ROZDZIAŁ 19

16 2 0
                                    

TW: brutalny atak zwierzęcia na człowieka, opis terenu po pożarze, ludzkie szczątki, przemiana człowieka w zwierzę, próba samobójcza, przemoc psychiczna w rodzinie.
------------------------------------------------------------------

JESIEŃ DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE, 17:38, PÓŁNOCNY NOWY JORK, PEŁNIA

Nikt z rodziny Hackett nie wiedział dokładnie, jak przebiegnie dzisiejsza noc.
I to właśnie było najbardziej przerażające.
Tego dnia odgrodzili cały swój teren prywatny za pomocą znaków, metalowych łańcuchów i blokady z samochodów. Mieli nadzieję, że to powstrzyma nieproszonych gości. A przynajmniej spowoduje, że zatrzymają się na chwilę zanim zdecydują się włamać.

Bo przecież nie mogli zamknąć głównej drogi, a jedynie jej prywatną odnogę- drogę dziewięćset dziewiętnaście.

Pozostało tylko liczyć, że tyle wystarczy.
I wnyki wraz z przynętą.

Bo wszędzie rozstawili wnyki. Takie na zwierzęta. A głowy czy części tychże posłużyły na przynętę.

Jed i Bobby byli myśliwymi- a po sezonie nie dało się ich zdobyczy na spokojnie obronić, bo wybuchł pożar. Mieli zatem dużo, nieobrobionego surowizny.

To było upiorne.

Ale jeśli miało jakoś pomóc to lepiej było spróbować.

W końcu nikt nie wiedział czy taki wilkołak, zwłaszcza wygłodniały, nie pogardzi na przykład dzikiem.

Słońce już zachodziło kiedy zjawili się na miejscu, gdzie kilka miesięcy wcześniej doszło do tragedii. Tym razem las, a raczej to co z niego w tym miejscu zostało, wyglądał nad wyraz spokojnie, choć mrocznie. Czarne, spalone pnie były jedynie żałosnym wspomnieniem pięknych drzew. Gdzieniegdzie na gołej ziemi zostały resztki pożółkłej, obszarpanej trawy. Kretowiska stały się jedynie szpetną dziurą w glebie. Wyczyszczone przez płomienie zwierzęce kości błyszczały, jak jakieś drogocenne kamienie w morzach szarych popiołów i zwęglonych roślin.

Wszędzie było cicho, bo zwierzyna albo uciekła albo- bardziej prawdopodobne- zginęła.

Zdjęto już krzykliwie żółte policyjne taśmy. Zabrano ciała, ale pozostawiono resztki drewnianych wozów romskich.

Pozostawiono świadectwo.

Pozostawiono świadectwo tego, czym był ten las.

Cmentarzyskiem.

Było cicho. Chłodno. Wiał lekki wietrzyk.

Albo to był podmuch ducha. Jej ducha.

I pewnie każdego kto to życie stracił.

Zwłaszcza upiornie zrobiło się, kiedy mijali drzewo, przy którym zmarł Hank. Stało tam kilka zgaszonych zniczy, zdjęcie rodzinne i niemiłosiernie brudny pluszak, który najbardziej poruszył Lenorę i Travisa. Pewnie któreś z dzieci dawnego szeryfa go tam zostawiło. Jego pociechy co prawda były już dorosłe i porozjeżdżały się po kraju, ale... to wyglądało tak, jakby któreś zatrzymało sobie maskotkę, jaką za dzieciaka od ojca dostało.

Tam skąd przybyłeś tam wrócisz.

Z prochu powstałeś w proch się obrócisz.
Sierżant napłynęły łzy do oczu. Pomyślała o swoim dziecku. O swoim ojcu. O swojej matce. O tym, jak to wszystko stało się takie...

Kobieta westchnęła i ruszyła dalej, wiedząc, że nie mogła się skupiać na tym, co było. I nie mogła się zatrzymywać.

Ale to wciąż kurewsko bolało.

Nie mogli iść dalej w las, bowiem przemiana u Chrisa, Kaylee i Caleba postępowała w zaskakującym tempie.
Wszyscy już ledwo szli, każda żyła na ich ciałach wydawała się czarna i powiększona nienaturalnje. Skóra przybrała szarawy odcień, oczy zżołkły jak jasna cholera. Z jednej strony bolało ich wszystko tak bardzo, że nie byli w stanie chodzi, a z drugiej załączyła już się im siła nadludzka. Byli spięci artyleryjskim łańcuchem, który Bobby pozyskał od swojego dawnego pułku. Służył do przeciągania pocisków.
Trójka zdążyła już go mocniej uszkodzić. W niektórych miejscach. Caleb rozerwał go między swoimi nogami, więc zostały mu jedynie metalowe obręcze. Chris wyrwał tę część, która łączyła jego spięte nadgarstki z głównymi pętem. W rezultacie mógł przebierać skutymi rękoma jak łopatą wiatraka, co też robił, bo był to jedyny sposób na wyrażanie przez niego emocji. Podobnie jak dla Caleba wieczne wierzganie nogami.

𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz