ROZDZIAŁ 32

21 5 4
                                    

TW: śmierć dziecka, zwłoki dziecka, omamy wzrokowe i słuchowez napad drgawek i wszelkie jego następstwa.
------------------------------------------------------------------

KIEDYŚ, 04:50, GDZIEŚ

— NIE!

Świdrujący wrzask, jaki rozległ się chwilę po huku z broni palnej sprawił, że Lenora miała wrażenie, że straciła słuch.

A później także i wzrok.

Bo dookoła widać było tylko białą plamę.
Sierżant nie wiedziała co zrobić, gdy nagle ogarnęło ją przerażająco znajome odczucie ciepła, które szybko z lekkiego i przyjemnego stało się tym okropnym. Piekącym.

Spalającym od środka.

Po chwili kobiecie przed oczami stanął płonący las, ale postanowiła, że cokolwiek to by nie było- wizja, piekło, coś innego- przejdzie przez to tak, jak należy.

Istniała duża szansa, że to był jej umysł. I już się go nie bała.

Pobiegła przez las, nie zważając na walące się jej na głowę rozgrzane gałęzie. Palące się iglaki czyściły wszystko na swoje drodze, jak miotła, a każdy upadek powodował przeskok płomieni na inne części roślinności.

I jeszcze większy pożar.

Sierżant przeskoczyła nad jakimś, pniakiem, nawet nie zwracając uwagi na to, że od niego zajęły jej się spodnie. Fakt, że nie poczuła bólu uświadomił kobiecie, gdzie tak naprawdę się znajdowała.

Jeśli jej nie bolało- to to był jej umysł.

Biegła na spotkanie kogoś, kto zatruwał go od sześciu lat.

Czas było stawić temu czoła.

Wypadła na mniejszą polanę wśród płonących drzew. Tę samą, na której ponad pół dekady temu zakończyła życie Eliza Vorez.

Tym razem stała tam, jak żywa, a jej twarz na widok policjantki wykrzywiła się w nienaturalny sposób. Nienaturalny, ale pełen furii.

— COŚ TY ZROBIŁA?! — ryknęła staruszka głosem zniekształconym, jak u wilkołaka w okresie przemiany, i rzuciła się na nią.

Nie spodziewając się takiej siły od ducha wiedźmy, Lenora nie zdążyła się odsunąć i obie poleciały na ziemię. Pani Hackett złapała Elizę za nadgarstki, żeby ta nie mogła jej uderzyć, ale kobieta- z twarzą zadziwiająco zwierzęcą- usiłowała sięgnąć kłami do jej szyi.

Funkcjonariuszka odpechnęła ją od siebie nogami, a gdy niesiona siłą Vorez odleciała na znaczną odległość, policjantka zerwała się do pionu. Jej przeciwniczka zrobiła to samo. Obie stanęły, jakby każda w przeciwnym rogu ringu.

— MIAŁAŚ MI POMÓC! — Starsza kobieta dalej mówiła, a raczej krzyczała, tym głosem co wcześniej. — NALEŻAŁO MI SIĘ! MIAŁAŚ..!

— Miałam zniszczyć rodzinę Hackett od środka — powiedziała Lenora, spokojnie — I zrobiłam to. Chris nie żyje. Kaylee nie żyje. Travis postawił się swoim rodzicom, a oni wreszcie pokazali swoje prawdziwe oblicze, więc Bobby zrobi to samo. Miałam oddać ci to, co ukradłam. Oddałam. Oddałam ci syna…

— ZAMILCZ!

— Oddałam ci pierścień i oddałam ci syna. Zakończyłam jego cierpienie. Coś na co ty nie mogłaś się nigdy zdobyć, bo jedyne co robiłaś to wystawianie Silasa w klatce.

Ogień dookoła zgasł. Słońce zaczęło wschodzić na ciemne jeszcze niebo.

— GDYBY NIE WY…

— JA TEŻ STRACIŁAM DZIECKO, ELIZA! — wydarła się Lenora i kobieta zamilkła. — I nie wiem czy pamiętasz, ale stało się to przez to, że poszłam pomóc odnaleźć twoje. I przez to, że stanęłam w twojej obronie i zostałam popchnięta przez własnego ojca.

𝙲𝙻𝙰𝚆𝚂 |𝚃𝚑𝚎 𝚀𝚞𝚊𝚛𝚛𝚢 𝙵𝙵| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz