TW: pożar lasu i śmierć oraz obrażenia nim wywołane, płonące ciała, atak paniki, atak zwierzęcia na ludzi
------------------------------------------------------------------CZTERNASTY SIERPNIA DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE 20:00 NORTH KILL PÓŁNOCNY NOWY JORK, PEŁNIA
Kiedy Travis z Warrenem dojechali na miejsce, byli przerażeni. Pożar wciąż trwał w najlepsze i nie było wiadomo, gdzie się kończą, a zaczyna się niebo.
I mało nie wjechali w przewrócony, płonący jupiter z wielką dziurą w środku.
Więc to było to auto, o którym mówiły Lenora i Kaylee.
Załoga pojazdu, a raczej ich zwęglone zwłoki, leżały dookoła.
Wiceszeryf zauważył wóz swoje żony i swoją bratanicę przy nim. Dziewczyna była wyraźnie poparzona, brudna od popiołu i miała porwane ubranie, a w dłoni ściskała jakiś malutki przedmiot, jakby od tego zależało jej życie.
— Wujku! — krzyknęła, kiedy do niej podbiegł i wpadła mu w objęcia, a potem zaczęła wyrzucać z siebie słowa tak szybko i tak nieskładnie, że Travis nie był w stanie nic zrozumieć.
— O kurwa! — wyrwało się Warrenowi i wskazał na granicę lasu i szosy — To Wilkes! Co mu się stało?! I gdzie jest Hank?!
— Hank... Hank nie żyje — wykrztusiła Kaylee, a potem jakby dostała strzału adrenaliny- rzuciła się w kierunku koronera. Zrobiła to bardzo gwałtownie, mimo, że Travis ją złapał to poleciała kolanami na asfalt. — On go zabił! Zabił go! MORDERCA!
— Kaylee! — Wiceszeryf pociągnął dziewczynę do pionu. Potrzebował, żeby się opanowała. — Wierzę ci. A teraz powiedz, gdzie jest twoja ciocia? Co się stało? Konkrety.
— Hank poszedł... do lasu... ratować... tych ludzi... Ciocia kazała mi... kazała mi... podać mu gaśnice... gaśnice samochodowe. On... — Nastolatka wskazała głową na Wilkesa. — on je wziął... rzucił nimi... zawór... zawór wystrzelił prosto w Hanka... Tu... tu... — Kaylee tym razem zakręciła swoją zaciśniętą pięścią na wysokości serca. — On umarł! On umarł..! Potem z lasu... z lasu wybiegła ta kobieta... Ta od Silasa... Ta starsza... i... i... wujek on naprawdę jest tym stworzeniem. Tym strasznym stworzeniem. I on... uciekł.
Pod Travisem i Warrenem ugięły się nogi.
— On zabije ludzi... — kontynuowała Kaylee — Wilkes się wystraszył i uciekł... ciocia go poraziła... paralizatorem... A ta kobieta... Dała mi to... — Nastolatka rozłożyła dłoń i pokazała srebrny pierścień. — To go... to go odstraszy... to stworzenie... Ciocia kazała mi... iść, a sama... sama poszła z tamtą kobietą...
Chociaż wiceszeryf chciał w tamtym momencie wyć z mieszaniny negatywnych emocji, takich jak złość czy bezsilność, rozumiał zachowanie żony. Dzika, krwiożercza bestia biegała luzem po lesie, a jedyna osoba, która wiedziała jak się nią zająć to była Eliza Vorez.
I to stworzenie bało się srebra.
Dobrze było wiedzieć chociaż tyle.
— Zabierz ją na posterunek — nakazał Warrenowi i stanowczo, acz delikatnie popchnął bratanicę do swojego towarzysza — ja idę po Lenorę.
— Wujek nie! — krzyknęła Kaylee — On cię zabije! On cię zabije! Weź! — dodała, wciskając mu pierścionek. Nie przyjął go. Wziął za to drugą broń od Warrena.
— Jeźdźcie i zabarykadujcie się na miejscu — nakazał wiceszeryf.
— A co z Wilkesem? — zapytał Warren, dosłownie wpychając Kaylee do wozu.

CZYTASZ
𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵|
Fiksyen Peminat"Co Cię nie zabije, to wzmocni." było chyba jednym z największych kłamstw, jakie można wcisnąć człowiekowi. I Lenora Hackett wiedziała o tym, aż za dobrze. Wiedziała o tym dziesięć lat temu, kiedy ojciec wyrzucił ją z domu. Wiedziała o tym, sześć la...