37

3.6K 108 1
                                    

Saanvi.


Lekarz powiedział, że lepiej bym została jeszcze przynajmniej dwie doby. Chciałam protestować ale Charles od razu przytaknął na słowa doktora. Wiedziałam, że mogłabym się z nim sprzeczać i pewnie bym wygrała ale nie miałam na to siły. Najważniejsze było, że Bein był cały czas ze mną.

Dziś wychodzę. Andrew przywiózł moje ciuchy i od razu pojechał mówiąc, że ma coś pilnego do załatwienia. Ten chujek nawet nie zapytał jak się czuje. Czułam się dobrze, ale wiedziałam, że to przez końską dawkę zastrzyków przeciwbólowych. Czasami miałam wrażenie, że jestem na haju. Charles pomógł mi się ubrać, bo jeszcze nie mogę się za bardzo schylać, dostał wytyczne jak postępować z raną i ruszyliśmy do wyjścia.

- zabiorę cię do swojego domu aż nie dojdziesz do siebie.

Zmarszczyłam brwi.

- nie wrócę do białego domu.

Powiedziałam od razu.

- nie mówię o nim, mówię o tym w którym mieszkałem przed..

- czystką?

Skinął głową.

- nazwij to jak chcesz. Andrew tam posprzątał i przewiózł rzeczy więc wszystko jest na miejscu.

Zaczęłam się śmiać.

- Andrew w postaci pokojówki? Chciałabym to zobaczyć.

Wyszliśmy ze szpitala i od razu się zatrzymaliśmy. Przed budynkiem stał Andrew z masą ludzi. Każda jedna rodzina stała w grupce. Spojrzałam na Beina który był tak samo zdezorientowany jak ja, jak nie bardziej.

- co jest kurwa..

Wyszeptał ledwo słyszalnie. Patrzyłam na gromadkę ludzi i widziałam na ich twarzach cierpienie, wdzięczność i ulgę. I chyba zrozumiałam.

- czy to..

Zaczął ale przerwał w połowie zdania.

- wydaje mi się że tak.

Powiedziałam cicho. Andrew podszedł i stanął przed nami.

- przyszli do białego domu pierwszego dnia i chcieli się z tobą spotkać.. normalnie bym tego nie robił ale uznałem, że powinieneś to zobaczyć bo gdy na starość zaczną zżerać cię wyrzuty sumienia to przypomnisz sobie ich.

Kiwnął głową w stronę zgromadzonych ludzi.

- to rodziny zamordowanych kobiet przez Romana, w ten sposób chcieli podziękować.

Skierowałam wzrok na Charlesa. Chyba pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć. Zamurowało go totalnie.

- co powinienem teraz zrobić?

Zapytał po chwili, Andrew się zaśmiał i poklepał go po ramieniu.

- nie oczekują niczego więc bierz Saanvi i wracaj do domu.

Skinął głową, zacisnął palce na mojej dłoni i ruszył w stronę samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera, on wsiadł na miejsce kierowcy jednak nie miał zamiaru ruszyć. Widziałam w jego oczach wzruszenie.

- nie będę płakał ale.. wierz mi, nigdy nie przypuszczałem, nigdy nawet nie myślałem, że mogłoby się to stać.. bardziej obstawiałem, że gdy to zakończę przyjdą do białego domu by mnie zabić, a nie kurwa podziękować za ten syf który zrobiłem by dorwać jednego skurwysyna bo to na Romanie zależało mi najbardziej, nie na Garysonie czy Alice.

Skinęłam głową.

- nie znałam twojej historii zanim mi jej nie opowiedziałeś i przez te dwa lata miałam cię za nieczułego skurwiela który troszczy się tylko o swoją dupę bo byłeś bezpieczny w białym domu.. ale opowiedziałeś mi wszystko i zrozumiałam. Oni też musieli zrozumieć Charles.

Milczał.

- Roman powiedział, że w sumie zgwałcił i zamordował trzydzieści cztery kobiety, najmłodsza była jeszcze dzieckiem, miała osiem lat Charles więc dobrze zrobiłeś i nie powinieneś się obwiniać za nic. Nigdy. Nikt inny by nie wymierzył sprawiedliwości.

Zmarszczył brwi.

- rozmawiałaś z nim?

Skinęłam głową.

- powiedział, że prezydent wypuścił go bo Garyson i Alice złapali jego córkę.. a Olivia..

Pokręcił głową.

- nie, nie chcę wiedzieć. Żyłem tym dwadzieścia dwa lata Saanvi, to większa część mojego życia.. chciałbym żyć już normalnie, bez Romana, bez morderstw i bez Olivii. Bez całego syfu który stworzyłem.

Przytaknęłam, a on ruszył z parkingu.

- prezydenta nie zabiłem, zamknąłem ale nie zabiłem, nie mogłem tego zrobić gdy nie znałem powodu dlaczego go wypuścił, a sam nie chciał mi powiedzieć. Wypuszczę go, znów będzie prezydentem bo ja nie mam zamiaru się w to bawić. Poza tym, nie będzie nas w Stanach za jakiś czas więc..

Skinęłam głową.

- jestem w stanie zrozumieć dlaczego go wypuścił bo dla swojego dziecka człowiek jest w stanie zrobić wszystko.. ale nie jestem w stanie mu już zaufać i ludzie też mu nie zaufają, wiem to.

Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.

- ktoś musi rządzić.

Znów przytaknęłam.

- Andrew może robi z siebie debila ale wiem, że tak naprawdę to mądry gość, a wątpię by chciał wyjechać ze Stanów.

Charles znów na mnie zerknął.

- był karany.

Wzruszyłam ramionami.

- sam mówiłeś, że jest niegroźny. Porozmawiaj z nim, jeśli się zgodzi daj ludziom wybór. Niech sami zdecydują który z nich ma rządzić. To będzie sprawiedliwe.

PURGE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz