Rozdział 32

15 4 3
                                    

autorka: hejka kochani.. Dawno mnie tu nie było i pewnie was też już nie ma ale w tym roku zaczęłam liceum i czas prywatny nie istniał mimo że było sporo wolnego więc dopiero teraz będę pisać a pewnie przez rok szkolny dużo nie napisze. Przepraszam za taką długa nie obecność ale mam nadzieję że rozumiecie 💗 miłego czytania

~~

Your pov.

Poszłam do łazienki na dole i zapukałaś.

— Channie! Wszystko w porządku?

Chan nie odpowiadał..

Zaczynałam coraz bardziej się bać. Czasami prysznic zagłusza mi głos Oliwii ale nie słyszę żeby woda się lała. Postanowiłam zaryzykować i wejść do środka. Otworzyłam drzwi specjalnym kluczem wrazie zatrzasnięcia.

Kiedy weszłam zobaczyłam Chan'a siedzącego pod ścianą, całego bladego, wyglądał jakby nie jadł od miesiąca.

— Mój Boże... Channie.. Co się stało.. Jesteś strasznie blady...

Chan nie był w stanie wydusić z siebie słowa..

— Proszę powiedz coś.. Mam dzwonić po karetkę? Channie... Odezwij się.. Nie rób mi tego...

— Y/N... Nie dzwoń po karetkę... Coś musiało mi zaszkodzić.. Chcę mi się wymiotować..

— Na pewno? Ale.. Czemu siedzisz pod ścianą..??

— Poprostu kiedy się wycierałem zakręciło mi się w głowie i już nie miałem siły wstać a na dodatek zachciało mi się wymiotować..

— R-rozumiem.. Ale to... Pomóc ci wstać, dać Ci miskę czy...

— Y/N'uś.... Jeśli możesz to przynieś mi szklankę gorącej wody a z resztą sobie poradzę, dobrze?

— Jasne, zaraz będę... Wrazie czego wołaj mnie...

Szybko pobiegłam do kuchni, ugotowałam wodę i zaniosłam ją Chris'owi.

Wchodząc do łazienki zobaczyłam Chan'a klęczącego przed toaletą, było mi go szkoda, musiał się biedak męczyć z wymiotowaniem..
Czemu to nie mi zaszkodziło...

— Kochanie.. Przyniosłam Ci wodę.. Jeśli jeszcze czegoś potrzebujesz to mów, we wszystkim ci pomogę..

Skip time

Po godzinie Chan czuł się lepiej, leżał już w łóżku. Całe szczęście nie był już blady, nie kręciło mu się w głowie ani nie czuł że będzie wymiotować.

— Strasznie mnie wystraszyłeś... Bałam się wejść bo myślałam że zobaczę coś gorszego..

— Przepraszam że tak to wyszło ale nie miałem sił żeby cie wołać a telefon zostawiłem w pokoju. Mam nadzieję że już nigdy się to nie powtórzy... Przepraszam..

— Nie przepraszaj ale następnym razem weź chociaż telefon, nie chce cie stracić... Tylko... Co ci tak zaszkodziło.. Jedliśmy to samo, a mi nic nie jest.. Hmm..

— Nie wiem Y/N'uś ale to było koszmarne.. Od dziecka tak fatalnie się nie czułem... Mam nadzieję że ty tak nie będziesz miała...

— Ja też.. Ale.. Może już odejdźmy od tego tematu... Może w ogóle już idźmy spać, wyśpijmy się.

— Masz rację, idzmy spać.. Dobranoc Y/N'uś..

— Dobranoc Chris..

Oboje się w siebie wtuliliśmy i po chwili zasnęliśmy.

Całe szczęście dobrze nam się spało, żadne z nas nie miało koszmaru i się nie przebudzało.

Rano, gdy się obudziłam Chan jeszcze spał więc postanowiłam nie patrząc na zegarek pójść zrobić śniadanie, ale takie żeby było odpowiednie, patrząc na wczorajsze przeboje w łazience..

Oczywiście zanim zdążyłam cokolwiek zrobić zacięłam się nożem.

Chcąc iść do łazienki przemyć rane i opatrzyć wpadłam na Chan'a, brudząc mu jego białą piżamę.

— O jejku.. Przepraszam Kochanie... Nie dość że się rozcięłam to jeszcze ubrudziłam Ci koszulke.. Ajshh

— Spokojnie.. Koszulka to nie fortuna.. Co się stało?

— Chciałam zrobić śniadanie ale ledwo poszłam do kuchni a już sobie coś zrobiłam..

— Spokojnie, chodźmy to przemyć, skoro i tak już mam brudna koszulke to zawińmy Ci w nią rękę -  Chan zdjął koszulkę - uwaga.. teraz może trochę zaboleć.

Chan owinal mi rękę koszulką, poszliśmy do łazienki a później chan mi to opatrzył.

— No to teraz już gotowe, nie za mocno? Boli?

— Jest dobrze, boli tylko rana. Dziękuję.

— Ojj coś widzę że ostatnio nie mamy szczęścia.. To ja zrobię śniadanko, dobrze?

— Tylko... Chciałam zrobić coś delikatnego żeby nie było tak jak wczoraj....

— Spokojnie, poradzę sobie, ty idź do pokoju i się połóż a ja przyjdę kiedy będzie gotowe

— Aaaa... Channie..? Mogę zostać żeby chociaż popatrzeć?

— Jasne, nie no tak.. Przecież. Jak chcesz to oczywiście haha

— To jakbyś coś chciał żebym Ci pomogła to-

— Y/N.. Ty sobie dziś odpoczniesz a ja będę Ci dziś pomagał we wszystkim. Nie możesz sobie na za dużo pozwalać bo rana się nie zagoi.

— No dobrze.. Ale i tak mogę Ci pomagać bo mam jeszcze druga rękę...

— No dobrze uparciuchu.. — puścił do mnie oczko, to było takie słodkie haha

Po około 20 minutach śniadanie było gotowe, Chan wszystko położył na stole i usiedliśmy żeby jeść.

Przy stole chwilkę rozmawialiśmy.

~~

autorka: dziś troszkę krótszy rozdział ale jutro postaram się zrobić ogólnie dwa także mam nadzieję że się podobało i życzę wam dobrej nocki 😘

Café man Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz