Rozdział 18.

687 47 1
                                    


Adria 

 Obserwowanie pośpiechu agentów kręcących się po piętrze było ciekawym doświadczeniem. I to nie na żarty. Jeśli zwracało się uwagę na najmniejsze szczegóły w ich mowie ciała można było wiele wywnioskować. Odkąd pojawiliśmy się na komendzie ludzie nabrali ostrożności. Zrobili się przesadnie staranni. Obserwowali nas, zwłaszcza mnie. Rusha omijali szerokim łukiem. Przynajmniej starali się to robić, co było utrudnione przez ograniczoną przestrzeń. Atmosfera wisząca w powietrzu była ciężka. Praktycznie nieznośna, dlatego cieszyłam się, że przez większość czasu siedzieliśmy w biurze, które przygotowali na jego polecenie. Siedząc w nim mogłam bezkarnie mu się przyglądać. Okazywać mu zainteresowanie i nieco go prowokować. Z czystą premedytacją i chorą przyjemnością zaczęłam zasysać ten ołówek. Choć nie, z początku faktycznie robiłam to nieświadomie zastanawiając się nad jego wypowiedzią. Gdy zauważyłam jak na to reaguję, pociągnęłam tę strunę odrobinę bardziej. Przyniosło to efekt.

 Tyle że gra zakończyła się szybciej niż czas, jaki poświęciłam, by zareagował na to co robiłam. Szybko to uciął wracając do omawiania części teoretycznej, którą w jakimś procencie znałam. Mógł udawać, że bez problemu wrócił do pierwotnej pozy, ale nie zdołał ukryć przede mną tej uwydatnionej żyły na szyi. Ciemnego spojrzenia i przyśpieszonego tętna. W głębi duszy przybijałam sobie piątkę. Działałam na niego, tak jak on działał na mnie. Tego nie dało się w żaden sposób podważyć.

 Chyliłam czoła dla naszej samokontroli i umiejętności szybkiego przywoływania się do porządku. W jednej sekundzie potrafiliśmy ze sobą grać, by w drugiej sekundzie wycofać się i z czystym umysłem powrócić do powierzonych nam zadań. Potrafiliśmy izolować się od zachcianek i zachować profesjonalizm. Była to swego rodzaju wyjątkowa umiejętność. Nie każdy potrafiłby od tak odsunąć się od pożądania i fantazji, aby kontynuować rozmowę o okolicznościach czy trupach.

 Postawiłam ostatnią kropkę na końcu strony. Zapełniłam całą stronę własnych wniosków z opowiadania Holta. Uporządkowałam je sobie w jakiejś kolejności by w niczym się nie pogubić. Nazwiska podkreśliłam grubą linią. Mówiąc o tych osobach potrafiłam wywnioskować, że nie pałał do nich jakąś sympatią. Dziwił mnie również fakt, że miał taką władzę w swoich rękach. Mógł bezkarnie dyrygować szeryfem. Oczywiście, był prokuratorem, więc fizycznie miał więcej kompetencji, a jego zdanie było ważniejsze. Jednak w terenie i przy własnych sprawach. Na komendzie powinien rządzić szeryf. W jego przypadku on był pod nim, co jasno zaznaczył. Zdanie i opinia Holta była najważniejsza. Tego nie musiałam nawet zapisywać. Było to nadto oczywiste, bo roztaczał wokół siebie władczą aurę. Tylko nie wiedziałam skąd się brał strach tych wszystkich agentów, którym na jego widok drżały nogi. Jakie powiązania miał Rush, że wzbudzał sobą taki niepokój? Jaką władzę posiadał? Bo na sto procent była ponad władzą prokuratorów.

 Nie byłam pewna czy chciałam się zagłębiać w pochodzenie jego potęgi. Intuicja podpowiadała mi, że nie był to mój interes, a gdyby miało cokolwiek wyjść, to prędzej czy później by wyszło.

 Słysząc szuranie kółek krzesła wzniosłam spojrzenie na mężczyznę. Usiadł szperając w aktówce. Stopniowo zaczął wyciągać z niej dokumenty. Widząc ilość papierów i teczek delikatnie rozszerzałam oczy. Jak on to wszystko zmieścił w tej cholernej aktówce? Nim się obejrzałam a pół biurka było zapełnione dokumentami. Lecz on dalej czegoś szukał i robił się coraz bardziej zirytowany.

— Adria. — Poderwał głowę lokując we mnie oczy. Nie musiałam odrywać się od kartek, bo od kilku minut skupiałam się tylko na nim. — Idź do mojego stanowiska w tym otwartym burdelu i przynieś akta. Powinny być w pierwszej szufladzie.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz