𝔼𝕍𝔼ℝ𝕐𝕆ℕ𝔼 𝕀𝕊 𝕊𝕀ℂ𝕂❟ 𝔻𝔸𝕍𝕀𝔼𝕊

106 11 0
                                    

 - Lepiej idź, zanim gestapo dowie się, że tu jesteś

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Lepiej idź, zanim gestapo dowie się, że tu jesteś.
Dawno nie czułam takiej radości spowodowanej czyimś widokiem, jednak ryzyko było zbyt duże. W każdej chwili najdrobniejszy dźwięk odbiegający od normy mógłby zaalarmować ojca, który od jakiegoś czasu nie był sobą.
- Gdybym miał córkę, pewnie zareagowałbym tak samo na widok półnagiego kolesia w przedpokoju. Przez to nieporozumienia twój tata musiał wziąć mnie za ekshibicjonistę. Nic dziwnego...
- Mojego taty już nie ma. Nie powinieneś przychodzić. - wtrąciłam się.
Nie wytrzymałam sposobu, w jaki na mnie patrzył. Czytał ze mnie. Odwrócenie się było jedynym wyjściem.
- Wietrzenie pokoju o tej porze roku, do tego późno w nocy może skończyć się porządnym przeziębieniem, wiesz? - zostawiłam otwarte drzwi specjalnie dla niego, wiedział o tym. Chciałam by przyszedł, choć na chwilę. - Nie wyjdę, dopóki nie dowiem się, dlaczego płaczesz.
- Kiedy w końcu mu powiesz? - zapytała Ruby, a raczej to coś, co kazało siebie tak nazywać.
Stała za nim. Całą sobą odczuwałam jej obecność. Usilnie starałam się nie patrzeć w tym kierunku.
- Ukrywasz się przede mną, Davies.
Sypialnia, moja oaza, nagle wydała mi się przeraźliwie mała, za ciasna by pomieścić naszą trójkę.
- Nie wiesz, z czym masz do czynienia.
Przetarłam opuchnięte oczy. Mdliło mnie od własnej słabości, od tego, co działo się w tych czterech ścianach.
- W takim razie wytłumacz, a ja znajdę rozwiązanie.
- Nie znajdziesz. To wszystko jest zbyt chore, ja jestem chora...
Nasłuchiwałam, czy aby nie postanowił się wycofać, zniknąć, jak zawsze. Odpowiedział po dłuższej chwili:
- Wszyscy są na coś chorzy, Carmen.
- Skoro tak, to powiedz, co ci dolega, Evanie? - milczał. - Tak myślałam. Puste zapewnienia, nic nieznaczące pocieszenia.
- Naprawdę chciałbym ci powiedzieć, ale nie potrafię.
- Więc jak miałbyś pomóc? Nie potrafisz ubrać w słowa własnych problemów, a chcesz mierzyć się z moimi?
Położył delikatnie dłonie na moich ramionach, nakłaniając do odwrócenia się.
Zrobiłam to.
- A to? - urwał zaskoczony. Mimo pieczenia twarzy poczułam muśniecie jego kciuka. - Co to jest? Kto ci to zrobił?
Dotykał mojego policzka, przyglądając się uważnie, jakby miał przed sobą interesującą zagadkę, a przecież rozwiązanie było takie proste. Ściągnął brwi w zamyśleniu, jego rysy się wyostrzyły, odbierając łagodny wyraz twarzy.
- To moja wina. - wydusiłam, skupiając uwagę na jego zamglonym spojrzeniu, dzięki temu powstrzymałam kolejną falę płaczu. - Powiedziałam za dużo, należało mi się.
- Tak! Tak! Przyznaj się, co powiedziałaś tatusiowi! - podnieciła się, patrząc niecierpliwie na plecy chłopaka. - Niech się dowie, jak bardzo beznadziejną córką jesteś!
ZAMKNIJ SIĘ. ZAMKNIJ SIĘ. ZAMKNIJ SIĘ!
Czułam drżenie dłoni, napięcie w klatce piersiowej, dwa światy niebezpiecznie się do siebie zbliżały, świat z Nią i rzeczywistość z Evanem. Jak miałabym zatrzymać ich zderzenie?
- Zrobił to kiedykolwiek wcześniej?
- Pierwszy raz. - odparłam pośpiesznie. - Naprawdę nie chciał. - odstąpiłam krok. - Oboje straciliśmy nerwy.
Zamarł z ręką uniesioną w górze, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stykała się z moją twarzą.
- To nie jest wytłumaczenie. Nieważne, co powiedziałaś...
- WAŻNE! WAŻNE! WAŻNE! - skandowała. Drgnęłam, gdy zbliżyła się do niego. - Zatłukłby tatuśka, gdybyś tylko poprosiła, czuję to. Taki duży, silny, nieobliczalny chłopak. - oblizywała wargi, wyciągając łapska w jego stronę.
Ten uśmiech był tak nienaturalny, rozciągnięty do granic możliwości, ohydny.
- Evan... - pisnęłam, pociągając go do siebie.
Odwrócił się błyskawicznie, chcąc poznać przyczynę mojego przerażenia. Oczywiście nic nie zobaczył.
- Ciągle tam zerkasz. Co takiego widzisz?
Siebie. Siostrę. Potwora.
- Naprawdę chciałabym ci powiedzieć, ale nie potrafię. - zacytowałam.
Jeśli poczuł zdziwienie, to świetnie je zamaskował.
- Przynudzacie. - jęknęła, rozbierając się.
Ubrania opadły na podłogę. Nie potrafiłam oderwać wzroku od tej trupiej bladości. Co chciała osiągnąć?
- Carmen? Co tam jest?
- Zazdroszczę ci. - chichotała, krążąc wokół nas. - Chciałabym go poczuć w środku.
- Zamknij się.
Chłopak spiął się, obserwując mój rozbiegany wzrok. Złączył nasze dłonie. Dzięki temu dygotanie, jakie mnie opanowało, nieco zelżało.
- Zwłaszcza tutaj. - Zanurzyła palec w ranie na klatce piersiowej, wydobywając z siebie dziki pomruk. - Nie bądź samolubna, podziel się z siostrą. Zmarłej będziesz żałować?
Z każdym kolejny ruchem krew spływała wzdłuż mostka, w akompaniamencie obrzydliwego dźwięku. Byłam bliska zwymiotowania.
Chyba pojął mój problem, jego oczy błysnęły, gdy zadecydował:
- Chodź. To miejsce źle na ciebie działa.
Nie powinnam uciekać z domu, zostawiać ojca, znikać bez żadnej wiadomości, wymieniałam w myślach, mogłabym znaleźć dziesiątki powodów, dla których nie powinnam tego zrobić i tylko jeden za: tej nocy bym nie przeżyła.
Wszedł mi w pole widzenia, zasłaniając makabryczną scenę za nim, na nic, bo wciąż słyszałam ten dźwięk doprowadzający do czystego szaleństwa i granicy obrzydzenia.
- Posłuchaj mnie. - nachylił się, by zrównać nasze spojrzenia. Nie byłam w stanie zamaskować obłędu, który o dziwo go nie przeraził. - Widziałem to już kiedyś... - naciskał. - Albo coś podobnego.
- I co się stało z tą... osobą?
Nie odpowiedział. Pokręcił głową.

Scratches Beginning [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz