ROZDZIAŁ 5

32 3 0
                                    


DWUDZIESTY CZWARTY LIPCA DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE 21:40, NORTH KILL PÓŁNOCY NOWY JORK, PEŁNIA

Po wyjściu tych proszonych i tych mniej proszonych gości, Travis i Lenora mieli chwilę, żeby porozmawiać o całej tej sytuacji.

- Twój ojciec miał rację - stwierdził wiceszeryf, kiedy jeżeli w swoim, sypialnianym łóżku.

- Słucham? - Kobieta uniosła brew.

- Powinienem być dzisiaj z wami. Powinienem...

- Nie mogłeś przewidzieć co się wydarzy - wtrąciła Lenora - a zdanie mojego ojca, jest ostatnim co, którekolwiek z nas powinno obchodzić. Ten człowiek przyczepiłby się tego, jak masz wyprasowaną koszulę. Poza tym wiem ile musiało cię kosztować, żeby się dzisiaj z nim skontaktować. To świadczy o twojej dojrzałości. A to, co zrobił mój ojciec- wręcz przeciwnie.

Sierżant przysnęła się do męża i przytuliła policzek do jego ramienia.

- To nie jest twoja wina - kontynuowała, a rozmówca ją objął.

- Dużo dla mnie nzwczy, że to mówisz, ale to nie jest takie proste... - westchnął - Gdyby nie to, co zrobiliście z Chrisem, wątpię, że to wszystko by się aż tak "dobrze" skończyło. To nie wy powinniście mnie bronić, tylko ja was.

- Jesteśmy rodziną. Dbamy o siebie nawzajem. Nie wyobrażam sobie nie stawać w twojej obronie. Chris pewnie też. Nie jesteście już dziećmi, żeby biegał i straszył innych, że jego brat idzie do szkoły policyjnej i zna się na rzeczy, więc może komuś dać lanie..

- Czyli przyznał ci się, że tak robił?

Lenora parsknęła śmiechem na to retoryczne pytanie

- No, ba. Bobby też

Tym razem to Travis parsknął śmiechem.

- Naprawdę zazdroszczę wam tego, że jesteście we trójkę - kontynuowała Lenora.

- No wiesz... też możemy mieć trójkę.

- Ta jasne - prychnęła kobieta - jak nam się nie odechce po nocnym wstawaniu i tym wszystkim innym.

- To wszystko się zwróci z nawiązką, jak za kilka lat, któreś powie w piaskownicy "Ej, moi rodzice są policjantami i łapią rabusiów, więc masz mi natychmiast oddać te grabki albo ci pokażą, gdzie raki zimują."

Lenora zaśmiała się na to.

- Przykro mi zmieniać temat - westchnął mężczyzna - ale czy chcesz... czy chcesz powiedzieć dokładnie co dzisiaj zaszło?

- O, czyli zauważyłeś, że nie powiedziałam prawdy?

- Jestem policjantem, słońce. I twoim mężem. Oczywiście, że wiem takie rzeczy. I domyśliłem się, że nie chcesz żeby dzieciaki były jeszcze bardziej przerażone niż wcześniej. Albo, że nie chcesz zdenerwować swojego ojca jeszcze bardziej.

- Jedno i drugie.

- To... co się stało?

- Ojciec zauważył nas wczesniej, kiedy dzieciaki patrzyły się na kobietę z gumy. Stałam nieco za nimi i wtedy podszedł. Gadał jakieś pierdoły...

- Nie przeklinaj przy dziecku.

Lenora parsknęła śmiechem.

- Dobrze, panie władzo - odparła.

- Co ci mówił ojciec?

- To co zwykle - Kobieta wzruszyła ramionami. - Powiedziałam mu, że "nie radzę", ale zamknął się dlatego, że przyszły dzieciaki. Poza tym... byłam u tej kobiety na wróżbie. Tej, która trzyma Silasa w klatce. To było upiorne doświadczenie.

𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz