój gniew. Ale to nie zmienia faktu, że on ją pocałował. A ona mu na to pozwoliła.

- Wybacz - udaje mi się wycedzić przez zaciśnięte zęby. - Źle zaczęliśmy naszą znajomość. - Wyciągam w jej stronę dłoń. - Jestem B... Brian.

Z wahaniem ściska moją rękę.

- Ja nazywam się Sandra.

- Wiem - po raz kolejny tego dnia wyrywa mi się coś, czego nie powinienem mówić.

- Och. - Unosi brwi.

- Mogę wejść? - pytam.

- Wiesz, to chyba nie jest dobry pomysł. - Wycofuje się pod drzwi.

To po części mnie denerwuje, a po części dziwi. Nie reaguję jednak i patrzę tylko, jak znika w drzwiach. Ale wilkowi by nie odmówiła...

Przechodzi mi przez myśl, że ona może po prostu nie chce mieć chłopaka. Szybko jednak odrzucam taką możliwość. Nawet jeśli nie chce mieć, to zmieni zdanie.

Mam już odchodzić, gdy nagle słyszę:

- Biały?

Odwracam się gwałtownie i szeroko otwieram oczy.

- Dunaj? - szepczę z niedowierzaniem.

Miłość według wilka ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz