Rozdział 3.

295 15 39
                                    

Obudziły mnie głosy dochodzące z korytarza. Leniwie przekręciłam się na bok spoglądając na zegarek. Dochodziła 10, co oznaczało, że udało mi się przespać jakieś 5 godzin, bo mimo, że położyłam się o 1, to nie mogłam usnąć przez kolejnych kilka. Złapałam się za głowę próbując wyrzucić z głowy obrazy, które mnie dręczyły. Wszystkie moje ofiary, nawet jeśli były złe do szpiku kości, tą przeklętą szkółkę i moment śmierci rodziców.

- Steve, proszę cię! – usłyszałam podniesiony głos.

Powróciłam na ziemię rozpoznając do kogo ów głos należy, a jeżeli słyszałam go na tym korytarzu to oznaczało, że mieszkał tuż obok.

- Nie, Buck. Przykro mi – odpowiedział mu głos Rogersa, co tylko utwierdziło mnie w moich przekonaniach.

- No daj spokój.

Jezu... musieli się drzeć pod moimi drzwiami? Wstałam zdenerwowana, żeby zwrócić im uwagę. Nie rozmawiali wcale aż tak głośno, jednak nie spałam zbyt twardym snem, więc byle dźwięk potrafił mnie wybudzić.

- Czego się drzecie? – warknęłam otwierając drzwi na oścież i widząc przed sobą Rogersa i Barnesa.

Obaj spojrzeli w moją stronę. Barnes stał w drzwiach naprzeciwko, co oznaczało, że teraz był moim sąsiadem, zaś Steve znajdował się na korytarzu.

- Przepraszam cię, Lila – odpowiedział spokojnie Kapitan.

Spojrzałam na Barnesa, który dziwnie milczał. Wyglądał na zdziwionego? Albo zaskoczonego.

- Ducha zobaczyłeś? – zapytałam zirytowana. Steve odchrząknął próbując ukryć śmiech. – O co chodzi? – zapytałam zbita z tropu.

Bucky dalej się nie odzywał gapiąc się na mnie w szoku.

- Ubierz się, Lila, bo Buck nie widział kobiety w bieliźnie od 70 lat.

Na co ten nagle jakby wybudził się z transu, odchrząknął i przeniósł swój wzrok na Steve'a. Wtedy zorientowałam się, o co chodzi. Z reguły spałam w bawełnianym topie podobnym do sportowego stanika tyle, że nie była aż tak uciskający, a dół mojej piżamy stanowiły dość krótkie bokserki. Moje sny wyciskały ze mnie siódme poty, więc nie było sensu spać w długiej piżamie. I o ile w całej wieży wszyscy przynajmniej raz widzieli mnie w takim wydaniu lub podobnym na treningach, o tyle Bucky mógł być nieświadom sytuacji. Poza tym traktowałam się z resztą pod tym względem aseksualnie, jednak dla niego faktycznie mogło być to coś nowego przez co i ja nagle się speszyłam. Poczułam jak zaczynają palić mnie policzki, bo wzrok Barnesa był wręcz nachalny.

- Tylko się już nie drzyjcie – odpowiedziałam chcąc schować się jak najszybciej w swoim pokoju.

- Z tym 70 lat to przesadziłeś – usłyszałam Barnesa, gdy zamknęłam drzwi. – Zresztą kto to mówi. Od czasów Peggy... A nie. Nawet z Peggy nic nie było.

- Nie moja wina, że byłem zamrożony w tym czasie.

Pokręciłam głową i nie chcąc dłużej przysłuchiwać się ich rozmowie ruszyłam do swojej łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, żeby zniknęły ślady rumieńców. Spojrzałam w ogromne lustro. Nie mogłam zarzucić sobie, że mam jakieś złe ciało. Może ciut za bardzo umięśnione, ale nadal mieściło się w granicach fit u kobiety. Z tym że było poznaczone licznymi bliznami łącznie z dwoma po kulach - jedną na brzuchu, a drugą tuż przy linii obojczyka. Moja twarz dość smukła była również poznaczona kilkoma bliznami. Przymknęłam swoje niebieskie oczy. Wzięłam dwa głębokie oddechy i ponownie spojrzałam w lustro. Teraz moja twarz była już w normalnym odcieniu bez krzty emocji. Chwyciłam szczotkę i rozczesałam jasnobrązowe proste jak drut włosy sięgające do łopatek, po czym związałam je w kitkę tak, aby nie wypadł ani jeden kosmyk. Odczuwając głód szybko odbyłam poranną toaletę, założyłam ciuchy treningowe i skierowałam się do kuchni. Miałam nadzieję, że nikogo tam nie zastanę. Spotkać Avengers zdarzało się rzadko. Przelewaliśmy się przez siedzibę niczym woda w fontannie, wymieniając się jedynie partnerami, informacjami czy krótkimi żartami. Wszyscy wiecznie byli w biegu. Niektórych nie widywałam miesiącami, a z tymi co współpracowałam dłużej spędzałam czas, również wolny.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz