ciepła ostoja

255 23 0
                                    

     Po dniach podróży dotarli w końcu do małego miasteczka otoczonego zewsząd lądem nie nadającym się pod uprawy. Była to sucha ziemia i pustynny klimat, który wysuszał chęci do życia ich obojga. Lumen czuła zmęczenie księcia i swoje własne. Brakowało jej wody. Nie tylko uczucia jej tkania, ale w ogóle. Była bliska omdlenia, ale zdawała sobie sprawę, że nie mogli teraz odpoczywać. Zostało im kilka ciężkich kilometrów do przejścia.

Miasteczko wydawało się złowrogie. Nie tętniło życiem. Było smutne i spłowiałe, mimo palącego słońca. Żołnierze patrzyli na nich jak na wrogów, którymi dla Narodu Ziemi faktycznie byli.

Lumen zeszła z wierzchowca, rozglądając się po okolicy, kiedy Zuko wydawał ich ostatnie pieniądze. Spostrzegła jak dwójka dzieciaków rzuciła jajkiem prosto w żołnierzy. Zuko najpewniej też to widział. Nie była to jednak ich sprawa. Nie zamierzali się mieszać nawet kiedy zwrócono się do nich z pytaniem o feralne jajko. Dość agresywnie jeśli miało to znaczenie.

Niezadowolony żołnierz chwycił za swój miecz, przerzucając wzrok na Lumen.

- A może to ty, co? - zapytał zdenerwowany. Blondynka pokręciła jedynie głową. Żołnierze zaczynali ich coraz bardziej nagabywać i tracić cierpliwość. Nonszalancja w głosie Zuko irytowała ich tylko bardziej.

- Proszę, wasz owies. - na ladzie zostały położne ich zakupy, które prędko zniknęły, lądując w dłoniach jednego z żołnierzy. Nawet Lumen irytowała ta wyższość i pogarda kierowana w ich stronę. Nie mogła jednak nic zrobić, nie jeśli nie chciała wpakować swojego księcia w tarapaty.

- Lepiej opuśćcie to miasteczko. - przestrzegł ich żołnierz, uśmiechając się obrzydliwie w ich kierunku. - Uwierzcie mi. - dodał na odchodne.

Lumen i Zuko odprowadzili ich wzrokiem. Gdyby mieli w sobie jakiekolwiek chęci i siły na walkę, może by im się przeciwstawili. Ale w obecnej sytuacji zostało im patrzeć jak żołnierze kradli ich ostatnie zapasy.

- Ci żołnierze mieli nas bronić przed Armią Ognia, ale to banda zbirów. - westchnął sprzedawca. Lumen posłała mu smutny uśmiech, kiedy Zuko już wsiadał na strusiokonia. Był gotowy do dalszej podróży, mimo faktu, że ledwo trzymał się w siodle i że jego wierzchowiec ledwo trzymał się na nogach.

Lumen zwróciła się do niego, chcąc prosić o chwile przerwy, dla samej siebie jak i niego. Zatrzymała ją drobna dłoń uwieszona na jej przegubie. Zwróciła się w stronę chłopca, zapobiegawczo chwytając za nóż, zupełnie jakby dziecko byłoby dla niej zagrożeniem.

- Hej! Dzięki, że mnie nie wydaliście. - wyszczerzył się, a bulgocząca krew w ciele Lumen nieco ucichła. - Chodźcie! - kontynuował, ciągnąc dziewczynę w głąb miasta. - Nakarmię wasze strusiokonie! - mówił wesołym tonem.

Blondynka dała ciągnąc mu się za dłoń, obracając jeszcze do księcia, niemo prosząc aby udał się z nią. Mimo faktu, że sama była onieśmielona energią chłopca, uważała że przydałaby się im świeża sprawa i dużo, dużo wody. Nie mogli nie skorzystać z takiej okazji i dobroci obcego im dzieciaka.

Zuko westchnął i wywrócił oczami, ale w głębi duszy ucieszył się na słowa młodego mieszkańca Narodu Ziemi. Zszedł ze struśkonia i chwycił zwierzę za lejce, podobnie robiąc z wierzchowcem Nary. Udał się szybkim krokiem za swoją podwładną.

     Szli spory kawałek, wchodząc poza obręby małego miasteczka. Przyrody zaczynało być wokół nich trochę więcej, a odgłosy zwierząt stawały się tylko głośniejsze z każdym metrem. Dochodzili powoli do domu młodego chłopca, pełni nadziei na spokojną noc.

Lumen szła z tyłu, uważnie pilnując aby lejce, które trzymała w dłoniach nie wyślizgnęły się jej przez przypadek. Książę powierzył jej ważne zadanie pilnowania zwierząt, więc z oddaniem się na min skupiała. Nie miała dla niej znaczenia nawet krótka rozmowa Zuko z chłopcem.

szukając domuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz