Rozdział 33.

510 38 1
                                    


Adria 

 Koniec roku to czas, w którym wypada pożegnać się ze sprawami, które sprawiały nam trudność. Z ludźmi, którzy ciągnęli nas w dół, zamiast wznosić w górę. Sylwestrowa noc była imprezą, podczas której ludzie czcili to, że Ziemia okrążyła słońce, oraz to, że człowiek się starzał. Problemów nie ubywało, a wręcz z wiekiem ich przybywało.

 Ten rok nie kończyłam z najlepszym bilansem. Kończyłam go skłócona z rodziną, mając na głowie niedokończoną sprawę z mordercą. Z ciałami, które wciąż czekały na pochówek. Z duszami, które nie mogły odejść ze spokojem.

 Mimo tych kilku problemów i niepowodzeń nie powiedziałabym, że ten rok był najgorszy. Nie zaliczyłabym go do tych złych ani bardzo trudnych. Był znośny. Starałam się nie skupiać tylko na minusach, bo wbrew pozorom było dużo plusów. Ten rok mnie wiele nauczył. Przeżyłam wiele doświadczeń. I poznałam nowych ludzi. Poznałam Rusha. Człowieka, który stał się dla mnie bardzo ważny. Stał się stałym punktem w moim życiu. Wsparciem i oparciem. Kimś bez kogo nie wyobrażałabym sobie spędzić dnia. Przywykłam do jego obecności. Do pracy z nim. Do tych objęć, w których czułam się najbezpieczniej i najlepiej.

 Na samą myśl o nim przechodziły mnie elektryzujące dreszcze, a uśmiech ozdabiał twarz. Czułam rozlewające się ciepło w klatce piersiowej. Wznosiłam się ponad ziemie. Pierwszy raz czułam się tak przez jakiegoś mężczyznę.

 Odstąpiwszy od biurka walczyłam ze spiętymi policzkami, które zaczęły mnie boleć przez uśmiech. Nie potrafiłam przestać, zwłaszcza na myśl, że zaraz mieliśmy się zobaczyć i spędzić ze sobą tę noc. Tak samo, jak poprzednie od dnia, w którym w potrzebie zwaliłam mu się na głowę. Nie opuszczaliśmy się na krok spędzając razem ostatni tydzień grudnia. Dopiero dnia poprzedniego wróciłam do siebie, by móc przygotować się na imprezę, na którą mnie zaprosił. Nie na byle jaką imprezę. Bankiet, podczas którego każdy miał mieć maski i majestatyczne stroje. Typowa wymyślna impreza bogatych osób. Nie potrafili spędzić tego kameralnie. Zawsze musieli podkreślać swoje statusy społeczne i majestat.

 Rush nie wydawał się chętny na pójście. Sama wizja stania wśród tych osób wywoływała w nim złe emocje. Powodem, który zmusił go do pójścia był sam organizator, który wymagał od niego wstawiennictwa. Nie musiałam pytać o szczegóły bazując na mowie ciała i zachowaniu. Organizatorem jest ktoś wpływowy. Ktoś, kto ma realny wpływ na Rusha. Pozwoliłam sobie sądzić, że to ktoś z jego rodziny jest organizatorem. Czynnikiem, który go uspokajał był wymóg założenia masek, co dawało dodatkową anonimowość. Mógł snuć się między ludźmi z wiarą, że nikt go nie rozpozna, dopóki się nie odezwie. To też skłoniło go do zaproszenia mnie, jako swoją osobę towarzyszącą. Byłam więcej niż pewna, że gdyby nie maski, to by mnie nie zaprosił i sam najpewniej, by nie poszedł. A tak to się wybierał i brał mnie ze sobą.

 Jego zaproszenie było dla mnie zaszczytem i zadaniem. Jeśli idąc z nim miałam być dla niego wsparciem, to nie widziałam sposobność, żeby mu odmówić. Wręcz czułam się zobowiązana mu towarzyszyć.

 Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił czas bym mu się odwdzięczyła. Wiedziałam też, że gdyby poznał moje myśli, to by mnie za nie skarcił. Uważał, że nie byłam mu nic winna, choć czułam inaczej. Nie potrafiliśmy dogadać się w tej kwestii.

— Wyglądasz pięknie w tej sukience — powiedziała Daphne, wyrywając mnie z myśli. Stanęła za mną. Połączyłyśmy spojrzenia w lustrze. — Będziesz lśnić.

— Dziękuje, że mi ją pożyczyłaś — podziękowałam, opuszkami muskając błyszczący się tiul. — Gdyby nie ty, to nie miałabym w czym iść. Fakt, że Rush poinformował mnie o balu dzień wcześniej sprawił, że nie miałam czasu nic nowego znaleźć. Stałaś się moim wybawieniem. Znowu.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz