Z początku miałam pewność, że wczorajsze wydarzenia były chorą projekcją podsuniętą przez mózg, gdy spałam. Moje wątpliwości rozwiały pytania ojca „od kiedy masz takich znajomych?", „wpadnie jeszcze do nas?", „czy to odpowiedni moment na rozmowę o pszczółkach i kwiatkach?", „Słyszałem dziwne odgłosy dochodzące z góry, powinniśmy o tym porozmawiać?".
Kolejny dowód na to, że Evan był w mojej sypialni znajdował się na jednej z początkowych stron książki przy łóżku. Spośród wszystkich czerwonych znaczników najbardziej krzyczał niebieski. Przyklejony nieco pochyło w stosunku do innych wskazywał cytat „Żyłem jak człowiek, który chce umrzeć, ale nie ma dość odwagi, by skończyć ze sobą." Wpatrywałam się w czarny tusz na papierze, nie mogąc stwierdzić, co bardziej pochłaniało moje myśli, fakt, że miał styczność z czymś tak dla mnie prywatnym i ważnym, jak ten utwór, a może zagadka, co naprawdę skrywało się za maską zdolnego do wszystkiego bawidamka, którego każdy chciał mieć w swoich szeregach? No i najważniejsze, dlaczego to zrobił?
Miał chwilę słabości przez którą się obnażył czy chciał, bym miała się nad czym zastanawiać przez kolejne dni? Bawił się, karmiąc mój overthinking?
Ano tak, jeszcze czarne kosmyki włosów w mojej łazience. W takim razie miałam potrójne potwierdzenie tego, że jeszcze w pełni nie zwariowałam.
Od wczoraj nieustannie padał deszcz, przeraźliwie dudnił w szyby, a każda pojedyncza kropla rozbryzgiwała się w zetknięciu z asfaltem. Nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że patrze w siebie, a nie za okno.
- Podrzucę cię. - Stwierdził pośpiesznie tata, gdy zobaczył jak przemykam obok wejścia do kuchni, w kierunku wyjścia.
- Dzięki, nie trzeba. Nie jestem z cukru. - Odparłam uspokajająco, biorąc zawieszoną na wieszaku parasolkę.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Na mojej twarzy pojawił się grymas z powodu jego rozbawienia. - Wzrok twojego kolegi mówił co innego...
- Tato. - Syknęłam, przerywając mu, byłam jeszcze bardziej pewna tego, że przejażdżka z nim to zły pomysł. Zazdrościłam mu niewiedzy na temat mojego „kolegi" i naszej karykaturalnej relacji.
- Uosobienie koszmaru każdej nastolatki. - Parsknęła Ruby, wyłaniając się zza pleców ojca. - Ja cię podrzucę i przysięgam, nie będzie żadnych pytań. - Puściła do mnie oczko.
Choć mina taty posiadała wszystkie symptomy obrażenia, wręczył jej kluczyki i wrócił do kuchni, kręcąc głową.Jazda z siostrą mijała naprawdę przyjemnie, wbrew przestrachowi, jaki czułam. Większość drogi mogłam wsłuchiwać się w odprężające odgłosy deszczu, niezakłócane radiem czy usilną próbą rozmowy.
- Znalazłam dodatkową pracę. - Odezwała się po chwili. - Nic wielkiego, pomoc w kawiarni kilka razy w tygodniu, ale zawsze coś. Szybciej stanę na nogi.
- To... To świetnie, Ruby. - Uświadamiając sobie, jak bardzo niemrawo to zabrzmiało w pośpiechu kontynuowałam. - Bardzo mnie to cieszy. Poradzisz sobie.
- Innej możliwości nie widzę. - Powiedziała donośnie, niezrażona moją początkową reakcją.Założyła kosmyk kasztanowych włosów za ucho, uśmiechając się szeroko. Przysięgam, że szczery uśmiech mojej siostry potrafił rozjaśnić nawet najbardziej pochmurny dzień. Naprawdę czułam radość z powodu jej nieprzewidzianej przemiany, chyba takie są najlepsze, prawda?
- Tutaj. - Oderwałam od niej wzrok, dostrzegając kątem oka budynek szkoły, przy którym byłyśmy.
Nagłe wciśnięcie hamulca spowodowało, że przechyliłam się mocno do przodu, a pas bezpieczeństwa nieprzyjemnie werżnął się w obojczyk.- Sorki. - Rzuciła skruszona. - To powodzenia! Lecę do tej kawiarni obgadać szczegóły.
- Dzięki, tobie też. - Sapnęłam, gramoląc się do wyjścia. - Jedź ostrożnie. - Dodałam, spoglądając na nią przez ramię.
- Jak zawsze, sir. - Przystawiła sztywną dłonią do głowy jak żołnierz, po czym machnęła na pożegnanie.

CZYTASZ
Scratches Beginning [ZAKOŃCZONE]
Roman pour AdolescentsJego ból był piękny, jak niezrozumiane dzieło sztuki. Pochłonęłam go, chowając głęboko przed światem. Rozebrał mnie z cierpienia, jakby niczego więcej nie pragnął. Wygładziliśmy wszystkie raniące krawędzie nieświadomi tego, że pojawią się kolejne i...