Kiedy obudziłam się następnego dnia, zegarek wiszący na ścianie tuż nad drzwiami wskazywał 10.30, a błękitne niebo oznaczało, że jest poranek. Nim zdążyłam choćby kiwnąć palcem, koło mojego łóżka pojawił się Bruce.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Jakby potrąciła mnie ciężarówka, a potem zdeptało stado łosi – powiedziałam lekko się uśmiechając, co wywoływało ból na mojej twarzy.
- Jeśli chodzi o łosie, to Wilsona tam nie było – zaśmiał się. – Ale twoje wyniki są w normie. Pęknięta kostka właściwie już się zrosła, jednak będziesz odczuwać dyskomfort przez kilka tygodni. Miałaś też złamane dwa żebra. No i sponiewieraną twarz. Siniaki i obicia mięśni niestety tak szybko nie zejdą, ale dzięki opracowanej technologii przeze mnie i przez Starka, przyspieszyliśmy proces gojenia się i zrastania kości – wyjaśnił zafascynowany efektami, jakie dawała terapia.
- Dziękuję Ci, Bruce. Jesteś niesamowity – powiedziałam. – Jaki dzisiaj dzień? I czy mogę już zdjąć ten kołnierz?
- Jest czwartek. Myślę, że tak. Kręgi szyjne nie zostały uszkodzone, jednak wolałem cię zabezpieczyć.
Z trudem uniosłam ręce, które wydawały się być ciężkie niczym stal, i odpięłam kołnierz. Poruszałam powoli szyją, jednak faktycznie akurat tutaj nic nie bolało.
- Jak źle wygląda moja twarz? – zapytałam.
- W skali od 1 do 10? Jakieś 2/10, ale niedługo będzie lepiej – uśmiechnął się pocieszająco.
- Wolałabym nie straszyć ludzi na własnym przyjęciu urodzinowym.
- Natasha i Wanda na pewno mają swoje sposoby, żeby to ukryć, a jeśli nie, to Wanda wszystkich zaczaruje, żeby myśleli, że wyglądasz normalnie – dodał imitując poruszanie palców jak to robiła Maximoff.
- Całkiem dobry pomysł – zaśmiałam się.
- Pobiorę twoją krew i w sumie możesz się zbierać. Tylko się nie przemęczaj. Przez najbliższe dni zero treningów – pouczył mnie wbijając igłę w żyłę na przedramieniu.
Pokiwałam głową i gdy tylko Bruce skończył pobierać próbkę mojej krwi, natychmiast usiadłam. Zakręciło mi się w głowie, więc zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych wdechów.
- Pomóc ci wrócić do pokoju? – zaoferował Banner cały czas czuwając przy mnie.
- Ja jej pomogę – usłyszałam w drzwiach znajomy głos.
Odwróciłam natychmiast głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Bucky'ego. Opierał się o framugę z założonymi rękoma ubrany w zwykły czarny dres i koszulkę, która opinała się na jego klatce i barkach. Spojrzałam na siebie, gdyż nadal byłam w uwalonym i podartym stroju bojowym. W dodatku cuchnęłam. Skrzywiłam się.
- Dam radę – odparłam i podpierając się o łóżko spróbowałam wstać.
Prawa stopa bolała, ale już miałam w głowie plan treningowy, żeby ją rozruszać. Zrobiłam kilka kroków kuśtykając, co spowodowało pełne dezaprobaty spojrzenia obu panów.
- Nie przemęczaj się, Lila – upomniał mnie Bruce i zniknął za drzwiami prowadzącymi do jego gabinetu.
- Dobra, dość tego – pokręcił głową Barnes podchodząc do mnie. Chwycił mnie pod kolanami i plecami bez problemu unosząc do góry.
- Ej no – oburzyłam się chociaż lodowaty dotyk na moich plecach był kojący.
- Wiem, że jesteś twarda i silna, ale tym razem odpuść sobie – powiedział spoglądając mi w oczy, po czym ruszył korytarzem w stronę windy. – Lila – zaczął nie patrząc na mnie, gdy winda kierowała się na piętro z naszymi pokojami.
CZYTASZ
Backstage Story
FanfictionLila Alinov należy do grupy Avengers prowadząc zwykłe życie agenta. Do momentu. Stary wróg powstaje z popiołów, a w unicestwieniu przeciwnika ma jej pomóc sam Bucky Barnes, który do niedawna był jeszcze zimowym żołnierzem. Czy uda im się połączyć si...