ROZDZIAŁ 6

38 3 5
                                    


DWUDZIESTY PIĄTY LIPCA DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE  10:30 NORTH KILL PÓŁNOCY NOWY JORK

— Sprawdziłem wszystko — powiedziała Hank wchodząc do biura swojego wice bez pukania. W ręku trzymał kilkanaście świeżo wydrukowanych kartek.

Siedzący przy biurku, Travis, spojrzał na towarzysza.

— Jak? — zapytał, co mogłoby brzmieć głupio, dla kogoś kto myśli, że w policyjnych archiwach jest wszystko i, że można tam znaleźć każdego.

A profesjonaliści- a bez względu na opinię koronorera Wilkesa, tym właśnie Travis i Hank byli- wiedzieli, że jak ktoś nigdy nie był notowany, to nie będzie go w bazie

Nie i już.

Poza tym był jeszcze jeden problem.

Wróżbitka mogła wcale nie podać prawdziwego nazwiska.

Z imieniem też nie było wiadomo. Przecież tego typu osoby z reguły miały jakiś alias. Tyle, że brzmiał on najczęściej jakoś tak nieludzko, nieziemsko, bo było to imię z odległej kultury lub nawet boskie, mitologiczne. Kiedyś, jak wiceszeryf był w innym mieście, to widział reklamę wróżbitki, która nazwała się Afrodyta, ale w dowodzie miała Jean.

W dowodzie i w bazie. Bo akurat była za oszustwo skazana.

— Sam nie wiem jak — Szeryf wzruszył ramionami. — W życiu nie musiałem takiej gimnastyki wyczyniać.  Wiesz ile jest na świecie kobiet, które nazywają się Eliza Vorez? Albo Elisa, Elyse, Elsa, Vores, Worez, Wores i tak do usranej śmierci?

— Lenora była pewna, że to Eliza... — stwierdził Travis — Moment, świecie? — dodał zaskoczonym.

— No panie, to przecież Cyganie...

— Romowie.

— Romowie — poprawił się Hank — Więc nie są ze Stanów. A przynajmniej tak należałoby domniemywać. Ale do meritum... — Mężczyzna położył wszystkie papiery na biurku rozmówcy.

Na samej górze znajdował się taki ze zdjęciem wróżbitki. Fotografia była sprzed paru lat, sądząc po dacie, jaką Williams naskrobał pod spodem. Poza tym wśród papierów znajdowała się masa artykułów z przeróżnych gazet z wybrzeża sprzed ostatnich pięciu lat.

Było też coś z ich miejskiej prasy. Dzisiejszy numer The North Kill Gazette. Nagłówek głosił "DESZCZ KRWI NA OBWOŹNYM SHOW."

Travis poczuł się bardzo nieprzyjemnie, czytając to i widząc znajdujące się pod spodem zdjęcie, przedstawiające biegnące nogi, ludzi uciekających z terenu zajmowanego przez Harum Scarum.

Wszystkie poplamione krwią. Tak samo, jak trawa.

Ta fotografia nie została zrobiona przez reportera, a jakiegoś nastolatka, który znajdował się wczoraj na miejscu zdarzenia. Wynikało to z treści artykułu.
Pozostałe wycinki prasowe mówiły już jednak o czym bardzo odmiennym. Przez pięcioma laty na wybrzeżu krążył zdziczały chłopiec albinos, którego służby usiłowały wytropić i złapać. Nie udało się to jednak, bo nagle zniknął.

Zaraz po tym jak w miejscu, w którym go ostatni raz widziano pojawiło się Harum Scarum.

— Aha — kontynuował szeryf — przejrzyj to lepiej w godzinach pracy i mi oddaj przed wyjsciem. Niestety nie możesz tego zabrać do domu, bo trochę to jakby... pożyczyłem z archiwum. Bez pytania.

Travis uniósł brew.

— Czyli... gwizdnąłeś to?

Hank się wyraźnie zmieszał.

𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz