ROZDZIAŁ 29

18 3 0
                                    

TW: przemoc fizyczna i psychiczna w rodzinie, usiłowanie zabójstwa przez uduszenie, ciężkie obrażenia fizyczne, dźgnięcie nożem, krwotoki
------------------------------------------------------------------

DWUDZIESTY SIÓDMY KWIETNIA, 21:48, NORTH KILL, PÓŁNOCNY NOWY JORK.

Travisa ze snu wyrwało trzaśnięcie drzwiami. Zerwał się na równe nogi w ułamku sekundy. A, że przysnęło mu się akurat w salonie na kanapie, to bez problemu mógł wtedy widzieć przedpokój.

I swoją żonę, która, jak gdyby nigdy nic weszła do domu.

Normalnie. Tak zwyczajnie. Bo przecież wcale nie zniknęła z domu na kilkanaście godzin i przez tyle czasu nie było z nią kontaktu.

Skądże.

Mężczyzną targały silne emocje. Z jednej strony był wściekły, że dorosła osoba postąpiła w ten sposób, wiedząc, iż niewiedza jest najgorsza. Z drugiej, tak bardzo się ucieszył, że nic się jej nie stało, że chciał ją uściskać.

I to ostatecznie zwyciężyło.

Ale Lenora go od siebie odepchnęła.

— Nawet się nie waż — powiedziała chłodno — Po prostu... masz tupet, kurwa. — dodała, ciskając swoją torbę na ziemię i zdejmując z siebie ubranie wierzchnie.

— Słucham? — zapytał szeryf, nie wierząc w to, co słyszy.

— Właśnie widziałam, jak twój ojciec razem z Bobby zawinęli tego turystę w śpiwór. Twój brat uderzył nim o drzewo, jakby był jakąś szmacianką. A potem wzięli go na jezioro, owinęli łańcuchem i spuścili na dno. Rozumiesz?! Nie wystarczyło im to, że znęcali się nad nim i doprowadzili do jego śmierci! Nie wystarczyło im to, że ten człowiek był kompletnie przerażony po tym, co zobaczył! Po tym, jak stracił prawdopodobnie ukochaną osobę! I to w jaki sposób?!

— Lenora…

— Nie — Kobieta pogroziła rozmówcy palcem. — Nie, nie Lenora. I ty na to wszystko pozwoliłeś. Pozwoliłeś, żeby…

— A co miałem zrobić?! — wybuchnął Travis — Widział wilkołaki. Moi rodzice i tak by go…

— Nie wierzę — Sierżant aż się za głowę złapała. — A taki niby prawy byłeś. Policjant. Szeryf. Który nie zareagował kiedy kogoś chcieli zamordować, patrzcie wy go!

— Nie było innego wyjścia! Co miałem z nim zrobić?! Do domu odesłać?! Przecież zaraz poszedłby donieść o tym co zaszło! Zamknąć go gdzieś?! Przecież…

— Przecież co?! Skoro możesz być współwinnym morderstwa, to czemu nie porwania i przetrzymywania wbrew woli?!

— Przestań! Do jasnej cholery, przestań w końcu!

— Bo co? — Kobieta złożyła ręce na krzyż. — Bo zrobicie ze mną to samo co z Edem?

Travis zamarł.

— Tak, to nie był jakiś tam turysta. To był Ed Benson. Tak się nazywał. To była prawdziwa osoba. Osoba, która miała życie, rodzinę... No, ale co ciebie to obchodzi? Ciebie i twoich pieprzonych rodziców. Przecież to nie jest ich rodzina. Tak jak ja nią nie jestem. Zresztą nawet do rodziny za mili nie są, patrz co zrobili tobie i jak zmanipulowali Bobby'ego. Oddychać nie może człowiek bez ich zgody.

— Nigdy bym... — wydukał w końcu Travis — nigdy bym nie pozwolił, żeby...

— Żeby mi coś zrobili? — prychnęła Lenora — Poważnie? A nie, przepraszam, nigdy byś nie pozwolił, żeby mnie zabili?

𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz