Charles.
Było parę minut po pierwszej, jeździliśmy od trzech godzin po Nowym Jorku i nic. Cisza, nigdzie nie było Garysona i Alice. Po dwóch latach morderstw tylko pojedyncze osoby wychodziły by się "zabawić", innym po prostu się to znudziło, a nieliczni traktowali to jak hobby.
Andrew jechał drugim samochodem i ludzie którzy dla niego - właściwie dla mnie pracowali - również. Każdy miał swój samochód, każdy jechał w dwójkę i w sumie aut było siedem, włącznie z nami. Saanvi nie odezwała od momentu wyjścia z domu. Widziałem jak co chwilę patrzy w boczne lusterko lub zerka za siebie. Wziąłem głęboki oddech i już miałem się odezwać jednak zadzwonił mój telefon który połączył się z komputerem samochodu. Odebrałem od razu.
- mów.
Powiedziałem.
- dziadek z którym mam układy na obrzeżach miasta, zadzwonił, że widział ich samochód jak jedzie w stronę starych magazynów.
Odezwał się Andrew. Spojrzałem na Sasko która się spięła.
- wyślij mi adres i daj znać innym.
- jasne.
Rozłączył się.
- odwiozę cię.
Nie chciałem jej narażać, nie miałem pojęcia czy będą tam sami czy będzie ktoś jeszcze. Od razu zaprzeczyła.
- nie.
Przejechałem dłonią po twarzy.
- Saanvi, nie wiem co tam zastanę i co się wydarzy, nie chce żeby stała ci się krzywda.
Spojrzała na mnie z grobową miną.
- nie.
Wyciągnąłem paczkę fajek ze schowka. Wyciągnąłem jednego, wsunąłem do ust, otwarłem szybę i odpaliłem.
- ale masz siedzieć w aucie.
Powiedziałem patrząc przed siebie.
- nie obiecuję.
Uderzyłem dłonią w kierownicę.
- to nie są kurwa żarty, Saanvi! Nie pozwolę żebyś skończyła tak jak ona, rozumiesz? Nie możesz kurwa!
Wydarłem się bo zaczęła mnie wkurwiać jej upartość.
- wziąłeś mnie do siebie, opowiedziałeś o wszystkim i czego się spodziewałeś? Że będę dalej się chować i, że nadal będę się bała? Boje się jak cholera ale nie będę się już chować. I nie boję się o siebie tylko o ciebie bo nigdy wcześniej kurwa nie miałam takiej osoby jak ty w swoim życiu.
Zatrzymałem się z piskiem opon.
- jeśli dasz się zabić, wskrzeszę cię i sam jeszcze raz zapierdole za twoją głupotę.
Spojrzałem na nią wściekły, a ona przewróciła oczami.
- to ty jesteś głupi, jeśli myślisz, że odpuszczę pieprzenie z tobą o szóstej rano.
Wyrzuciłem papierosa przez okno i ruszyłem w stronę magazynów.
- masz siedzieć w samochodzie, jak nie wrócę w przeciągu godziny wracasz do domu, rozumiesz?
Zerknąłem na nią.
- myślałam, że to ja mam jakieś niedojebanie mózgowe ale chyba to z tobą jest coś nie tak.
Powiedziała i zaraz dodała.
- nie zostawię cię.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Nie wygram z nią.
- na tylnim siedzeniu masz kałacha. W bagażniku granaty.
Zmarszczyła się na moje słowa.
- granat okrągły, rzucasz w pizdu i wybucha, ten biały to dymny najlepiej rzuć go niedaleko siebie i po ziemi, brązowy z niebieską obwódką to błyskowo-hukowy, a brązowy z bordową obwódką to wabik, wabik rzucasz w inną stronę niż zamierzasz iść. Jest tam też kilka koktajli mołotowa, podpalasz i rzucasz. Granat błyskowo-hukowy może cię ogłuszyć i oślepić więc jak już się na niego zdecydujesz to odwróć się tyłem, zamknij oczy i zakryj uszy.
Wytłumaczyłem.
- zapamiętałaś?
Spojrzałem na nią i wróciłem wzrokiem na drogę.
- po co mi to wszystko mówisz?
Zapytała zdezorientowana.
- bo znam cię na tyle żeby wiedzieć, że nie będziesz siedziała w samochodzie tak jak ci każe ale poczekaj chociaż tą pierdoloną godzinę.
Wzięła głęboki oddech.
- nawet piętnastu minut nie wytrzymam.
Wymamrotała pod nosem.
- ja pierdole, jak kurwa dożyjemy do tej szóstej, to tak cię zerżnę, że nie usiądziesz na dupie przez tydzień.
Zaczęła klaskać i się śmiać. Spojrzałem na nią zdezorientowany.
- no przynajmniej masz motywację żeby nie dać się zabić.
Powiedziała rozbawiona.
- ja nie żartuje, Saanvi.
Wzruszyła ramionami.
- ja też nie, poza tym jak tylko zobaczyłam Suicide squad to marzyłam o swojej wersji Jokera, no i mam ciebie więc..
- więc trzeba było się pieprzyć przed wyjściem.
Wyrzuciła ręce do góry na moje słowa.
- nie umiesz się bawić.
Zatrzymałem się niedaleko magazynów. Reszta już czekała.
- Saanvi, godzina, daj mi pierdoloną godzinę.
Zgasiłem silnik. Wzięła głęboki oddech.
- piędziesiąt minut.
Powiedziała.
- sześćdziesiąt.
Spojrzała na mnie jak na debila.
- czterdzieści pięć i idź już nim rzucę pół godziny i daj kluczyki, nie pozwolę się zamknąć.
Cwana bestia. Wsunąłem jej kluczyki w dłoń i pocałowałem usta.
- godzina.
Wyszedłem z samochodu. Otworzyłem bagażnik, wziąłem deagla i M4. Kiwnąłem głową do chłopaków, każdy poszedł w swoją stronę, a Andrew ze mną.
- to nie był dobry pomysł, że ją zabrałeś.. Jeśli Roman jest w środku i się jakimś cudem o niej dowie..
Zaczął ale mu przerwałem.
- Sasko wie co robić, nie da się złapać.
Powiedziałem pewnie chociaż pewny tego nie byłem.

CZYTASZ
PURGE
RomanceŚwiat się zepsuł czy tak naprawdę był naprawiany? Charles Bein obalił rząd, wprowadził czystkę podczas której nocą zaczynała się rzeź. Byłam mu wdzięczna ale jednocześnie go nienawidziłam. Byłam mu wdzięczna bo pierwszej nocy moi oprawcy zostali za...