16

4.4K 170 0
                                    

Charlotte.

Gdy weszłam do mieszkania było chwilę przed czwartą w nocy. Od razu położyłam się spać. Budzik obudził mnie o dziesiątej. Zjadłam śniadanie, wzięłam kąpiel. Ubrałam czarne ciuchy. Czarne długie obcisłe spodnie, tego samego koloru sweterek i botki. Włosy związałam w kucyka. Zdecydowałam się na lekki makijaż bo wiedziałam, że i tak wszystko spłynie. O dwunastej dwadzieścia usłyszałam dźwięk motoru, i niedługo po tym pukanie do drzwi. Chwyciłam swój kask, otworzyłam drzwi.

- gotowa?

Zapytał Victor a ja wzruszyłam lekko ramionami.

- można być gotowym na pogrzeb?

Tym razem to ja zapytałam. Westchnął tylko i odsunął się bym mogła wyjść i zamknąć drzwi.

- wiesz, że nie o to..

Skinęłam głową i nie pozwoliłam mu dokończyć.

- wiem.

Odparłam i ruszyłam w stronę jego motoru.

- siedzisz z przodu czy z tyłu?

Zapytał. Odpowiedź była oczywista, jasna i klarowna.

- z przodu.

Uśmiech pojawił się na jego twarzy.

***

Na pogrzebie było mnóstwo ludzi. Nic dziwnego, słodkości Bena były naprawdę nieziemskie. Większość znałam z kawiarni, była też rodzina. Nie podchodziłam do Anny czy córki Bena. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie składają kondolencje na pogrzebie.

Okej, przykro ci ale nie musisz mnie dołować bardziej - miałam wrażenie, że każdy tak myślał, każdy któremu składało się wyrazy współczucia.

Całą ceremonię byłam dzielna. Dopiero gdy szliśmy w kierunku wykopanego dołu zaczęłam płakać. Dopiero dotarło do mnie gdzie jestem i co się zaraz wydarzy. Victor tylko szedł obok mnie. Nie mówił nic, nie przytulił, nie zrobił po prostu nic ale byłam mu za to wdzięczna. Gdyby cokolwiek zrobił rozkleiłabym się na dobre, wystarczyło mi, że był obok i mogłam sama uporać się ze stratą.

Przynajmniej próbowałam, naprawdę próbowałam.

Zaczęła grać trąbka, spuszczali trumnę na grubych liniach do grobu.

Nie zobaczę go już więcej.

Nie usłyszę jego głosu.

Nie powiem mu "cześć Ben" i "do jutra Ben".

Dla niego nie ma już żadnej pory dnia.

Jego już nie ma.

Głośny szloch wydobył się z moich ust. Zakryłam drżącą dłonią usta by się uspokoić. Na marne. Wszystko przed oczami było zamazane przez łzy, policzki mokre jakbym wylała na twarz wiadro wody.

Poczułam jak duże męskie dłonie mnie obejmują. Victor przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Zaczął gładzić mnie po plecach chcąc uspokoić.

- chcesz stąd iść?

Wyszeptał do mojego ucha, a ja tylko przytaknęłam. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę wyjścia z cmentarza.

VICTOR #2CukierekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz