Rozdział 12.

197 12 4
                                    

Obudziło mnie słońce rzucające promienie wprost na moją twarz. Przeciągnęłam się rozprostowując wszystkie moje mięśnie. Czułam się wyspana i wypoczęta jak nigdy. Żadnych koszmarów po tym jak zasnęłam... wtulona w Bucky'ego. Znieruchomiałam momentalnie wyostrzając wszystkie zmysły. Usłyszałam szum wody za ścianą, co oznaczało, że Barnes był w łazience. Jęknęłam, gdy wspomnienia minionej nocy zaczęły napływać do mojej głowy, a gdy pojawiło się ostatnie łzy stanęły mi w oczach. Przeklęte niebieskie oczy Jamesa pieprzonego Barnesa. Miałam tylko nadzieję, że nie odebrał wspólnego spania jako jakiejś zachęty z mojej strony. Chciałam więcej wspomnień, chciałam pamiętać, skąd on się tam wziął. Dlaczego mnie uwolnił? Będę musiała go w końcu o to zapytać.

- Nie śpisz? – usłyszałam jego niski głos, który przywołał mnie na ziemię.

- Nie – odpowiedziałam przybierając swoją zwykłą minę. – Wszystko w porządku? – zapytałam spoglądając na niego.

Stał w pełni ubrany bez jakichkolwiek emocji na twarzy, jakby słabość, która dopadła nas w nocy, nigdy się nie wydarzyła.

- Tak, a u ciebie? Śniło ci się coś jeszcze? – dopytał marszcząc brwi.

- Nie – chciałam odpowiedzieć, że spałam jak zabita i nie miałam tak dobrego snu od dawna, ale to było zbędne. Nie musiał o tym wiedzieć. – Która godzina?

- Dość późno, już 10. Przygotuję śniadanie, omówimy plan i ruszymy. Jesteś pewna, że nie potrzebujemy wsparcia? – zapytał.

- Jestem.

Pytał mnie o to wielokrotnie, jakby obecność pozostałych miała w czymś pomóc. Oboje chcieliśmy rozwiązać tą sprawę sami, bo dotyczyła nas. Pół godziny później siedzieliśmy w salonie z kubkami kawy.

- Wejdziemy od południa – zaczął wskazywać na plan.

- Myślę, że trzeba by było przerwać zasilanie w płocie. Jeśli jest tam więcej ofiar, będą mieli łatwiejsze opcje ucieczki – dodałam. Przytaknął.

- Co to jest? – zapytał niespodziewanie wskazując na karykaturalny obraz czegoś na moim planie.

- Strażnik – odpowiedziałam zdziwiona.

- Wygląda jak żuk – zaśmiał się pod nosem.

- Było samemu ich narysować – fuknęłam.

- Spokojnie, już się nie czepiam – uniósł ręce w geście obronnym. – Po przekroczeniu ogrodzenia będziemy przy hangarze nr 5, a nas interesuje nr 3.

- Myślę, że gdy będziemy wchodzić, należy dać znać naszym, żeby przysłali wojsko. Nim się ogarną będzie już po wszystkim i będą mogli posprzątać.

- Okaj. Przekradniemy się do hangaru nr 3. Obezwładnimy strażników i wejdziemy do środka. Po cichu – dodał patrząc na mnie, jakby oczekiwał potwierdzenia.

- Jasne – odparłam. – Proste. Jeszcze w nocy wrócimy do domu – uśmiechnęłam się.

Omówienie tego planu uświadomiło mnie, że Bucky mógłby być jedną z tych osób, z którymi lubię współpracować. Wstałam chcąc przygotować się do akcji, jednak poczułam na swoim nadgarstku zimną dłoń. Przeszedł mnie dreszcz po całym ciele. Odwróciłam się spoglądając najpierw na uścisk, a potem na twarz Bucky'ego.

- Lila, nie daj się ponieść emocjom – powiedział spokojnie patrząc mi w oczy. – Nie spierdolmy tego.

Przełknęłam ślinę, która nagle w nadmiarze zaczęła mi się zbierać w ustach.

- Język, Barnes – odparłam, co wywołało u niego ledwie widoczny uśmiech. – Będę grzeczna – dodałam po chwili.

Wyruszyliśmy o 1 i ponownie Barnes usiadł za kierownicą. Bucky jak zwykle nie miał zbyt wiele jeśli chodzi o broń czy jakąś ochronę pokładając całą nadzieję w swojej ręce i serum, co uważałam za nadmierną pewność siebie. Ja za to tradycyjnie zaopatrzyłam się w kamizelkę kuloodporną i masę broni, do tego coś co spowoduje zwarcie w elektrycznym płocie. Dość standardowe wyposażenie wielkości małego telefonu produkcji Starka. Milczeliśmy całą drogę, a w mojej głowie pojawiały się non stop sceny z koszmarów. Całe moje ciało było napięte i gotowe do działania. Tryb agenta odpalił mi się na całego. Unikałam spojrzenia Bucky'ego, który co raz zerkał na mnie niepewnie, jakby nie wierzył, że podołam. Na kilka minut przed zaplanowaną godziną znaleźliśmy się pod płotem w międzyczasie dając znać Steve'owi. Będąc pewnym, że nikt nas nie widzi zneutralizowałam prąd. Barnes lewą ręką rozerwał bez problemu metalową siatkę. Zakradliśmy się bez trudu pod hangar nr 3. Rozdzieliliśmy się okrążając budynek z obu stron tak, aby napastników obezwładnić w tym samym momencie. Nie mogłam uwierzyć jak zgranie nam wszystko szło bez poprzedzających treningów czy nawet komunikowania się przez słuchawkę. Byliśmy jak w zegarku, co w stosunku do dwóch poprzednich misji było dla mnie nowe. Odczytywaliśmy swoje nieme znaki i sygnały bez problemu. Oboje w tym samym czasie napadliśmy na strażników. Bucky swojemu skręcił kark, ja swojego jedynie pozbawiłam tlenu. Weszliśmy do budynku i od razu powitały nas schody w dół, do podziemia. Wyciągnęłam glocka celując przed siebie, a Bucky wyciągnął pistolet maszynowy.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz