Rozdział 1.

920 32 1
                                    


Adria 

 Roztargniona przegrzebywałam szuflady w poszukiwaniu tej głupiej szczotki do włosów. Narzekając pod nosem otworzyłam kolejną szufladę, jednak natknęłam się tylko na kosmetyki pobrudzone przez częstotliwość użytkowania. Z westchnięciem zatrzasnęłam ją i oparłam tyłek o sosnowe biurko. Poderwałam kciuka do ust. Przyssałam się do paznokcia czując napływającą fale frustracji. Był to nawyk, którego nie potrafiłam się pozbyć. Choćbym wypróbowała wszelkich dostępnych od ręki metod. Robiłam to za każdym razem, gdy się stresowałam, głęboko rozmyślałam i analizowałam. Pozwalało mi się to skupić. Nie ważne ile razy chodziłam z połamanymi przez gryzienie paznokciami, czy rozdrapanymi skórkami. Działało i to się liczyło.

 Powoli rozejrzałam się po skromnym pokoju. Na beżowych ścianach nie wisiały żadne plakaty, tylko niewielkie lustro, w którym zawsze przeglądałam się przed wyjściem. Średniej wielkości łóżko stało naprzeciw mnie, wezgłowiem przylegając do ściany. Szafa znajdowała się po lewej i zajmowała większość powierzchni, choć jej wnętrze posiadało wiele wolnego miejsca. Czasami zastanawiałam się ile rzeczywiście posiadałam ubrań, gdyż znaczna część należała do mojej przyjaciółki i współwłaścicielki mieszkania. Plusem tego był fakt, że pozwalała mi z nich korzystać.

 Z powrotem skierowałam uwagę na rozgrzebane łóżko. Złota końcówka połyskiwała wystając spod kołdry. Odbijając się od mebla zaklinałam się w myślach. Jak mogłam ją przeoczyć, kiedy przez lekko pięć minut zdążyłam przewrócić cały pokój do góry nogami? Jeśli już pierwszego dnia miałam takie przygody, to zaczęłam się zastanawiać jak miała wyglądać reszta semestru.

 Ze zgubą zasiadłam przed biurkiem. Rozczesałam włosy myśląc nad upięciem. Ostatecznie splątałam je i spięłam klamrą. Dwa brązowe pasma wypuściłam z grzywki. Przejechałam po ustach wiśniowym balsamem. Cmokając nimi utwierdziłam się w przekonaniu, że niczego mi nie brakowało i byłam gotowa do rozpoczęcia pierwszego dnia przedostatniego semestru studiów.

 Zadowolona przystanęłam przed lustrem. Zielone oczy błyszczały z podekscytowania. Wygładziłam rękawy brązowej koszuli, chwyciłam obszerną torbę zawaloną książkami z notatkami i wyszłam z pokoju. Już na przedpokoju dotarła do mnie cicho grana muzyka. Daphne już koczowała w kuchni, to też tam się skierowałam.

 W progu dostrzegłam jej postać. Siedziała na jednym z trzech krzesełek przy okrągłym stoliku. Ciemne włosy spięła w niechlujnego koka. Wory pod oczami świadczyły o nieprzespanej nocy. Była zamyślona. Bardzo, biorąc pod uwagę, że leciała jej ulubiona piosenka, a ona nawet nie drgnęła. Istniało kilka możliwości tłumaczących jej stan. Miała kaca, pokłóciła się z chłopakiem albo ponownie zerwała noc na oglądanie filmów, które wyciskały z niej łzy.

— W porządku? — zapytałam, podchodząc do blatu. Wstawiłam wodę na kawę. Z koszyka z owocami wyciągnęłam banana. — Wyglądasz koszmarnie.

 Złośliwa uwaga wyrwała ją z transu.

— Słyszałaś o tym co zaszło wczorajszej nocy? Podczas imprezy pożegnalnej lata organizowanej przez nasz rocznik? — zapytała. Jej twarz wyrażała czysty niepokój.

 Zmarszczyłam brwi zastanawiając się co mogło się wydarzyć. Jakaś studencka drama? Któryś z uczestników upił się do nieprzytomności, uprzednio na kogoś wymiotując? Możliwości było wiele, bo grupa bywała dość kreatywna. Przez trzy lata zdołałam się dosadnie o tym przekonać. Nie znałam od nich kreatywniejszych osób.

— Nie patrzyłam w telefon — przyznałam, zalewając termos ciepłą wodą. Aromat czarnej kawy rozniósł się po kuchni. — Wiesz, że staram się tego unikać, szczególnie na koniec wakacji. Drażnią mnie ludzie narzekający na koniec laby. Jestem chyba jedyną jednostką, która cieszy się z rozpoczęcia roku. Tego roku — zaznaczyłam. — W końcu to w tym semestrze rozpoczniemy praktyczną część studiów. Nie mogę się doczekać rozpoczęcia pracy w terenie.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz