Czy mógłbym wrócić do domu, rzucić się na brata i najzwyczajniej w świecie zabić go, a potem spełnić przysięgę złożoną samemu sobie, i odebrać sobie życie?
Mógłbym.
Nie żałowałem siebie, ani Ethana, tylko innych, tych, którzy czekali, wiedziałem, że czekali, a zabijając się bez pożegnania wyrządziłbym im niewyobrażalną krzywdę. „Chcieć" nie znaczy „móc", to najlepiej odzwierciedlało moją sytuację, trzymały mnie przy życiu niedokończone sprawy, jeszcze tyle należało zrobić...
Droga była śliska, a moje myśli zbyt szybkie, by się tym przejmować. Wciąż miałem na ustach smak Carmen, tą jedyną słodycz w życiu, jaka mi została.
Przyśpieszyłem.
Prędkość sprawiała wrażenie, jakby krople deszczu przeobraziły się w dziesiątki igieł wbijanych w rozgrzane ciało. Jechałem jak szalony, nie bacząc na pogaszone światła w domach, śpiące dzieci czy wstających rano ludzi, nie interesowało mnie nic więcej, niż zatrzymanie tego diabła, który chciał pozbawić mnie ostatniej słodyczy.
Mój brat.
Bezmyślnie ściąłem zakręt, tracąc na moment przyczepność. Siłą podświadomości tego nie wyrównasz, Evanie. Spiąłem się, doprowadzając wszystkie mięśnie do drżenia. Całkiem możliwe, że gdyby nie adrenalina, nie wyprowadziłbym motocykla na prostą.
Wyobrażałem sobie, jak reaguje na warkot silnika słyszany z oddali, a na jego twarzy pojawia się wyraz triumfu.
Nienawidziłem go.
Zaparkowałem niedbale, pośpiesznie. Byłem bardziej niż pewny jego obecności. Dom zawsze wydawał się jeszcze gorszy z zewnątrz, gdy Ethan był w środku i tak było tym razem.
Nie szedłem na bitwę, bójkę jedną z wielu, mogłem go powstrzymać tylko w jeden sposób i miałem tego świadomość, gdy otwierałem drzwi.
Wszedłem do środka, by oddać siebie w zastaw.
Chciałem wierzyć, że uda mi się nagiąć czas, jego nieubłagane zasady i spowolnię bieg wydarzeń, skupiając uwagę brata na sobie.
Od początku musiałem trzymać emocje na wodzy, więc mimo ciemności nie dałem po sobie poznać wyrazu ulgi, gdy usłyszałem jego głos:
- Wiedziałem, że przyjedziesz.
Stanąłem w przedpokoju z niewzruszoną miną, choć wewnątrz miałem prawdziwy huragan. Naprawdę trudno trzymać ręce przy sobie, kiedy tak bardzo pragnie się czyjejś śmierci, moja siła woli przechodziła prawdziwy test.
Rozejrzałem się odruchowo, oceniając odległość i ciężkość poszczególnych przedmiotów mogących posłużyć przy ataku lub obronie. Nic nie widziałem, zawierzyłem swojej pamięci do obrazów.
Nie będziesz się bronić.
Nie będziesz atakować.
Zacisnąłem pięści, by poskromić potrzebę chwycenia i rzucenia w niego wazą z komody.
Stała tam i byłem o tym święcie przekonany.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - odparłem spokojnie, jedyne co mogło go doprowadzić do szału, to mój spokój.
Świadomie chciałem zrobić z siebie tarczę, wolałem by skrzywdził mnie, zajął się tą czynnością, jak niektórzy hobby. Tylko tak mogłem odciągnąć jego pokrętny umysł od pewnej dziewczyny z pasemkami, od niosącej zapach jaśminu.
Wszedł do przedpokoju, naciskając włącznik światła. Nie mieścił się z całym swoim wyrachowaniem w wąskim przedpokoju, dom od zawsze był za mały dla naszej dwójki, a on jeszcze przyprowadził ze sobą towarzystwo: zło i szaleństwo.
CZYTASZ
Scratches Beginning [ZAKOŃCZONE]
Teen FictionJego ból był piękny, jak niezrozumiane dzieło sztuki. Pochłonęłam go, chowając głęboko przed światem. Rozebrał mnie z cierpienia, jakby niczego więcej nie pragnął. Wygładziliśmy wszystkie raniące krawędzie nieświadomi tego, że pojawią się kolejne i...