Rozdział 31.

120 9 0
                                    

Rozkaz. Obudziłam się z powodu świecącego prosto w moje oczy białego światła lampy. Poczułam się dziwnie, bo pamiętałam. Pamiętałam jak się tu znalazłam. Wstałam natychmiast przyjmując bojową pozycję, jednak zaraz stwierdziłam, że jestem zupełnie sama w dodatku zamknięta w jakiejś celi ze szklaną szybą zamiast jednej ściany. Rozkaz. Kilka metrów dalej było ogromne okno, zza którego rozciągał się widok na liczne pola i lasy ciągnący się po horyzont, za którym właśnie znikało słońce. Obejrzałam dokładnie wszystkie ściany i uznałam, że właśnie ta szklana najszybciej może ustąpić. Cofnęłam się kilka kroków i uderzyłam barkiem. Nic. Odczułam jedynie ból. Ponowiłam próby kilkukrotnie, ale na nic się to zdało.

- Nie wydaje mi się, żebyś mogła to przebić swoim ciałem – usłyszałam znajomy już mi głos.

Przede mną pojawił się wysoki blondyn ubrany tym razem w dość zwyczajne ciuchy. Stanął naprzeciwko mnie i gdyby nie pieprzone szkło, mogłabym bez problemu rzucić się na jego szyję albo dźgnąć go nożem. Rozkaz. Skierowałam rękę do kieszeni, w której powinnam trzymać ich zapas, ale nic tam nie było. Spojrzałam na siebie i z konsternacją stwierdziłam, że jestem ubrana w całkowicie inne ubranie, bez mojej broni. Właściwie to bez żadnej broni.

- Wypuście mnie – odezwałam się w końcu lekko zaskoczona dźwiękiem mojego głosu.

- Dla kogo pracujesz? – zapytał ignorując moją prośbę, ale milczałam, bo tak naprawdę to nie wiedziałam dla kogo pracuje. – Jak się nazywasz? – ponowił, a ja w głowie miałam pustkę.

Ściągnęłam brwi próbując wyrwać tą myśl z czeluści mojego umysłu, ale tam była nicość. Przecież każdy miał imię, prawda? A może moje było...

- Jestem Aniołem Śmierci – odparłam jedyne określenie, jakie mi przyszło do głowy.

- W to nie mamy wątpliwości – zaśmiał się pod nosem, a jego spojrzenie złagodniało.

Usłyszałam nagły huk, szarpaninę i kłótnię dochodzącą z mojej prawej strony. Obróciliśmy głowy w tym kierunku.

- Chcę się z nią zobaczyć! Nie interesuje mnie to! – rozległ się zdenerwowany głos, a po chwili obok blondyna pojawił się brunet, którego twarz wcześniej obiłam. Teraz nie dostrzegałam jednak żadnego śladu mojego ataku. - Lila, to ja Bucky. Pamiętasz mnie? – skierował to pytanie do mnie, a jego ton był wręcz błagalny.

- Nic nie pamięta, Buck. To na nic – odezwał się ponownie blondyn.

- Lila. Proszę cię. Przecież to ja – jęknął opierając dłonie o szkło. Spojrzałam w jego błękitne oczy czując dziwne uczucie w klatce. Jakby ucisk. – Pieprzony James Bucky Barnes – dokończył.

Jego spojrzenie aż błyszczało, a mi zrobiło się tak przykro, że miałam ochotę powiedzieć, że pamiętam. Rozkaz. Jednak zaraz przypomniałam o swojej misji i spięłam całe ciało.

- Nie znam cię – odparłam pewnym siebie głosem.

- Steve, zrób coś do cholery! – warknął Barnes. – Musi być jakiś sposób!

- Przykro mi, Buck, ale tobie pomógł jedynie czas – wzruszył zrezygnowanymi ramionami ów Steve.

- Gdzie jest pieprzona Alinov? – rozległ się nowy głos również z mojej prawej strony i do dwójki dołączył trzeci – ciemnoskóry brunet. – Alinov, jak się masz? Szukamy cię od roku, ty kretynko! Myśleliśmy, że nie żyjesz! Wiesz co się wydarzyło w tym czasie? – wydzierał się w moją stronę.

- Zamknij się, matole – warknęłam chwytając się za głowę, bo poczułam silny ucisk od ilości informacji, jaką przyjęłam.

- Cóż, język ma na swoim miejscu – odparł Steve. – Sam, ona niczego nie pamięta – skierował te słowa do nowo przybyłego.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz