Wcześniej byłam pewna jednej zasady; wszystko, co dotychczasowe, nie ma żadnego znaczenia, przecież i tak wszyscy umrzemy. Uznałam jednak, że pod zasadą numer jeden, powinna znaleźć się kolejna; jeśli twoje serce było naruszone psychicznie lub fizycznie, nie bierz kolorowych pigułek.
Ponieważ:
a) na następny dzień naprawdę wszystko jest czarno-białe (kaznodzieja nie kłamał)
b) krzywdzisz się od wewnątrz
c) choć twoi bliscy się starają, nie potrafią ukryć zawodu
d) pod wpływem czuć lepiej i łatwiej, po wytrzeźwieniu krążysz między pustką, a wstydem
Byłam boleśnie świadoma tego, jak mój tata nieporadnie odwraca ode mnie wzrok, zupełnie jakby myślał, że wpatrując się dłużej naruszy konstrukcję, która trzymała mnie w kupie. Mylił się. Byłam w posiadaniu najmocniejszego spoiwa, jakim była dociskająca do ziemi nicość. Ze mną i swoim ciężarem zmierzałyśmy na dno. Choć nie mogłam się spod niej wygrzebać, moje ciało było na autopilocie, gdy mijałam uśmiechnięty personel, wsiadałam do samochodu, a nawet gdy dotarłam do domu.
Po 48-godzinnej obserwacji zostałam wypisana. Wszelkie parametry były w porządku, a wadliwa zastawka serca, którą dostałam w pakiecie z przyjściem na świat, unormowała swoją pracę po podaniu odpowiednich leków. Wraz z wypisem, tygodniowym zwolnieniem i napomknieniem o zbyt niskiej wadze, dostałam receptę na kolejne specyfiki, które miały dołączyć do mojej diety, jakby brak sensu życia dało się wyleczyć...
Droga powrotna ubrana była w zdawkową rozmowę, jaką mógłby przeprowadzić zmartwiony ojciec z córką, która niedawno poćpała. Słuchając kolejnych zdań typu: „Zajmę się wszystkim. Jeśli masz jakiś problem, możesz mi o nim powiedzieć.", myślałam wyłącznie o przycisku „delete", który mógłby mnie cofnąć do chwili, gdy byłam na imprezie.
Wszystkie wspomnienia wracały mozolnie, z trudem. Alkohol, tak lekkość, Marcus, nasze dłonie i ten przyjemny dreszcz pełzający między naszymi zakończeniami nerwowymi. Najchętniej ukryłabym się w tamtym uczuciu, którego wcześniej nie znałam. Być może nie było dobre, właściwe, ale chciałam do niego wrócić.
Tacie powiedziałam, że źle się czuję, co przyjął oczywiście ze zrozumieniem i troską. Idąc na górę słyszałam, jak odpala w kuchni papierosa. Dobrze mu szło w rzucaniu, nie palił już pół roku, do teraz... Opadłam ciężko na łóżko z błogą świadomością, że przez jakiś czas będę mieć spokój od wszystkiego. Niestety prócz mnie. Nie byłam gotowa, by odpowiedzieć na tuzin wiadomości od Sophie, która nie kryła swojej wściekłości i strachu. Miałam duże poczucie winy. Wszyscy się mną przejmowali, a wcale tego nie chciałam. Uważałam, że jest wiele innych osób czy spraw, o które warto się martwić. Ta myśl ukołysała mnie do snu, a ja nie miałam zamiaru się temu sprzeciwiać, przyjęłam go z wdzięcznością.
Ze snu wyrwał mnie wibrujący telefon. Między jedną, a drugą wibracją rozważyłam opcję wyrzucenia go, zmiany danych personalnych razem z miejscem zamieszkania. Rzuciłam kątem oka na wyświetlacz, spodziewając się kolejnej serii wiadomości od przyjaciółki, jednak zmroziło mnie, gdy wyświetlany numer okazał się nie należeć do zapisanych kontaktów.
„Cześć, chciałbym tylko wiedzieć czy wszystko gra. So dowiedziała się od Pana Davies'a, że już Cię wypisali."
W odstępie dwóch minut przyszedł kolejny sms.
„Jeśli wiadomość dotarła, żyjesz, a wszystko jest do dupy: wyślij „.", lub jeśli wiadomość dotarła, żyjesz i wszystko jest świetnie: napisz „odpierdol się". Byłoby to dla mnie wystarczające potwierdzenie, że z Tobą dobrze, gdybyś była w stanie napisać tak zaawansowaną wiadomość."
