Rozdział 12

331 16 1
                                    

Po przybyciu na Florencję miałam ręce pełne roboty. Musiałam  skontaktowałać się z osobami, które pod moją nieobecność mają zająć się moimi interesami. Oczywiście wszystko będą kontrolować moi bracia i będą mieli odpowiednie upoważnienia co do tego, ale nie mogą cały czas się tym zajmować, dlatego ktoś z firmy musi nią się zająć. Całe szczęście wszystko poszło szybko i mogłam przejść do pakowania siebie. Dużo rzeczy i tak nie wezmę ze sobą, bo przecież za chwilę się w nie i tak nie zmieszczę. Już teraz niektóre to albo ciężko mi włożyć albo już to jest niemożliwe. Ktoś lekko puka w drzwi, odwróciłam się do nich przodem.

- Otavia, możemy porozmawiać?

Do mojej sypialni wszedł Leo, spojrzałam się na niego i lekko się uśmiechnęłam.

- Jasne o co chodzi?

- O twój wyjazd?

- To znaczy?

- Wiesz, że poznałem kogoś, ale to nie o to chodzi. Musisz koniecznie lecieć? Jeśli tak, to ja lecę z tobą.

- Muszę Leo, ale nie martw się nie rozdzielę was. Z żadnym z ochroniarzy nie lecę.

Ojciec postawił sprawę jasno, że nie będzie ryzykował życiem swoich ludzi. Dla mnie to lepiej, a Domenico i tak już zatroszczył się o moje bezpieczeństwo. Jednak nie ukrywam tego, że było mi po prostu smutno. Chyba każdemu dziecku było by smutno. Nikt nie chce usłyszeć od swojego ojca, że tylko czeka na jego śmierć, bo wtedy będzie to rozwiązaniem wszystkich jego problemów.

- Otavia, nie pozwolę abyś była tam sama.

- Nie będę Leo, przestań się martwić.

Nie mogę mu wprost powiedzieć, że Domenico się o mnie zatroszczył. Mam nadzieję, że jednak sam zrozumie co takiego mam na myśli.

- Otavia...

- Leo dość! To jest już postanowione, a wy nie macie nic do gadania! A teraz wyjdź bo chcę skończyć się pakować, za godzinę muszę być na lotnisku. - Leo spojrzał jeszcze na mnie po czym ze smutną minął opuścił moja sypialnie. Wiem, z pewnie jest mu przykro, że troszczy się o mnie, bo takie ma zadanie, ale ja naprawdę będę tam bezpieczna. No miejmy nadzieję, że będę.

Całe szczęście, że nie mam daleko do lotniska, a i też moje pakowanie zajmie mi mało czasu. Kiedy wszystko było już gotowe, to z czystym sumieniem mogłam pojechać na lotnisko. Przed wejściem do samolotu obejrzałam się jeszcze raz dookoła. Jeśli coś pójdzie nie tak, to to miejsce widzę po raz ostatni. Nie mogę myśleć w taki sposób. Wsiadłam do samolotu i zajęłam swoje miejsce. Lot był dla mnie męczący pod tym względem, że miałam cały czas mdłości. Liczyłam tylko czas aby już wyładować.

Nie dość, że mdłości mi dzisiaj dokuczały, to jeszcze cały czas zaprzątałam sobie głowę co się stanie teraz z Domenico, który nie dawał znaku życia. Nie wiem co się takiego stało po wyjściu z domu. Martwię się o niego. Martwię się o mamę. Za co my musimy tak cierpieć? Za chore ambicje ojca? W swojej wyobraźni już tworzyłam tortury dla niego.

I tak cały lot rozmyślałam o najbliższych. Wiem, że nie możemy się kontaktować ze sobą ale chciałabym aby dali znać co się dzieje. Po wylądowaniu cieszyłam się na to bardzo. Nigdy lot nie sprawiał mi problemów, no ale dzisiaj przewyższyło wszystko. Po wyjściu z samolotu wzięłam głęboki wdech.

- Witaj! - Podszedł do mnie jakiś mężczyzna. - Nazywam się Rafael.

- Cześć, Ota..., Carmen. - Rafael jedynie uśmiechnął się do mnie. Będzie mi ciężko przestawić się na inne imię.

To nie jest w moim stylu. Takie coś to nie pasuje do mnie. Nigdy nie ukrywałam się, zawsze stawałam twarzą w twarz z problemem. Tylko tym razem nie mogę tak się zachować. Muszę myśleć nie tylko o sobie, ale o niewinnej i bezbronnej osobie, która nie obroni się beze mnie.

Rossi family secrets (vol.2 Otavia) (+18) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz