Przez kolejny dni Bucky przychodził do mnie proponując coraz głupsze pomysły mając tego całkowitą świadomość. Wiedział, że nie ustąpię, dlatego wszelkimi sposobami próbował mnie odciągać od tego pomysłu. Pewnego dnia zeszłam do salonu wraz z Wandą, z którą odbyłyśmy solidny trening. Poczułam ucisk w klatce, gdy zobaczyłam przy wyspie siedzącego James'a, a tuż koło niego kręciła się Sharon. Oboje byli w dobrych nastrojach przez co nagle się spięłam. Wanda widocznie to wyczuła. I mimo że z Jamesem zbliżyliśmy się do siebie próbując się z tym nie afiszować, to większość widziała, co się święci. Nie byli przecież aż tak ślepi. Usiadłam przy stole jadalnianym próbując nie zwracać na nich uwagi i nie dając po sobie poznać jak ta baba mnie irytuje. W dodatku bywała tu coraz częściej i nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że dołączyła do zespołu na stałe. A może zamiast mnie? Poruszyłam się niespokojnie na tą myśl. Maximoff przygotowała nam kawę zajmując miejsce koło mnie.
- Wszystko w porządku? – zapytała, gdy ja posyłałam mordercze spojrzenie w blat stołu.
- Tak – mruknęłam.
Szturchnęła mnie lekko wskazując oczami bym na nich spojrzała. Barnes żarł te swoje śliwki i dziwiłam się, że nigdy nie dostał od nich sraczki. Uśmiechał się, gdy Carter coś mu opowiadała. Dziewczyna zrobiła dwa kroki w tył z zamiarem odwrócenia się by sięgnąć po swoją szklankę, która stała na blacie pod ścianą. I w momencie gdy się odwracała, drzwiczki górnej szafki otworzyły się z impetem głucho uderzając w jej czoło. Bucky natychmiast do niej doskoczył pytając czy wszystko w porządku, a ja i Wanda usilnie próbowałyśmy powstrzymać śmiech, bo wiedziałam, że to jej sprawka. Z zaciśniętymi ustami i w lepszym humorze przeniosłam się na kanapę i włączyłam film udając, że nic nie zauważyłam. Wanda zaś opuściła salon z lewitującym kubkiem nad własną głową. Słyszałam jak Sharon przeklina nad swoją nieporadnością.
- Taka gapa ze mnie – powiedziała przesadnie milusińskim głosem.
- Dziwne, że przypadkiem nie nadziałaś się na własne ostrze – wymsknęło mi się.
- Że co? – zapytała oburzona zmieniając swój słodki ton na normalny.
Bucky stał obok przyglądając nam się w ciszy.
- Skoro taka sierota z ciebie, to dziwne, że jeszcze się nie zabiłaś – powtórzyłam.
- Myślę, że jestem lepsza od ciebie – powiedziała na co ja wybuchłam śmiechem.
- Możemy się przekonać – odparłam w końcu, rzucając wyzwanie. – Teraz – dodałam, chociaż odczuwałam lekkie zmęczenie po treningu.
Sharon spojrzała na Bucky'ego szukając w jego oczach pomocy. Jednak ten uniósł ręce w obronnym geście dając znać, że się nie wtrąca. Przywykł, że tutaj mini pojedynki odbywały się nawet kilka razy w tygodniu. Sam nie raz brał w nich udział, gdy utarczka słowna zamieniała się nagle w bójkę.
- No dobra – wzruszyła ramionami wychodząc na wolną przestrzeń.
Odstawiłam swoją kawę gotowa na tą rozrywkę i przeskakując kanapę stanęłam naprzeciwko Carter. Naprawdę myślała, że poradzi sobie z osobą po szkoleniu czarnej wdowy? Nawet nie ustawiłam pięści w pozycji obronnej, gdy ta wykonała pierwszy cios, a ja bez problemu go uniknęłam. Zaśmiałam się, co ją rozwścieczyło. Dostrzegłam rozbawionego całą sytuacją Barnes'a. Nie miałam przy sobie żadnej broni, więc mogłam się z nią mierzyć tylko w walce w ręcz. Naparłam na nią zadając serię szybkich i precyzyjnych ciosów, z których tylko dwa zostały przez nią odparte. Zadała zbyt wolny i przewidywalny prawy sierpowy, a ja chwyciłam ją za nadgarstek i pochylając się na prawej nodze, zadałam jej cios lewą piętą w twarz i ciągnąc dalej swoje ciało nadal przytrzymując jej dłoń ściągnęłam ją do parteru. Z hukiem uderzyła o drewnianą podłogę wydając cichy jęk, a ja wylądowałam w kuckach na prawej stopie wykręcając jej rękę, co sprawiło, że zajęczała jeszcze mocniej.
CZYTASZ
Backstage Story
FanfictionLila Alinov należy do grupy Avengers prowadząc zwykłe życie agenta. Do momentu. Stary wróg powstaje z popiołów, a w unicestwieniu przeciwnika ma jej pomóc sam Bucky Barnes, który do niedawna był jeszcze zimowym żołnierzem. Czy uda im się połączyć si...