Rozmowa z Domenico zamiast podnieść mnie na duchu, dała mi jeszcze więcej wątpliwości. Nie mogę działać chwilą. Muszę myśleć o przyszłości i muszę liczyć się z innymi. Mam tak ogromny mętlik w głowie, że nie umiem tego sobie poukładać. Wszystko zaczyna być nie tak jak trzeba. Dlaczego wszystko musiało się tak bardzo skomplikować? Dlaczego nie mogło być tak prosto jak na początku to sobie wymyśliłam? Przyjechać, urodzić i wrócić aby zniszczyć ojca, dlaczego tak proste żądanie, stało się tak bardzo skomplikowane? Wiem jedno nie mogę narażać tak braci. Nie mogę być egoistką. Myślę cały czas nad słowami Pedro, to one najbardziej robią zamieszanie w mojej głowie. Pytanie tylko jest czy ja kocham to dziecko? Co czułam widząc zdjęcie USG? Czy coś się we mnie nowego rodziło słysząc jego bicie serca? Czy znając płeć dziecka czuję coś innego niż do tej pory czułam? Odpowiedź brzmi nie. Nie czuję nic nowego. Nie czuję narastającej we mnie miłości do niej. Nigdy nie będę w stanie jej pokochać. Nawet gdybym zaryzykowała, postawiła na swoje szczęście, nie obdarze jej jakimkolwiek uczuciem. A wtedy zniszczę ją tak samo jak ojciec zniszczył nas.
Jestem pewna, że nie zaryzykuję i nie zostawię jej przy sobie. A Pedro? Co z nim to nie wiem. To co czuję przy nim, nie wiem czy jest wystarczająco silne aby przetrwać najtrudniejszy czas. Nie wiem czy chcę pozbywać go tej niewinności, którą posiada. Nie mam prawa wymagać od niego aby się zmienił i zaakceptował mój świat. Nie mam prawa wymagać od niego aby czekał na mnie jak będziemy toczyć wojnę z ojcem. Dlatego nie wiem jak to dalej będzie, ale wiem jedno, że w tej chwili muszę donosić ciążę, a co za tym idzie, muszę mniej myśleć, muszę mniej się denerwować. Przecież w życiu nie da się wszystkiego zaplanować. Czasami warto zdać się na los. Znając mój los, będzie on ciężki i bolesny.
Staram się nie myśleć o tym, że ktoś chce mnie zabić. Jednak świadomość, że w tej chwili narażam dwójkę niewinnych osób, powoduje u mnie strach o jutro. Nie mam tu żadnego zajęcia i mimowolnie zaczynam się martwić. Nie lubię takich sytuacji, których nie kontroluję. Może nie jestem Domenico, nie umiem myśleć jak on, ale zawsze lubiłam aby wszystko działało się tak jak ja tego chcę. A w tym wypadku wszystko dzieję się tak jak ja tego nie chcę i wszystko wymyka mi się spod kontroli. Czuję, że tracę grunt pod nogami i nie wiem czy będę umiała ponownie stanąć twardo.
Poczułam za sobą czyjś dotyk, przyjemny dotyk, który zaczął mnie rozluźniać. Wiem do kogo on należy. Tylko jedna osoba jest w stanie mnie dotykać, a moje ciało na to pozwala. Jego obecność przerwała moje myślenie. Może to i lepiej? W końcu nie mogę za dużo się denerwować, a będąc sama właśnie to robię. Świadomie czy nieświadomie alw to robię. Pedro objął mnie mocno i przyciągnął do siebie, po czym na moim policzku złożył delikatny pocałunek. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten stan w jakim się w tek chwili znajduję.
- A ty znowu w ogrodzie? - Przyciągnął mnie tak abym oparła głowę o jego klatkę piersiową. Zrobiłam to, czując upragniony spokój.
- To miejsce mnie uspokaja.
- Taa, to miejsce jest magiczne. A jak ty się czujesz? - Zapytał się mnie z taką troską w głosie, na co moje serce za bardzo się raduje.
- Sama nie wiem. Rozmawiałam dzisiaj z bratem, staram się nie myśleć o wszystkim, ale mi to nie wychodzi. Jednak nie czuję niepokojącego niepokoju.
- I co się dowiedziałaś od brata?
- Niczego nowego, ale jego słowo skomplikowały bardziej całą sprawy.
- Chcesz o tym pogadać?
Nie, nie możesz o tym wiedzieć. Gdybyś wiedział, namawiałbyś mnie na stworzeniem rodziny. A ja nie mogę jej stworzyć.
- Nie chcę o tym gadać. Sama muszę dojść do czegoś i sama muszę poukładać sobie to w głowie.
Pedro pocałował mnie w głowę. Nie wiedzę jego ale czuję, że się uśmiecha.
CZYTASZ
Rossi family secrets (vol.2 Otavia) (+18) ZAKOŃCZONE
RomanceWychowano mnie abym nie przejmowała się nikim. Jedynie o kogo miałam dbać, byłam tylko ja sama. Lecz życie potoczyło się inaczej. Biło we mnie drugie serce. Jak mam wziąć za nie odpowiedzialność? W moim świecie, w mojej rodzinie gdzie nie wiadomo ko...