Świdrując wiadomość, moją głowę zaprzątały dwie kwestie: kto postanowił do mnie napisać i czy powinnam kazać mu spierdalać lub przyznać, że jest beznadziejnie. Zaintrygował mnie fakt, że ktoś po drugiej stronie mógł wczuć się tak dobrze w moją sytuację, nie słodząc mi jak tata lub wrzeszcząc niewerbalnie jak So. Mój palec zawisł nad kropką i zaczął ciążyć, przeobrażając się z kości, skóry i ścięgien w kamień ciągnięty w dół. Gdy już dotknęłam klawisza i miałam wysłać wiadomość, przyszła kolejna.
„Sartori"
Jak oparzona skasowałam znak, a palce dziko zatańczyły na wyświetlaczu. Sama nie wiem czy ze strachu, czy zmieszania napisałam, żeby się odpierdolił. Spodziewałam się braku odpowiedzi, jednak zostałam niemiło zaskoczona.
„Kłamczucha."
Udając, że nie widzę tych 10 znaków, postanowiłam w końcu odpowiedzieć przyjaciółce. Krótko dałam jej do zrozumienia, że żyję, powinna wypić melisę i przestać się mną przejmować oraz o tym, że moja siostra Ruby o sobie przypomniała. Pominęłam informację dotyczącą wiadomości od Evana, była zbędna, ponieważ musiała być tego świadoma. Od kogoś musiał mieć mój numer. Odpisała od razu, jakby tylko czekała na moje zmartwychwstanie. Zaczęło się ponowne bombardowanie, ale mój arsenał się wyczerpał. Nie odpowiedziałam na liczne pytania, nie skomentowałam kolejnych scenariuszy. Tym razem otulona ciemnością panującą w pokoju zapadłam w sen, który miał trwać do kolejnego dnia. Z dołu dobiegł mnie odgłos włączanej zapalniczki... Naprawię to.
*Następnego dnia*
Choć ciało się buntowało, głowę nastawiłam na walkę tego dnia. Chciałam zrobić coś, co mogłoby rozładować atmosferę i wszystkich zapewnić, że sytuacja, która miała miejsce, była głupim wybrykiem, a nie wołaniem o pomoc, jak wszyscy myśleli. Po dwóch głębszych wdechach zwlokłam się z łóżka i nie zmieniając nawet ubrań, udałam się na dół, gdzie spodziewałam się zastać tatę. Już wcześniej słyszałam jak się krzątał, robił coś w kuchni, włączał telewizję. Choć powinien spać, bo tego dnia miał iść na nocną zmianę, to siedział przy stole, może ciut starszy o worki po oczami i drobną zmarszczkę na czole.
Gdy mnie zobaczył, zapowietrzył się, jakby nie wiedział, co powiedzieć, jak wybadać grunt. Postanowiłam go odciążyć z tej drobnostki i uśmiechnęłam się lekko.
-Cześć, czemu nie śpisz przed pracą? - zagaiłam, wplatając w rozmowę zachowania, jakich by ode mnie oczekiwał. Zaczęłam zaglądać do szafek, udając że rozglądam się za jedzeniem. Wyjęłam miskę i płatki.
-Cieszę się, że lepiej się czujesz. - mówiąc to, bacznie mi się przyglądał - I tak miałem wstać wcześniej. Chciałem porobić parę rzeczy przy domu, wiesz, sama nuda... - rzucił niby beztrosko.
Wiedziałam, że kłamał, ale nie chcąc go wprawiać w większe zakłopotanie udałam, że przyjmuję to tłumaczenie.
Być może z zewnątrz wyglądało to normalnie, córka schodząca na śniadanie widzi swojego ojca odpoczywającego między pracami przy stole. Tu chodziło o coś więcej, o spektakl z mojej strony. Z wyuczoną lekkością zalałam płatki mlekiem i zajęłam miejsce naprzeciwko. Wyczekiwanie, tym był w tej chwili mój tata, jakby w tym jednym posiłku mógł znaleźć całe zapewnienie o tym, że wszystko gra. Po raz kolejny tego dnia udałam, że nie widzę i zatopiłam łyżkę w płatkach. Choć moje ciało krzyczało, a od wewnątrz coś drapało pazurami, jakby próbowało uciec, wpakowałam do spierzchniętych ust pierwszą porcję.
CZYTASZ
Scratches Beginning [ZAKOŃCZONE]
Novela JuvenilJego ból był piękny, jak niezrozumiane dzieło sztuki. Pochłonęłam go, chowając głęboko przed światem. Rozebrał mnie z cierpienia, jakby niczego więcej nie pragnął. Wygładziliśmy wszystkie raniące krawędzie nieświadomi tego, że pojawią się kolejne i...