TW: przemoc fizyczna i psychiczna w rodzinie, usiłowanie zabójstwa przez uduszenie, ciężkie obrażenia fizyczne, dźgnięcie nożem, krwotoki
------------------------------------------------------------------DWUDZIESTY SIÓDMY KWIETNIA, 21:48, NORTH KILL, PÓŁNOCNY NOWY JORK.
Travisa ze snu wyrwało trzaśnięcie drzwiami. Zerwał się na równe nogi w ułamku sekundy. A, że przysnęło mu się akurat w salonie na kanapie, to bez problemu mógł wtedy widzieć przedpokój.
I swoją żonę, która, jak gdyby nigdy nic weszła do domu.
Normalnie. Tak zwyczajnie. Bo przecież wcale nie zniknęła z domu na kilkanaście godzin i przez tyle czasu nie było z nią kontaktu.
Skądże.
Mężczyzną targały silne emocje. Z jednej strony był wściekły, że dorosła osoba postąpiła w ten sposób, wiedząc, iż niewiedza jest najgorsza. Z drugiej, tak bardzo się ucieszył, że nic się jej nie stało, że chciał ją uściskać.
I to ostatecznie zwyciężyło.
Ale Lenora go od siebie odepchnęła.
— Nawet się nie waż — powiedziała chłodno — Po prostu... masz tupet, kurwa. — dodała, ciskając swoją torbę na ziemię i zdejmując z siebie ubranie wierzchnie.
— Słucham? — zapytał szeryf, nie wierząc w to, co słyszy.
— Właśnie widziałam, jak twój ojciec razem z Bobby zawinęli tego turystę w śpiwór. Twój brat uderzył nim o drzewo, jakby był jakąś szmacianką. A potem wzięli go na jezioro, owinęli łańcuchem i spuścili na dno. Rozumiesz?! Nie wystarczyło im to, że znęcali się nad nim i doprowadzili do jego śmierci! Nie wystarczyło im to, że ten człowiek był kompletnie przerażony po tym, co zobaczył! Po tym, jak stracił prawdopodobnie ukochaną osobę! I to w jaki sposób?!
— Lenora…
— Nie — Kobieta pogroziła rozmówcy palcem. — Nie, nie Lenora. I ty na to wszystko pozwoliłeś. Pozwoliłeś, żeby…
— A co miałem zrobić?! — wybuchnął Travis — Widział wilkołaki. Moi rodzice i tak by go…
— Nie wierzę — Sierżant aż się za głowę złapała. — A taki niby prawy byłeś. Policjant. Szeryf. Który nie zareagował kiedy kogoś chcieli zamordować, patrzcie wy go!
— Nie było innego wyjścia! Co miałem z nim zrobić?! Do domu odesłać?! Przecież zaraz poszedłby donieść o tym co zaszło! Zamknąć go gdzieś?! Przecież…
— Przecież co?! Skoro możesz być współwinnym morderstwa, to czemu nie porwania i przetrzymywania wbrew woli?!
— Przestań! Do jasnej cholery, przestań w końcu!
— Bo co? — Kobieta złożyła ręce na krzyż. — Bo zrobicie ze mną to samo co z Edem?
Travis zamarł.
— Tak, to nie był jakiś tam turysta. To był Ed Benson. Tak się nazywał. To była prawdziwa osoba. Osoba, która miała życie, rodzinę... No, ale co ciebie to obchodzi? Ciebie i twoich pieprzonych rodziców. Przecież to nie jest ich rodzina. Tak jak ja nią nie jestem. Zresztą nawet do rodziny za mili nie są, patrz co zrobili tobie i jak zmanipulowali Bobby'ego. Oddychać nie może człowiek bez ich zgody.
— Nigdy bym... — wydukał w końcu Travis — nigdy bym nie pozwolił, żeby...
— Żeby mi coś zrobili? — prychnęła Lenora — Poważnie? A nie, przepraszam, nigdy byś nie pozwolił, żeby mnie zabili?
CZYTASZ
𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵|
Fanfiction"Co Cię nie zabije, to wzmocni." było chyba jednym z największych kłamstw, jakie można wcisnąć człowiekowi. I Lenora Hackett wiedziała o tym, aż za dobrze. Wiedziała o tym dziesięć lat temu, kiedy ojciec wyrzucił ją z domu. Wiedziała o tym, sześć la...