𝕃𝕀𝕂𝔼 𝔸 𝕄𝕆𝕋ℍ𝔼ℝ

170 11 4
                                    

Nakryłam głowę poduszką, słysząc skrzypnięcie drzwi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nakryłam głowę poduszką, słysząc skrzypnięcie drzwi.
- Hej... Jak się czujesz?
- Ruby, błagam.
W nocy praktycznie nie spałam, nie mogłam. Koszmary odeszły dopiero nad ranem, byłam zmęczona.
- Wiesz, już po dziesiątej, pomyślałam sobie, że może mogłybyśmy... Mam dzisiaj wolne i...
- Nie dzisiaj, wybacz. - jęknęłam, obracając się na drugą stronę.
Ku mojemu niezadowoleniu drzwi nie zostały zamknięte, zamiast tego krawędź materaca ugięła się znacznie pod ciężarem Ruby.
- Ojciec tego nie widzi, ale ja tak. Widzę to w twoich oczach, coś się stało, prawda?
- Skoro widzisz, to po co pytasz?
- Atakujesz, bo się bronisz, nic nie szkodzi. - mruknęła pod nosem, stawiając diagnozę.
- Atakuję, bo jestem ledwo żywa i chciałabym wrócić do poprzedniej rozrywki czyli snu.
- Okej, nie chcesz tłumaczyć, to nie musisz, nie mam zamiaru naciskać. Najważniejszy jest czas i...
- Posłuchaj. - usiadłam, powstrzymując jęk. Opatuliłam się szczelnie kołdrą, żeby nie zauważyła siniaków. - Naprawdę nie potrzebuję teraz żadnej siostrzanej akcji ratunkowej, jasne? Radziłam sobie bez tego wcześniej, więc i teraz dam radę.
- Nie wątpię, że sobie poradzisz. - zabrzmiała smutno, być może przesadziłam, ale było za późno. Miałam zbyt ściśnięte gardło, by przeprosić. - Być może w twoim scenariuszu pojawiam się jako czarny charakter, ale tak czy siak wiesz, gdzie mnie szukać, gdybyś jednak chciała porozmawiać.
Skinęłam. Wyszła w milczeniu. Opadłam na plecy, naciągając na głowę kołdrę. Raptem zdążyłam pomyśleć, że nareszcie wyszła, gdy drzwi ponownie się otworzyły.
- Ruby, czy naprawdę muszę zamykać się na klucz? Co gdybym miała tutaj pół drużyny koszykarskiej?
- Grzecznie bym się z wszystkimi przywitał. Oczywiście nie omieszkałbym przedstawić im mojej wiatrówki Heleny. - parsknął tata.
Uchyliłam rąbek materiału, by móc na niego spojrzeć. Wykorzystałam limit zażenowania na dzisiaj. Opierał się o framugę, bawiąc się z rozbawieniem kluczykiem od samochodu.
- To nie tak, jak myślisz. Nie znam nikogo z drużyny koszykarskiej. - bąknęłam.
- Z pewnością, ale na wszelki wypadek sprawdzę szafę. - ostentacyjnie podszedł do mebla, otwierając dwuskrzydłowe drzwi. - Jeśli nie ma za nią wstępu do Narni, to jesteś czysta. - rzucił przez ramię, rozsuwając wieszaki.
- Boże, za co?
- Boga w to nie mieszaj, to tylko twój staruszek chcący zabrać smutną córkę na wycieczkę.
- Gdyby smutna córka nie miała zamiaru przeleżeć całego dnia w łóżku, może i stwierdziłaby, że to całkiem miłe.
Błagam, nie.
- Cóż, nie ma wyboru, bo już zarezerwowałem stolik.
- Gdzie? - Zapytałam, nie mogąc ukryć przerażenia. Obawiałam się tego, co mógł wymyślić.
- K.P.P., pamiętasz?
- Masz na myśli TEN park zabaw dla dzieci?
- O co chodzi? Uwielbiałaś go! - zaperzył się.
Sama już nie wiedziała czy udawał, czy był zupełnie szczery w swoim oburzeniu.
- Tato, wyrosłam z tego, gdy zaczęłam mnożyć z pamięci.
Wytrzeszczył oczy, chwytając gwałtownie za klamkę.
- A kiedy zaczęłaś?
- Jezu...
- Carmen, jeszcze chwila i uzbiera się Trójca Święta!
- Fantastycznie. Może oni przekonaliby cię do tego, że to kiepski pomysł. Siedemnastolatki nie chodzą do takich miejsc! ZWŁASZCZA SMUTNE NASTOLATKI, TATO!
- Faktycznie, może minęło sporo czasu, ale pamiętam cię taką o! - Ustawił dłoń na wysokości pasa. - Zupełnie jakby było to wczoraj! Myślałem, że twój ulubiony deser poprawiłby ci humor.
- A potem mam lecieć na dmuchańca i walczyć o miejsce na samej górze z jakimś dziewięciolatkiem?
- Dobry pomysł, w takim razie wezmę jeszcze aparat! Bądź na dole za 15 minut. - Polecił i wyszedł w uniesieniu, całkiem możliwe, że ta wizja dodała mu ojcowskich skrzydeł.
Nie było innego wyjścia...

Scratches Beginning [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz