Rozdział 25.

232 10 23
                                    

Kolejne dni spędzałam zwiększając intensywność treningów. Kiedy Steve był na miejscu, ślęczałam z nim nad planem, ucząc się na pamięć całego budynku, w którym Tony organizował imprezę. Godzinami wpatrywałam się w zdjęcia wszystkich znanych osób pracujących dla Hydry, w tym Hernandeza i Repnina. W wolnych chwilach przystrajałam naszą siedzibę świątecznymi ozdobami przy okazji planując świąteczny obiad, który tradycyjnie spędzaliśmy razem. Tydzień przed świętami Nick Fury podarował mi prezent w postaci misji. Skakałam z radości jak mała dziewczynka, gdy w mroźny poranek wskoczyłam na miejsce kierowcy, a na miejscach pasażerów z oporem pojawili się Sam i James, którzy wobec siebie byli coraz bardziej zgryźliwi. Jednak mojego entuzjazmu nic nie mogło zepsuć tego dnia. Z radością wyjechałam na zaśnieżoną drogę kierując się w kierunku Bostonu. Mieliśmy dotrzeć do jednego z biurowców, gdzie pewna nieznana bliżej grupa przejęła władzę w całkiem sporej narodowej korporacji. Przejęli budynek fizycznie, oprócz tego również namieszali w bazie danych. Zakładnicy byli przetrzymywani w sposób dość dyskretny, właściwie to nie byli. Normalnie wychodzili do domów, jednak wszczepiono im nieduże chipy, które w każdej chwili mogły ich zabić rażąc ogromną ilością woltów. Głupotą było, że według naszych informacji, szef owej organizacji zarządzał wszystkim z tego biura. Dostaliśmy cynk, że dzisiaj wieczorem może dojść jednak do wysadzenia całego budynku wraz z jego zakładnikami. Ja miałam zająć się przejęciem danych, a chłopaki mieli skopać im tyłki. Gdyby nie fakt, że z naszej trójki to ja najlepiej ogarniałam komputery, to byłam pewna, że lepiej bym skopała im tyłki niż Wilson. Włączyłam radio, w którym leciało Dancing in the moonlight zespołu Toploader, a ja zaraz dołączyłam ze swoim śpiewem i niepohamowanym optymizmem do wykonawców. Przywołało mi to na myśl scenkę z filmu, w której bohaterowie jechali samochodem, trójka śpiewała na cały głos właśnie ten utwór, a czwarty z nich miał minę, jakby chciał stamtąd wyskoczyć. U nas było podobnie, tylko to Wilson i Barnes mieli takie miny. Przyciszyłam muzykę i spojrzałam na nich.

- O co się pokłóciliście? – zapytałam, a odpowiedziała mi cisza. – Musicie mi niszczyć tą chwilę? Mam pierwszą misję od kilku miesięcy – westchnęłam.

- Gdyby nie był takim gnojem, to na pewno byśmy się świetnie bawili – powiedział James.

- Ja? To ty mi zapchałeś dysze w plecaku – odparł wściekły.

- Stępiłeś wszystkie moje noże – warknął Bucky.

- Last Christmas – zaczęłam pod nosem. – I gave you my knifes, but the very next day you broke all of them.

Spojrzałam w lusterko widząc, że Sam się uśmiecha.

- No już – odparłam spoglądając teraz na Barnesa. – Z okazji gwiazdki oddam je do ostrzenia – powiedziałam szturchając go w ramię. – Ewentualnie sama mogę owinąć się kokardą – powiedziałam, zauważając, że jego szczęka się rozluźniła, dodałam ciszej. – Tylko kokardą. – Uśmiechnął się. Był ratunek dla tej misji. – No dobra to powiedźcie, czy macie jakieś życzenia względem świąt.

- Pieczeń rzymską – odparł natychmiast Sam.

- Dobra. Podoba mi się – odparłam. – Buck?

- Zdecydowanie te głupie cukierki, w których są te małe dziwne prezenty – odparł uśmiechając się.

- Załatwione – odparłam łącząc się ze Steve'm przez zestaw głośnomówiący w samochodzie. – Cześć, Rogers. Jakie życzenia względem świąt? – zapytałam go, gdy tylko odebrał. Usłyszałam w tle huk.

- Eee – sapnął, po czym rozległ dźwięk, jakby kogoś uderzył. Zapomniałam, że był na misji. – Mnóstwo ponchu – odparł.

- Steve zgodził się upić – usłyszałam w tle Nat.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz