Wściekła patrzę się na Pedro. Nie przecież to nie jest mój Pedro. To wróg, zdrajca, dla którego liczyła się tylko zemsta, dla której zrobi wszystko. Wcale nie ukrywałam swojej złości do niego. Naprawdę mu uwierzyłam. Uwierzyłam mu, że mnie kocha, a co najgorsze uwierzyłam, że jestem przy nim bezpieczna. Pierwszy razu czułam się tak w obecności jakiegoś mężczyzny. Pierwszy raz tak się czułam i musiałam się zawieść na nim. Jakim cudem straciłam to coś w sobie? Jakim cudem on zdołał mnie tak oszukać. Stanowczo mrugam kilka razy bo przez to coś, czym mnie uśpił, czuję się źle. Jeśli zrobił coś co zaszkodzi mojemu dziecku, zabiję go i nie będę patrzeć na to co czuję do niego.
- Jak dobrze jest w końcu powiedzieć do ciebie prawdziwym imieniem. Nawet nie wiesz ile razy na końcu języka miałem twoje prawdziwe imię.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. Bo wcale mi nie jest miło poznać twoje prawdziwe imię. - Powiedziałam z lekką pogardą. Naprawdę nie wiem jak mogłam dać się tak oszukać. Dlaczego niczego wcześniej nie zobaczyłam? Aż tak bardzo pragnęłam miłości, że zostałam zaślepiona kiedy potencjalnie stanęła mi na drodze?
Pedro czy raczej Rodrigo uniósł lekko brwi do góry. Co sobie kurwa myśli, że będzie tak jak dawniej? No chyba po moim trupie. Z resztą szybko to chyba nastąpi bo wątpię, że wywozi mnie gdzieś na wakacje. Lecę bo wiem, że jestem w samolocie. Tylko pytanie gdzie mnie wywozi? Po co tak się fatyguje aby skończyć ze mną. Jeśli liczy, że w ten sposób zmusił mojego ojca do czegokolwiek to się grubo myli.
- Ehh... - Lekko westchnął, po czym przetarł twarz swoimi dłońmi. - Obiecałaś mi coś w drodze do domu. Wiedziałem, że tak się to skończy. - Powiedział z wielkim bólem w głosie.
- No przepraszam, że wiedząc kim jesteś i po co to wszystko robiłeś będę w dalszym ciągu jadła ci z ręki? Wystarczająco już to robiłam.
- Otavia nie jest tak jak myślisz. - Popatrzył się na mnie twardo, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Cholera jasna muszę go tak bardzo kochać, że wszystko w nim kocham i pobudza mnie tylko do jednej rzeczy? - Prawda jest zupełnie inna. Skomplikowana i popierdolina, ale inna.
- No tak bo naprawdę się we mnie zakochałeś? Może to wszystko nie było tylko po to aby mnie zniszczyć? - Powiedziałam lekko ironicznym tonem głosu.
- Moje uczucia były szczere względem ciebie i małej. Wszystko co mówiłem jest prawdziwe. Może początek nie był taki... - Podniósł się i zaczął chodzić po sypialni samolotu.- Sama wiesz jak to jest kiedy rodzina każe wykonać ci dany rozkaz. Nie muszę tłumaczyć Ci tego chyba?
Spuściłam swoją głowę w dół. Nie musi mówić mi tego. Sama wiem jak to jest być w takiej sytuacji. Ale nie znaczy, że mu wierzę.
- Nie, nie musisz. Udało Ci się Pedro znaczy Rodrigo, zniszczyłeś mnie. Możesz być z siebie dumny. Twój tata będzie dumny, że wykonasz rozkaz. Mam nadzieję, że ze względu na dziecko skończysz ze mną szybko. - Poczułam łzy, które zaczęły napływać mi do oczu. Moje dziecko nie urodzi się nigdy. Nie bedzie miało szansy na normalne życie. Cały ten trud i ryzyko wszystkich, było na marne. Czuję, że tak bardzo zawiodłam samą siebie.
- O czym ty mówisz? Z nikim nie skończę, ani z tobą ani z dzieckiem.
Nie uwierzę w żadne jego słowo. Już nie. Nie mogę drugi raz dać się z manipulować.
- Co zrobiłeś z moją ochroną?
- Żyją, wiem od Rafaela, że są lojalni twojemu bratu nie twojemu ojcu. Nie mógłbym ich sprzątnąć wiedząc, że działają w tej samej drużynie.
Jakiej kurwa drużynie? Przecież to ludzie Rafaela, a nie Domenico. Rafael? Kurwa zdradził Domenico. Ja pierdole to wszystko to jeden wielki przekręt. Kurwa wiedziałam, że byłoby za pięknie gdybym była tu bezpieczna do porodu. Już wiem dlaczego Rafael nie wziął wszystkich możliwości przy sprawdzaniu Pedro. On wiedział kim on jest. I sam pchał mnie w jego łapy. Udawał troskliwego, a niczym nie różni się od Rodrigo.
CZYTASZ
Rossi family secrets (vol.2 Otavia) (+18) ZAKOŃCZONE
RomanceWychowano mnie abym nie przejmowała się nikim. Jedynie o kogo miałam dbać, byłam tylko ja sama. Lecz życie potoczyło się inaczej. Biło we mnie drugie serce. Jak mam wziąć za nie odpowiedzialność? W moim świecie, w mojej rodzinie gdzie nie wiadomo ko...