Rozdział 11.

249 15 6
                                    

Obudziłam się zaplątana w rękawy bluzy nadal odurzona jej zapachem i z niechęcią zerknęłam na zegarek wskazujący 4.11. W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, co mnie dzisiaj czeka. Wyplątałam się z pościeli i ruszyłam do łazienki ubierając swój kombinezon, a w międzyczasie myjąc zęby i szczotkując włosy. Pół godziny później chodziłam w tą i z powrotem przy wejściu do quinjeta co raz zerkając w stronę wjazdu prowadzącego do naszej siedziby. Miał jeszcze ponad godzinę, żeby się zjawić. Spakowałam nawet jego ubranie i broń, ale z każdą minutą dopadało mnie coraz silniejsze zwątpienie. Z daleka dostrzegłam Sama, który pokręcił tylko głową z powątpieniem i miną pełną współczucia, po czym zaraz pojechał gdzieś samochodem z Nat i Steve'm. Wszystkim uparcie powtarzałam, że Bucky na pewno weźmie udział w tej misji, że mu zależy. Pomijałam fakt, że mi to obiecała. Jednak moje zapewnienia z dnia na dzień zaczynały brzmieć jak żałosne i bezsensowne modły. Jakbym zapewniała ich o powrocie zmarłego. W pewnym momencie nawet chyba sam Steve w to zwątpił, bo uważał, że Barnes by nas poinformował o tym albo zwyczajnie wrócił. Ale musieliśmy stawić czoło Hydrze razem i naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo uczepiłam się tej myśli. Zrezygnowana usiadłam na mokrej od rosy trawie i jęknęłam, gdy pilot poinformował mnie, że za chwilę ruszamy. Położyłam się na w znak i przymknęłam oczy jęcząc jeszcze bardziej, co miało okazywać moje niezadowolenie i zrezygnowanie.

- Nadal chciałbym usłyszeć inny powód twojego jęczenia – usłyszałam tak znajomy głos, że serce mi zamarło.

- Bucky – podniosłam się natychmiast i spojrzałam na Barnes'a.

Wyglądał dobrze. I nie miałam tu na myśli ogólnej jego aparycji tylko, że nie wydawał się przejęty czy zestresowany. Na twarzy widniało rozluźnienie połączone z delikatnym uśmiechem, a jego oczy spoglądały na mnie wyczekująco. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak ucieszę się na jego widok. Uśmiechnęłam się, ale zaraz ogarnęłam mnie złość. Wszystkie negatywne emocje, które do tej pory mną targały, przeszły przeze mnie niczym fala tsunami. Przemierzyłam dzielącą nas odległość w kilku krokach i z rozmachem uderzyłam Barnes'a w twarz, co zaowocowało głośnym plaskiem, jego zaskoczoną miną i moją w sumie też, bo nie planowałam tego ruchu.

- Za co to? Przecież przyjechałem – odparł zdezorientowany.

- Za co? – wysyczałam zła. – Jesteś samolubnym egoistą!

- Przecież te słowa są tożsame – zauważył.

- Bo to specjalny zabieg podkreślenia, że myślisz tylko osobie! Wszyscy się o ciebie martwili! Hydra nadal działa, a ty sobie postanawiasz zorganizować wakacje?! – krzyczałam na niego. – Steve był tak smutny, że nie upominał mnie nawet za przeklinanie! A ja... - zamarłam w pół słowa.

- A ty co? – podszedł bliżej przyjmując szelmowski uśmiech. Stał kilka centymetrów ode mnie, a zapach, który całą noc był przy mnie, teraz stał się wyraźniejszy. Zamarłam gapiąc się w jego pewne siebie oczy. – Tęskniłaś?

- Tęskniłam – odparłam wypuszczając z siebie powietrze.

Odwróciłam się na pięcie nie mogąc znieść jego spojrzenia i skierowałam do quinjeta, a ten ruszył za mną. Zajęliśmy miejsca na kanapie naprzeciw siebie, a pomiędzy nami leżała mapa.

- Jak się czujesz? – zapytałam spoglądając na niego i próbując odczytać jakieś emocje z jego twarzy, bo ten nadal był w świetnym humorze. To była ogromna zmiana w stosunku do tego, co było tydzień temu.

- Lepiej – wpatrywałam się w niego czekając na rozwinięcie. – Przepraszam – powiedział w końcu. – Dzień po misji wspomnienia wręcz mnie zalały i było to przytłaczające – wyraźnie posmutniał, gdy to mówił. Ścisnęło mnie w środku na myśl, co musiał czuć w takiej chwili, bo sama czułam ból i dezorientację, gdy moje wspomnienia powracały. - Musiałem wszystko ułożyć sobie w głowie, a rozmowa z tobą naprawdę dużo mi pomogła. Dziękuję, że zadzwoniłaś – dodał i się uśmiechnął.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz