Rozdział 33.

88 8 0
                                    

POV reszta

Wanda z zaniepokojoną miną weszła do ogromnego pomieszczenia, gdzie przy podłużnym stole siedzieli Rogers, Barnes, Wilson, T'challa, a także jego siostra Shuri.

- Co z nią? – zapytał natychmiast zaniepokojony Bucky.

- Śpi – odparła Maximoff. – Jest problem. Przejrzałam całe jej wspomnienia i na razie przywróciłam te do momentu z tamtej misji. Przyjęła serum sama chcąc uchronić się przed reprodukcją super żołnierzy – powiedziała krzywiąc się. – Według Repnina to powinno ją uchronić, ale pewności nie ma, a ten nie sprawdzał. Zabiliście go, tak?

- Nie mogliśmy go złapać po dobroci, więc stracił życie – odparł Sam.

- Może to i lepiej – westchnęła Wanda. – Nie wiem czy powinnam jej przywracać wspomnienie z poprzedniego roku. Nie wiem czy ona to zniesie.

- Co masz na myśli? – zdziwił się Steve.

- Ona dosłownie niosła śmierć. Wymordowała setki ludzi, w tym także niewinnych. Miała wciąż praną głowę, a wiemy, że nie radziła sobie dobrze po wydarzeniach z jej dzieciństwa i młodości. Barnes, ty już to przeszedłeś – zwróciła się Bucky'ego.

- Nie będę za nią decydował w tej kwestii – odparł po chwili namysłu.

- Ona się po tym nie pozbiera – odpowiedział Steve.

- To będzie hodować te szynszyle w Andach – rzucił Sam.

- Nie czas na żarty, Wilson – odezwał się T'challa.

- Przepraszam, ale wydaje mi się, że nie doceniacie, Alinov – oburzył się. – To jedna z najsilniejszych kobiet, jakie znam. Dźwignie to. Pomożemy jej przecież.

- Mordowała dzieci – powiedziała Wanda. – Przyprowadzała nastolatków dla Repnina.

- No tego może nie znieść akurat – stwierdził ostatecznie Sam. – Ale widzicie, co się dzieje? Mamy najazd jakiegoś świra z kosmosu. Przyda nam się jej pomoc.

- To racja. Jest teraz silna jak wy – zauważył T'challa patrząc na Barnes'a i Steve'a. - Kiedy dołączy reszta? – zmienił temat.

- Są w drodze – odparł Steve zerkając na telefon. – Na razie niech będzie tak jak jest z Alinov. Potem niech sama zadecyduje. Z czasem i tak wspomnienia jej wrócą.

Ale nim zdążyli podjąć kolejny temat, za oknem rozległ się huk. Tuż za strefą ochronną Wakandy na niebie zaczęły pojawiać się dziwne obiekty. Wszyscy zgodnie zerwali się przygotowani na walkę.

*

Obudziły mnie potworne krzyki oraz huki, jakby gdzieś toczyła się wojna. Otworzyłam oczy czując silny ból głowy i ze zdziwienie spojrzałam na swoje ciało, które nie było przywiązane do łóżka. Rozejrzałam się niespokojnie, bo nie znajdowałam się w ciemnej celi. Udało się, pokonali Hydrę, przemknęło mi przez głowę, jednak odgłosy walki zaczęły mnie niepokoić. Podniosłam się zauważając, że nadal jestem w celi tylko bardziej nowoczesnej. Za oknem rozciągał się widok, który zmroził całe moje ciało.

- To tylko sen, to niemożliwe – mruknęłam do siebie szczypiąc swoją rękę, ale przeraźliwy obraz nie znikał.

Statki kosmiczne, dziwne istoty, tysiące ludzi, którzy walczyli. Gdzie ja jestem? Usłyszałam dźwięki grzmotu, a po chwili rozbłysło przerażające jasno światło i aż podskoczyłam zamykając oczy.

- Thor – sapnęłam, gdy coś wylądowało na ziemi zabijając większość dziwnych istot. – Ale skąd ma taką siłę? – zdziwiłam się.

Musiałam się stąd wydostać i jakoś im pomóc. Zaczęłam rozglądać się za wyjściem. Kilkukrotnie próbowałam rozwalić jedną ze ścian, ale to było na nic. Niezniszczalne jak dla mnie wibranium i grube szkło. Przyglądałam się całej walce ze łzami w oczach, bo widziałam, że przegrywamy. Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego, bo połowa z nich zaczęła przemieniać się w pył.

- Nie, nie! – wrzasnęłam kręcąc głową i waląc bez skutecznie w szybę.

Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale strach, który opanował tych ludzi docierał aż do mnie, wręcz mnie rozsadzał mimo, że byli tak daleko. Osunęłam się po ścianie i zaniosłam się płaczem, jakbym czuła niewyobrażalną stratę. Zanosiłam się łzami nie mając pojęcia, ile czasu minęło.

- Lila? – usłyszałam w końcu smutny głos Rogersa, który otworzył drzwi.

- Steve – wyszeptałam i rzuciłam się w jego objęcia nadal szlochając.

On też nie hamował swoich łez. Skoro płakał sam Steve Rogers, to bałam się zapytać o to, co się wydarzyło. Odsunęłam w końcu twarz od jego torsu spoglądając w jego oczy.

- Gdzie jest...? – nie potrafiłam wypowiedzieć jego imienia. Ogromna gula tkwiła w moim gardle, a całe ciało przeszywał ból. Ten jedynie pokręcił głową. – Nie – szepnęłam. – Nie. Powiedz, że to nieprawda – potrząsnęłam nim. – Powiedz, że nic mu nie jest – błagałam, po czym rozejrzałam się dookoła, jakbym oczekiwała, że ten za chwilę się tu pojawi, ale nic takiego nie nastąpiło.

- Lila, posłuchaj – powiedział już spokojnie. – Musisz mnie wysłuchać – podniósł głos ujmując mój podbródek i zmuszając bym na niego spojrzała. – Odzyskamy go. Sprowadzimy go z powrotem – przekonywał mnie.

- Jak? – wymamrotałam jedynie.

- Jeszcze nie wiem, ale proszę cię, teraz musimy być silni. Proszę cię – patrzył na mnie błagalnie.

Pokiwałam głową i wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić, jednak nadal cała się trzęsłam.

- Lila – usłyszałam z prawej strony i natychmiast odwróciłam głowę.

- Nat – szepnęłam z ulgą wpadając w jej objęcia. – Jesteś cała, żyjesz. Dzięki Bogu. Żyjesz – powtarzałam w kółko.

- Jest dobrze – odparła, chociaż jej ciało wyraźnie mówiło, co innego. – Wracajmy do domu – dodała odklejając się ode mnie i chwytając moją dłoń.

- Ale jego ciało. Musimy je zabrać.

- Nie ma ciała, Lilo. Wszystko wyjaśnimy ci w domu – powiedział Steve podchodząc z drugiej strony i mnie obejmując.

Skierowaliśmy się do wyjścia w milczeniu.

Backstage StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz