Rozdział 28.

139 7 1
                                    

- Alinov – podałam swoje nazwisko mężczyźnie w smokingu, który stał na wejściu z długą listą gości.

Sprawdził, po czym kiwnął głową wskazując ręką ogromną salę po prawej stronie. Chwyciłam kieliszek szampana i rozejrzałam się zszokowana całym przepychem.

- Stark, nie żałuje pieniędzy na wystawne bale – mruknęłam.

- Znasz go. Musi błyszczeć w towarzystwie – usłyszałam w słuchawce Steve'a, a w tle parsknął Sam.

Zorientowałam się, że Wilson oraz Nat są również z nim kontrolując wszystko z siedziby.

- Steve, pamiętasz, że jesteś mi winny przysługę za oprowadzanie Barnes'a?

- Myślałem, że to już nieaktualne.

- Aktualne.

- W takim razie słucham.

- Jeżeli stanie się coś ze mną niedobrego, zabij mnie.

- Alinov! – krzyknęła Nat.

- Lila, bo zaraz do ciebie zejdę – odezwał się Bucky.

- Jesteś pewna? – zapytał jedynie Rogers.

- Tak. Jesteś mi to winien.

Poprawiłam swoją długą sukienkę, która luźno spływała po moim ciele dzięki, czemu nie było widać pasów z bronią na moich udach. Miałam ukrytych aż pięć lokalizatorów: w obu kolczykach, broszce na sukience, w łańcuszku od Barnes'a i jeden doczepiony w dole moich pleców. Miałam wrażenie, że przesadzają, ale zgodziłam się dla świętego spokoju. Ruszyłam w stronę baru bacznie przyglądając się gościom przebywającym na Sali. Natychmiast dostrzegłam mój cel. Niewysoki Latynos w czarnym garniturze, jakie nosiła większość obecnych mężczyzn. Nie wyróżniał się z tłumu.

- Widzę go – mruknęłam siadając przy barze.

- My też – odparł Steve, który miał podgląd na cały monitoring.

- Dwie niepokojąco wyglądające osoby na zewnątrz – odparł Bucky.

- Dla ciebie każdy dzisiaj jest niepokojący, nawet sprzątaczka – warknęłam. – Spierdol coś, Barnes, a utnę ci jaja.

- Chcesz ukarać siebie czy mnie? – zapytał, a ja wyczułam, że się uśmiecha. Wilson i Nat parsknęli.

- Fakt. Ale masz inne mniej przydatne części ciała do odcięcia – mruknęłam, chociaż w tej chwili żadna nie przychodziła mi do głowy.

- Czy mogę postawić, pani, drinka? – rozległ się za mną głos.

- Niech spierdala – burknął zazdrośnie Barnes, a ja powstrzymałam śmiech.

- Będzie mi bardzo miło – odparłam odwracając się przybierając najmilszy ton, jaki tylko potrafiłam, dodatkowo odsłaniając jedną nogę.

Mężczyzna zaraz zawołał barmana prosząc go a dwa martini, a ja w myślach przykładałam sobie do głowy glocka, bo to było wręcz żałosne.

- Jestem Kevin Smith – odparł podając dłoń. – Jestem dyrektorem niewielkiej galerii sztuki – przedstawił się.

- Lila Alinov, reprezentuję gospodarza, pana Starka – odparłam ściskając jego dłoń.

- Interesy? – zapytał.

- Zdecydowanie – starałam się używać jak najbardziej uwodzicielskiego tonu i przypominając sobie wszystkie lekcje na ten temat, jakie odbyłam w Czerwonym Pokoju. – Pan Stark chciałby rozpocząć budowę nowego biura, szuka odpowiednich ludzi, ale chętnie polecę, pana, gdy będzie wybierał obrazy do swoich posiadłości – uśmiechnęłam się dotykając jego dłoni.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz