Obserwowanie zakochanych ludzi to jedno, ale obserwowanie obrzydliwie, niesamowicie i bez granic zakochanych to drugie. Tak Baniri i Aonung przekazywali dookoła siebie fale miłości przyprawiając wszystkich o mdłości.
Jak przebywaliśmy w towarzystwie innych musiałem się hamować, ale będąc w pojedynkę nie żałowałem sobie złośliwych uwag i obelg w ich stronę. Może było to trochę nie miłe, w końcu nic mi takie nie zrobili ale wciąż.
- Co ty taki przygaszony Neteyam? - usłyszałem za sobą głos matki.
- Co? Nie, to nic. Wydaje ci się - posłałem jej przekonujących uśmiech. Przynajmniej taki miał wyjść.
- Okej... W ogóle dostaliśmy zaproszenie na przyjęcie, które odbędzie się za 2 dni. Urodziny Aonunga - wyjaśniła.
Aonung ma urodziny. Dlaczego nikt mi nie powiedział wcześniej?! Co ja mu dam? Nie! Wróć! Nic mu nie dam. Nawet tam nie pójdę. Tak, to cudowny pomysł. Albo nie. Dam mu taki prezent, że biedny się nie pozbiera.
Wyszedłem na zewnątrz szukając jakichś inspiracji. Zauważyłem na brzegu Tuk, która bawiła się muszelkami oraz Kiri i Tsireye, które zawzięcie ze sobą rozmawiały. Podszedłem do nich i przywitałem się.
- Hej Net! Słyszałeś o urodzinach Aonunga? - zapytała Tsireya. - Tak się nie mogę doczekać. Dostanie tatuaż... W sumie sama nie wiem za co. Niby za odważnego ducha walki, ale tacie się to chyba przywidziało w muszelkach - zaśmiała się, ja tez parsknąłem śmiechem.
- Tak, słyszałem. Przed chwilą matka mi powiedziała - chciałem zapytać co Aonung chciałby dostać ale ostatecznie stwierdziłem, że sam sobie doskonale poradzę.
- Mam nadzieje, że nie weźmie Baniri jako oficjalną towarzyszkę. Nie wytrzymałabym już wtedy psychicznie tego jej piszczenia nad głową jaki to Nung nie jest wspaniały - zaczęła udawać głos Baniri, co wyszło jej po prostu genialnie. - Wole patrzeć na nią z daleka. W tłumie.
Pogadaliśmy jeszcze chwile za nim pożegnałem się i poszedłem w stronę brzegu wyspy. Chodziłem tak już jakiś czas gdy ktoś postanowił do mnie dołączyć.
- Um... Hej - usłyszałem za sobą i powoli odwróciłem się. - Um Neteyam tak? Ja jestem Sulani - dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę. Była stosunkowo niska a włosami upietymi w małego koka z resztą opuszczoną.
- Hej, miło mi cię poznać - uścisnąłem jej rękę uśmiechając się.
- Odkąd się pojawiliście chciałam podejść, ale uh... wstydziłam się trochę - zaczęła się nerwowo śmiać. Była bardzo zestresowana. - Wiesz bardzo interesują mnie inne klany, ich kultura i tak dalej. A że w sumie to jestem jeszcze za młoda na samotne podróże to za daleko się nie zapuszczałam. Ale jak dowiedziałam się, że przybyli do nas Na'vi z lasu wiedziałam, że muszę z wami porozmawiać - zaczęła szybko tłumaczyć.
- Okej. Nie ma sprawy możesz zrobić ze mną wywiad - zaśmiałem się, dziewczyna także.
- No więc mógłbyś mi najpierw coś opowiedzieć o waszym klanie - zaproponowała, a ja ochoczo się zgodziłem. To była w sumie miła podróż do rodzinnych stron.
Opowiedziałem jej wszystko co pamiętałam, a ona zaznaczała różnice miedzy klanem Omatikaya, a klanem Metkayina. Bardzo miło nam się rozmawiało. Sulani mówiła bardzo mądrze i ciekawie, żywo przy tym gestykulując.
- A byłeś już w Zatoce Praojców? - Tsireya pare razy już o tym wspomniała, ale nigdy tam nie byłem.
- Nie.
- Jak to? Musimy tam iść! Koniecznie! - zawołała radośnie. - Ale to raczej innym razem, robi się już późno. Może być trochę niebezpiecznie. Nie żebym się bała czy coś... ale wiesz jak coś cię zje to chyba nikt nie będzie za szczęśliwy - Lo'ak będzie pomyślałam i zaśmiałem się duchu.
Pożegnałem się z Sulani obiecując, że następnym razem opowiem jej więcej i odwiedziny Zatokę Praojców. Udałem się do naszego domku gdzie już był nasz ojciec razem z wkurzonym Lo'akiem.
- Hej - przywitałem się. - Co ty taki nie w sosie? - zapytałem brata podchodząc do niego.
- Twój brat posprzeczał się z synem wodza. Parwie doszło do bójki ale na szczęście została w porę przerwana - wyjaśnił ojciec. - Ile razy już ci tłumaczyłem, że masz się nie pakować w kłopoty, a ty Neteyam jako starszy powinieneś pilnować swojego brata - że co proszę? I to jeszcze jest moja wina?
- Nie będę za nim chodził jak niańka, bez przesady. Nie jest dzieckiem, sam sobie poradzi - odpowiedziałem próbując trzymać nerwy na wodzy. Jasne jeszcze mnie będą oskarżać o to, że braciszek nie umie się zachować.
- Musicie trzymać się razem, pilnować się nawzajem, a nie pakować w kłopoty - powiedział tata wstając i wychodząc z pomieszczenia. Przeniosłem swoje spojrzenie na brata.
- Nie patrz tak na mnie, on zaczął.
- O co poszło? - zapytałem na co brat jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Zaczął coś mówić do Kiri, więc chciałem z nim kulturalnie porozmawiać, a że ta ryba nie potrafi się zachować to już nie moja wina! No i posprzeczaliśmy się, wkurzyłem się i powiedziałem co o nim myśle - powiedział. Znając Lo'aka i jego tok myślenia raczej nie powiedział mu, że pachnie kwiatkami. - No i on potem mi wygarnął i kiedy miałem mu przywalić przyszła Tsireya i nas uspokoiła - no tak, Tsireya wybawca uciśnionych, nieogarniętych i bandy debili. - A tak w ogóle co to była za dziewczyna, z którą rozmawiałeś? - zapytał i poruszył zabawnie brwiami.
- Sulani, interesuje się klanami Na'vi wiec jej opowiadam o naszym. Jest naprawdę ciekawą i mądrą osobą, mógłbyś się z nią poznać i porozmawiać, może wtedy byś chociaż ociupinkę zmądrzał - powiedziałem wstając i ruszyłem wgłąb domu.
CZYTASZ
Princess ~ AonungxNeteyam
FanfictionKiedy zostajesz zmuszony opuścić rodzinny dom i przenieść się w zupełnie obce miejsce, do na'vi których nie znasz. Ale może to właśnie tam poznasz swojego rycerza na białym koniu. Na początku zawsze jest ciężko. Ale czy to właśnie nie początek jest...