Rozdział 7.

187 14 2
                                    

Znowu byłam przykuta do fotela, a ból oplatał całe moje ciało. Te same szalone oczy spoglądały w moje, a ja czułam niewyobrażalny strach. Pochylił się nade mną błyszcząc niedużą strzykawką zapełnioną przezroczystą substancją. Próbowałam skoncentrować się na innych detalach wiedząc co za chwilę się stanie. Ponownie krzyknęłam, gdy igła boleśnie wbiła się w moją szyję. Kątem oka dostrzegłam obok inną strzykawkę z czerwoną substancją. Moje oczy się rozszerzyły, rozległ się brzdęk, a mój napastnik padł. Odwróciłam natychmiast głowę.

- Uciekaj – usłyszałam głos, a ja usiadłam na łóżku w swoim pokoju.

Oddychałam ciężko i czułam jak piżama przykleja się do mojej spoconej skóry. Schowałam twarz w dłoniach próbując się uspokoić. W pokoju panowała ciemność, a cyferblat zegarka wskazywał 3:34. Sięgnęłam po butelkę z wodą, jednak ta okazała się być pusta. Niechętnie wyplątałam się z prześcieradła, wsadziłam nogi w kapcie, zarzuciłam na siebie szlafrok i skierowałam się do kuchni. Cała siedziba była pogrążona w nocnej ciszy. Wracając popijałam ciepławą wodę, co nie dawało aż tak wyczekiwanej ulgi. Dotarłam do swojej sypialni, gdy zza przeciwległych drzwi usłyszałam niepokojące dźwięki. Zmarszczyłam czoło i niepewnie podeszłam bliżej drzwi Barnes'a.

- Nie – rozległo się mamrotanie.

Nie byłam pewna czy ktoś u niego był i już miałam wycofać się do siebie, gdy z środka doszedł brzdęk tłuczonego szkła, a mamrotanie zamieniło się w krzyk. W mgnieniu oka otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju Bucky'a, który rzucał się po łóżku jak opętany. Lampka nocna leżała rozbita na podłodze. Rzuciłam butelkę na ziemię i podbiegłam bliżej łapiąc mężczyznę za barki.

- Barnes – potrząsałam nim. – Bucky! – podniosłam głos. – JAMES! OBUDŹ SIĘ! – zero reakcji z jego strony, więc postanowiłam zrobić coś innego.

Rozłożyłam prawą dłoń i najzwyczajniej w świecie sprzedałam mu liścia. Rozległ się plask i wtedy wydarzyła się tak niespodziewana sytuacja, że przestałam oddychać. Poczułam silne dłonie na swoich barkach i w następnym momencie zatopiłam się w materacu łóżka przyciskana do niego z niesamowitą siłą. Spojrzałam ze zdumieniem i przerażeniem w oczy Barnes'a, który był przytomny i wisiał w tej chwili nade mną, metalową ręką przytrzymując moją szyję. Ten ból i to nienawistne spojrzenie natychmiast przywołały mi jedno z moich wspomnień. Nie mogłam złapać tchu, a jego wzrok z morderczego zamienił się w zaskoczony.

- Lila – szepnął.

Mimo panującego mroku dostrzegałam wyraźnie jego błyszczące niebieskie tęczówki. Jego zapach, którym była przepełniona cała pościel, wdarł mi się do nosa, a ja znieruchomiałam jeszcze bardziej o ile to było możliwe, bo przecież się dusiłam.

- Boli – szepnęłam, a raczej wycharczałam, bo gardło miałam suche, a palce Bucky'ego boleśnie wbijały się w moją skórę.

- Przepraszam – odparł rozluźniając uścisk i mrugając kilkakrotnie powiekami. – Co ty tu robisz? – zapytał z konsternacją w głosie. Usiadł na brzegu łóżka zapalając drugą lampkę, a ja nadal leżałam próbując przypomnieć sobie jak się oddycha.

- Krzyczałeś i pobiłeś lampę, byłam na korytarzu akurat – tłumaczyłam plącząc słowa, bo jego atak jak i związane z tym uczucia naprawdę mnie zaskoczyły.

- Wystraszyłem cię? – spojrzał na mnie zaniepokojony i chyba przerażony moją reakcją.

Zamilkłam.

- Trochę – odparłam przełykając ślinę.

Byłam przerażona, bo gdy jego dłoń znalazła się na mojej szyi, miałam wrażenie, jakbym znowu była w Hydrze. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na Bucky'ego. Siedział na brzegu łóżka w samych bokserkach z pochyloną posturą trzymając palce zaplecione w swoje włosy. Widziałam każde napięte ścięgno na jego umięśnionych plecach i miałam ochotę go dotknąć.

- Przepraszam – jęknął załamanym głosem.

Teraz to miałam ochotę go przytulić pomimo, że kila godzin temu byłam na niego wściekła. Przesunęłam się w jego stronę i położyłam swoją zimną dłoń na jego rozgrzanej łopatce. Zamarł w bezruchu jeszcze bardziej napinając mięśnie.

- James, nic się nie stało – odparłam. – Każdy z nas ma jakieś traumy. Przestraszyłam się twojej reakcji – skłamałam po części. – Co ci się śniło? – zapytałam, gdy nadal milczał, a jego mięśnie pod moją dłonią się rozluźniły.

- Nieważne – zerwał się nagle do pozycji stojącej odwracając się w moją stronę.

Na jego twarzy nie było już bólu, ale znowu przybrała swój typowy zacięty wyraz. Nie mogłam się nie powstrzymać, żeby wzrokiem nie ogarnąć jego sylwetki. Z ręką nadal w powietrzu podziwiałam jego ciało, od którego nie mogłam oderwać wzroku. Zaschło mi w ustach, więc oblizałam wargi.

- Powinnaś już iść – powiedział bez emocjonalnym tonem patrząc gdzieś w podłogę.

Wróciłam na ziemię. Pokiwałam głową i wstałam z jego łóżka. Zgarnęłam po drodze swoją wodę i zamykając drzwi, zatrzymałam się jeszcze na chwilę. Bucky stał nadal w tym samym miejscu. Chciałam mu powiedzieć, że jeśli zechce porozmawiać, to jestem do jego dyspozycji. Może fakt naszej wspólnej przeszłości, potrafiłby nam lepiej poradzić sobie z bólem, jaki nadal w nas tkwił i gnębił każdej nocy, ale nie zrobiłam tego.

- Dobranoc, James – szepnęłam zamykając drzwi.



Od Autorki:

Dzisiaj krótko, a nawet bardzo krótko. Chyba jeden z krótszych rozdziałów, ale kolejny jest dość długi, więc musiałam to jakoś odseparować :)

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz