XXXVII On nigdy nie był mój

3K 129 81
                                    

Lily

Nie wiem dlaczego zgodziłam się tam pójść. Przecież ja nie chciałam. Mówiłam Lucasowi, że to za wcześnie, że nie chcę się tam pojawiać. Przecież, cała okolica żyła zdarzeniami z ostatnich kilku miesięcy. Narobię plotek.

Siedząc przy toaletce, wybrałam numer Lucasa, który odebrał już po drugim sygnale.

-Co tam? Będę za 30 minut.-Odparł zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

-Nie przyjeżdżaj. Ja jednak nie jadę, źle się czuję.-Skłamałam szybko.

Po drugiej stronie usłyszałam śmiech.

-Z czego się śmiejesz?-Zapytałam.

-Z twoich okropnych wymówek.

-To nie jest wymówka.

-Będę za 27 minut, bądź gotowa. Buziaki.

I się rozłączył.

To był właśnie Lucas. Uparty, pomocny, dupko-przyjaciel.

Nałożyłam na twarz puder, a w mojej głowie pojawiło się wspomnienie z tego okropnego dnia. Oliver, który uważnie mi się przyglądał i patrzył na mnie  pełnym zauroczenia wzrokiem. Pytania, które zadawał, a potem nie potrafił zrozumieć ich sensu. Jego dezorientacja. Czułe pocałunki w głowę. Komplementy, które prawił mi co chwila.

Zacisnęłam powieki gdy poczułam jak napływają do nich łzy.

Odetchnęłam głęboko i skończyłam nakładać makijaż. Zrobiłam taki sam jak wtedy. Sukienkę również założyłam tą samą.

Chciałam aby sobie o mnie przypomniał. Chciałam żeby znów mnie dostrzegł. Potrzebowałam go w swoim życiu i nie chciałam się poddawać.

Popsikałam się perfumami, które bardzo lubił, a włosy zarzuciłam do tyłu.

Łańcuszek, który od niego dostałam, poprawiłam tak aby był widoczny i to samo zrobiłam z bransoletką.

Pamiętam cię Olivierze i pragnę coraz bardziej. Wygrałam to dla ciebie i już nic nie stoi nam na przeszkodzie do szczęścia.-Pomyślałam.

Nie wiedziałam czy na myśl o zobaczeniu jego, bardziej się stresowałam czy cieszyłam. Chyba to i to. Pragnęłam tego chodź z tym odwlekałam. Wariowałam. Przez niego i dla niego.

Miałam jeszcze 15 minut więc postanowiłam spędzić je na dworzu.

Zeszłam na dwór informując siostrę o moich planach i wyszłam z domu.

Jeszcze na ganku wpadłam na jakąś osobę.

Gdy na nią popatrzyłam, automatycznie postawiłam trzy kroki w tył. W moich oczach stanęły niewidoczne łzy, a w ciele zaczęła rodzić się panika.

Mój koszmar.

Ojciec w reakcji na moje zachowanie, głośno prychnął.

-Zejdź mi z drogi smarkulo.-Rzucił oschle.

Ale ja nie odeszłam. Stałam jak posąg.

-Czego, kurwa nie rozumiesz?

-Co ty tu robisz?-Zapytałam przez szept, drżącym głosem.

-Do domu nie można przyjść?-Otworzyłam szerzej oczy.-Zejdź mi z drogi ostatni raz mówię. Przyszedłem po swoje rzeczy, nie chcę mieć więcej nic wspólnego z tobą, a tym bardziej z tym twoim rycerzykiem.-Podszedł bliżej, a ja postawiłam następne dwa kroki wstecz.-Jak mu tam? Evans? Uważaj na takich, rozpieszczone dzieciaki, z dobrych domów.-Powiedział z pogardą.

Now and Always [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz