ROZDZIAŁ 18

21 4 0
                                    

Tw: przemoc psychiczna w rodzinie, samookaleczenie, myśli/intencje/próba samobójcza
------------------------------------------------------------------

JESIEŃ DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE, NORTH KILL, PÓŁNOCNY NOWY JORK

Po tym jak Travis i Lenora opowiedzieli rodzinie o tym, czego dowiedzieli się na temat klątwy i samej Elizy Vorez, to pierwsze co to Jed i Constance zrobili im awanturę. Z tymże mieli już chyba dość zdarte gardła, bo trwało to tylko kilkanaście minut zanim w końcu się zamknęli i siedli w fotelach. Kaylee wyraziła wówczas swoje niezadowolenie postępowaniem dziadków, a gdy Chris zwrócił jej uwagę, to Caleb stanął w obronie siostry.

— Wujek z ciocią przynajmniej ruszyli dupy — warknął — Dla ciebie też. Przestań wreszcie bronić dziadków. Ich byś obronił, tato. — Tu wskazał na małżeństwo siedzące na kanapie.

A w zasadzie to Travis siedział na kanapie, a Lenora na jego kolanach.

Ostentacyjnie. Bo tak, żeby utrzeć nosa teściowej.

— Ja po prostu mam dość kłótni — westchnął Chris — I cieszę się, że to wszystko jakoś ruszyło do przodu. Pytanie tylko, co teraz z tym zrobimy?

Bobby tego nie skomentował, bo jako jedyny z całej gromadki się uspokoił kiedy to sierżant poczęstowała go jogurtem i owocami.

Bobby'emu naprawdę niewiele trzeba, żeby był zadowolony.

— Jak to co? — odparł wtedy, a uwaga wszystkich skupiła się na nim — Znajdziemy tego Białego Wilka i pozbędziemy się go...

— Ale..! — wyrwało się wtedy Kaylee, płaczliwie — To jest chłopiec! Mały chłopiec!

— To pieprzony morderca, dziecko — rzekł Jed — masz naprawdę niepoukładane w głowie, jeśli ci go żal.

— Przecież ona ma rację — wtrącił Caleb — To jest dziecko. Dziecko, nad którym znęcała się... kurwa nawet nie chcę nazwać jej opiekunką, ale no...

— Przestań w końcu przeklinać — wycedził Chris przez zęby.

— Kiedy to mi pomaga, tato, co stało się z formą własnej ekspresji, co? — Chłopak spojrzał z nadzieją na wujostwo. — A to jest jedyna opcja? Nie ma jakiegoś... łagodzenia objawów? Albo... albo nie wiem jakiegoś super pra-wilkołaka? A może dałoby się Silasa złapać i dowiedzieć się od niego, kto ugryzł jego...

— Caleb... — westchnął Travis — przecież Silas to dzikie dziecko. Nie mówi, żyje jak zwierzę. Jeśli go znajdziemy nic nam nie powie. Takie dzieci potrzebują lat terapii, a i tak nie ma żadnej gwarancji, że będzie lepiej.

— Zasłaniasz mi go — warknęła Constance do Lenory — Rusz z niego te swoją jebaną dupę i zrób mi herbaty.

— Wiesz gdzie jest herbata — stwierdziła sierżant, znów czując przepływającą przez nią falę tajemniczej złości zamiast tradycyjnego wyjebania— wiesz gdzie są kubki, wiesz gdzie jest czajnik, wiesz gdzie masz łyżeczki i cukiernicę. Zrób sobie sama herbatę.

Travis był zbyt zaszkoczony, żeby skomentować to zachowanie żony, ale w głębi duszy cieszył się, że ktoś utarł nosa jego matce. Nawet jeśli tylko tak trochę.

— Plan jest zatem taki... — kontynuował szeryf — że tej pełni wypuścimy was... — Tu wskazał na nastolatków. — w lesie, żebyście znaleźli jakieś ślady Silasa. To nasza jedyna szansa, żebyście go wytropili. Pójdziemy za wami. A przedtem trzeba wyłączyć cały nasz teren z użytku. Odciąć je. Ktoś z nas musi zostać i pilnować, żeby nie było tu nieproszonych gości.

𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz