Rozdział 4.

544 25 1
                                    


Adria 

 Minął tydzień od rozpoczęcia przeze mnie ostatniego roku akademickiego. Minął tydzień odkąd powróciłam do rutyny studenta z wysokimi ambicjami. Minęło siedem dni odkąd miasto obiegła pierwsza informacja o śmierci Josha i rozpoczęcia przesłuchiwań studentów. I dopiero po siedmiu dniach do opinii publicznej została podana konkretna informacja, która wstrząsnęła mieszkańcami, zwłaszcza ludźmi będącymi wspólnotą uniwersytetu. Josh Miller został zamordowany. Sprawca był nieznany, lecz prokuratura zarzekła się, że wkładała wiele starań by szybko odnaleźć odpowiedzialnego za tragedię. Nie podali motywów, nie podali okoliczności. Tylko, że na wolności grasuje kolejny morderca.

 Pierwsze dwa dni na uczelni były przesiąknięte niepokojem i żałobną atmosferą. Przez te kilka godzin musiałam znosić spojrzenia rówieśników, szepty z podejrzeniami. Osoby, które były nieobecne pierwszego dnia podchodziły do mnie dnia drugiego pragnąć dowiedzieć się czegoś więcej. Gdy ich zbywałam nagle stawałam się wrogiem publicznym. Trzeciego dnia, gdy wszyscy zdążyli usłyszeć każdą plotkę, na swój sposób przeżyć tę szokującą informację, wszystko wróciło do normy. Studenci znaleźli nowy temat do plotkowania. Śmierć Josha zeszła na drugi plan.

 Wracając z porannego biegania zastanawiałam się jak bardzo będą poruszeni ludzie po zobaczeniu informacji od prokuratury, która wyszła z godzinę temu. Nastawiałam się na najgorsze, zważywszy, że informację były bardzo cząstkowe. Ludzie potrzebowali mięsa, a nie kawałka sałaty. I to mięso będą próbowali sobie dostarczyć. Nie zdziwiłabym się, gdyby na własną rękę zaczęli szukać mordercy swojego kolegi, albo zaczną rzucać podejrzeniami na lewo i prawo.

 Zatrzymałam się w parku kilka metrów od kamienicy. Zawsze wybierałam ten dalszy by robić pełne dziesięć kilometrów. Skorzystałam z podłokietnika wyniszczonej ławki i odłożyłam na niego nogę. Wyprostowałam ją i zaczęłam się nachylać do stopy. Rozciąganie po bieganiu było kluczowe. Nie chciałam nabawić się zakwasów czy żylaków. Na koniec porannego rozruchu przeciągnęłam się, pomachałam głową we wszystkie strony.

 Spokojniejszym krokiem zwróciłam się w stronę domu. Wyświetlacz zegara wyświetlał godzinę. Wybiła siódma. Dotykając ekranu zmieniłam widok na parametry. Dziesięć kilometrów i sto metrów równego tempa. Tętno wracało do właściwej wartości. Przetarłam rękawem spocone czoło. Czując mocniejszy podmuch wiatru naciągnęłam czapkę na uszy. Jeszcze z miesiąc i będę musiała przenieść się na siłownie. Nie mogłam pozwolić sobie na choroby. Nie mogłam odpuścić żadnego z wykładów, tym bardziej przed załatwieniem stażu. W siedemdziesięciu procentach byłam pewna, że wyląduje u znajomego wujka Toma. Trzydzieści procent pozostawiłam dla propozycji, które wyłoży uniwersytet. Jeśli ich warunki będą mi bardziej odpowiadać to nie widziałam przeciwskazań by z nich skorzystać i odmówić wujkowi. Wszystko miało się wyjaśnić w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Czułam jak przepełnia mnie ekscytacja na myśl o opuszczeniu murów i rozpoczęcia zajęć w terenie u boku profesjonalistów.

 Wchodząc do mieszkania cicho zamknęłam drzwi i nastawiłam ucha. W domu panowała cisza. Daphne z Patrickiem spali w najlepsze. Na paluszkach przeszłam do pokoju. Na oparcie krzesła rzuciłam wilgotną bluzę. Z szafy wyciągnęłam krótkie spodenki i większą bluzę. Tego dnia wykłady miałam na południe, więc cały poranek miałam na robienie notatek i powtórzenie ostatnich tematów. Z przygotowanymi rzeczami udałam się pod prysznic.

 Pod prysznicem pozwoliłam sobie na nieco swobodniejsze zachowanie. Muzyka leciała z głośnika stojącego na półce w rogu pomieszczenia. Podśpiewywałam sobie pod nosem, kołysałam biodrami w tym muzyki. Robiłam wszystko by wydłużyć tę chwilę spokoju zanim rozpoczęłabym cięższą część dnia.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz