Od rana było dość pochmurno i miałem przeczucie, że ta pogoda wcale nie zwiastuje niczego dobrego. Chociaż było spokojnie cały czas w głowie miałem wrażenie, że no cóż. Jest za spokojnie.
Cały dzień patrzyłem gdzie jest Kiri, czy na pewno wszystko z nią w porządku. Nie chciałem powtórek z rozgrywki. Obserwowałem Tuk i Lo'aka, a nawet Tsireye, Aonunga i Rotxo. Cały czas miałem przeczucie, że muszę mieć ich blisko bo dzieje sie coś niedobrego.
Koło południa zaczął padać deszcz, nie przeszkadzało nam to za bardzo. Siedziałem z Kiri i Tuk robiąc koszyki. Ostanio było to główne zainteresowanie Tuk, a kim my bylismy, żeby jej odmówić?
Palce mi już całe ścierpły tak samo i nogi. Powiedziałem dziewczyną, że idę rozprostować nogi, ale zaraz wrócę.
Wychodząc z pod daszku gdzie siedzieliśmy zauważyłem, że mój tata rozmawiał z Tonowarim. Widać, że nie rozmawiali o kwiatkach i stokrotkach. Coś się działo, a ja dalej nie wiedziałem co. Mój tata wyłapał mój wzrok po odejściu Tonowariego. Dalej mieliśmy napięte stosunki, ale miałem nadzieje, że niedługo wszystko się załagodzi. Zmarszczyłem brawi, a tata kiwną głową dając mi znak, że wszystko jest w porzadku. Ale ja wiedziałem, że nie jest. Nie jest i to bardzo.
Ale również wiedziałem kto może wiedzieć coś nie coś o tej sprawie. Ale zdecydowałem, że później go zapytam. Rozglądałem się jeszcze raz upewniając się, że Lo'ak jest z Taireya w miejscu gdzie wcześniej ich zostawiliśmy wiec wróciłem pod daszek do sióstr.
- Cały dzień chodzisz jakiś niespokojny - powiedziała Kiri od razu jak usiadłem. - Co się dzieje?
- Sam nie wiem. Mam jakieś złe przeczucie - wytłumaczyłem. - Naprawdę nie wiem dlaczego. - Kiri patrzyła na mnie jeszcze przez chwile, ale pokiwała głową i wróciła do dalszego wyplatania koszyków.
***
Mama zawołała nas na obiad, więc wszyscy ruszyliśmy w stronę domku. Tata stał na zewnątrz patrząc na mnie uważnie. Również nie spuszczałem z niego wzroku. Kiedy weszliśmy do środka od razu usiedliśmy, a Kiri pomogła mamie podać obiad.
Jedliśmy jak nigdy w ciszy i wiedziałem, że coś jest na rzeczy, ale nie chciałem pytać przy całej rodzinie. Tata się czegoś bał, ale nie pokazywał tego.
- Macie jakieś plany? - zapytała mama żeby rozluźnić i tak wystarczająco napiętą atmosferę.
- Będziemy kończyć nasze koszyki! - zawołała radośnie Tuk.
- To wspaniale! Ostatnio popsuł mi się jeden, może zrobisz też dla mnie? - zapytała mama, a Tuk ochoczo pokiwała głową.
Dokończyliśmy jeść w ciszy. Kiri pozbierała naczynia i zbieraliśmy się do wyjścia.
- Net! Stój - usłyszałem głos ojca i od razu się zatrzymałem. - Chodź ze mną.
Ruszyłem za nim. Zatrzymał się kilka stóp od naszego domku i przez chwile się nie odzywał.
- Dzieje się coś niedobrego - powiedział w końcu. - Szukają nas. Atakują sąsiednie wioski, ale nie robią im krzywdy, na szczęście. - kontynuował, a ja stałem i patrzyłem na niego.
- Zaopiekuj się rodzeństwem, proszę. Wiem, że nie jestem wybitnym ojcem, ale jesteśmy w niebezpieczeństwie. Nie chce aby ktokolwiek z was ucierpiał. Nie wypływajcie nigdzie i najlepiej nie oddalajcie się od wioski - nakazał. - Nie chce mówić tego reszcie żeby siać niepotrzebnej paniki, ale tobie ufam. Wiem, że nigdy się na tobie nie zawiodę. - powiedział i położył rękę na moim ramieniu. - I miałeś racje. To ja jestem egoistyczny, cały czas chce waszego bezpieczeństwa nie patrząc przy tym na wsze szczęście. Jeśli wiesz, że to on, niech tak będzie - uśmiechnął się przyciągając mnie do uścisku. Oddałem go niepewnie. Cóż byłem w niemałym szoku.

CZYTASZ
Princess ~ AonungxNeteyam
FanfictionKiedy zostajesz zmuszony opuścić rodzinny dom i przenieść się w zupełnie obce miejsce, do na'vi których nie znasz. Ale może to właśnie tam poznasz swojego rycerza na białym koniu. Na początku zawsze jest ciężko. Ale czy to właśnie nie początek jest...