DWUDZIESTY CZWARTY LIPCA DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE, 11:05, NORTH KILL, PÓŁNOCY NOWY JORK, PEŁNIA
Kobieta akurat była zajęta przygotowaniem sobie przekąski, kiedy jej telefon- uprzednio położony na kuchennym blacie- rozdzwonił się w najlepsze.
Parsknęła śmiechem i odebrała.
— Czterdzieści pięć minut — powiedziała, włączając w urządzeniu tryb głośnomówiący — twój nowy rekord.
— Jak się czujesz? — Po drugiej stronie rozległ się męski głos.
— W porządku — odparła, otwierając lodówkę i szperając w niej — Naprawdę nie musisz do mnie dzwonić... już nawet nie co godzinę. Jak coś się będzie działo, to się odezwę.
Nie była pewna ile z tego jej rozmówca usłyszał przez ciągłe przesuwanie i przekładanie zawartości lodówki. Dość mocno się te wszystkie opakowania tłukły albo szeleściły.
— Co ty tam robisz? — padło pytanie.
— A co ja mogę robić? Szukam ogórków.
W słuchawce rozległo się parsknięcie śmiechem.
— Powinny być na drugiej półce — rzekł mężczyzna.
— Powinny i pewnie by były, gdybym to ja ci robiła śniadanie. Ty mi tu zawsze coś poprzestawiasz... — Kobieta urwała wypowiedź, odkrywając w lodówce co najmniej nie codzienne.
— Travis... — powiedziała, prawie wybuchając śmiechem.
— Tak?
— Zostawiłeś zapasowe kluczyki w lodówce.
Tym razem mężczyzna westchnął.
— Zdecydowanie dzisiaj nie jest mój dzień.
— Ej, nie jest tak źle. Przynajmniej własnej głowy nie zapomniałeś.
— Jak tak pójdzie, to czarno to widzę.
— Oj daj spokój, szeryfie... — wtrąciła kobieta, próbując jakoś pocieszyć rozmówcę. Ta próba jednak szybko okazała się bezowocna przez jej dobór słów.
— Jeszcze nie jestem szeryfem...
— Ale kiedyś na pewno będziesz, zobaczysz. A co do kluczyków, to ci mogę podrzucić. Może Hank nie zauważy i nie będzie ci suszył głowy...
— Na moje nieszczęście jest nad wyraz zainteresowany tym co się u mnie dzieje... Zamknij te lodówkę, bo pika.
Rzeczywiście, kobieta tak bardzo zajęła się rozmową, że zapomniała o tak istotnym fakcie. Przypomniał jej o tym nie tylko mąż, ale także samo urządzenie, gdy zaczęło wydawać z siebie irytujące dźwięki.
— Może to dobrze? — rzuciła, zamykając wreszcie lodówkę — Nie dasz rady go przekonać, żeby dał ci awans? No wiesz, zważywszy na okoliczności, dodatkowe pieniądze się przydadzą, te sprawy...
— To się nazywa szantaż i jest karalne.
— To się nazywa perswazja.
— Znalazłaś już te ogórki?
Kobieta parsknęła śmiechem. To była zmiana tematu, ale wyjątkowo udana.
— Nie — odparła.
— Kupię ci jak będę wracał... — odpowiedział, a w tym samym momencie rozległo się walenie do drzwi — Co się tam tak tłucze?
Kobieta wzięła telefon w rękę i podeszła do wyjścia z domu, aby wyjrzeć na zewnątrz przez wizjer.
— Dzieciaki przyszły — stwierdziła. Po drugiej stronie drzwi znajdowali się bratanek i bratanica jej męża- Caleb i Kaylee. — Będę kończyć. Aha, Travis?
CZYTASZ
𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵|
Fanfiction"Co Cię nie zabije, to wzmocni." było chyba jednym z największych kłamstw, jakie można wcisnąć człowiekowi. I Lenora Hackett wiedziała o tym, aż za dobrze. Wiedziała o tym dziesięć lat temu, kiedy ojciec wyrzucił ją z domu. Wiedziała o tym, sześć la...