Rozdział 29.

575 46 3
                                    


Adria 

 Oszukiwałam samą siebie. Na wielu frontach wmawiałam sobie nieprawdę, żeby dostosować się do sytuacji. Robiłam to, bo szczerze wierzyłam, że byłam silniejsza od niechcianych emocji. Niektórych się wypierałam uważając je za chwilowe widzimisię, a nie coś stałego. Części z nich nie byłam do końca pewna, więc udawałam, że nie istniały. Chyba bałam się przyznać niektóre rzeczy. Bałam się spojrzeć prawdzie w oczy.

 Sytuacja z zabójstwem Daniela utwierdziła mnie w przekonaniu, że wraz z Daphne i kilkoma osobami myliliśmy się wobec mojej niewrażliwości i siły. Nie byłam silna. Nie potrafiłam przejść obojętnie wobec śmierci osoby, którą znałam, i z której bratem coś mnie łączyło. Uważałam, że emocje, które miały nade mną kontrole były wynikiem sympatii jaką darzyłam Justina i jego rodziców. Bo przecież innych martwych studentów znałam z widzenia albo wymieniliśmy ze sobą zdanie i jakoś nie wstrząsnęło to mną, tak jak to morderstwo.

 Traktowałam to wytłumaczenie, jako swoje koło ratunkowe. Wewnętrznie czułam się jak gówno z myślą, że pokazywałam tyle słabości na raz. Czułam się fatalnie z myślą, że tym razem dałam się pokonać. Było mi źle patrząc na to, że świadkiem tego był Rush, któremu zarzekałam się, że byłam gotowa na wszystko. Wmawiałam mu, że nie istniało nic, co mogłoby zachwiać mój profesjonalizm i na mnie negatywnie wpłynąć.

 To też było kłamstwem. Wystarczył taki przypadek, żeby zburzyć całą moją pewność siebie.

 Był tego świadkiem i mógł wykorzystać przeciw mnie własne słowa. Mógł je wytknąć, zacząć szydzić. W najgorszym wypadku mógł uznać mnie za niegotową i wysłać do domu. Mógł uznać, że nie chcę mieć mazgającej się dziewczyny, która nie w pełni była skupiona. Ale zamiast tego on wykazał się zrozumieniem. Rush Holt wykazał się wobec mnie pieprzonym zrozumieniem.

 To był kolejny przykład, w którym ci wszyscy ludzie ostrzegający mnie przed nim i mający o nim złe zdanie, powinni go przeprosić i schować głowę w piasek. Bo Rush nie był złym człowiekiem za jakiego go uważali.

 Nie wyszydził mnie, nie kpił, nie kazał mi spieprzać. Wsparł mnie. Ochraniał przed upadkiem i przepadnięciem. W szczelnie zamkniętych ramionach dawał mi poczucie bezpieczeństwa i ciepło. Nie to zewnętrzne, podtrzymujące temperaturę. To wewnętrzne. W jego ramionach ciepło rozlewało się wewnątrz mnie, a serce szybciej pompowało krew. Nigdy nie czułam czegoś podobnego przytulając kogoś innego. I zaczynało mnie to trochę niepokoić. Lecz obecnie nie miałam najmniejszej siły, by to analizować. Teraz najważniejsza była dla mnie jego obecność. To że mogłam się do niego przytulać i wdychać uzależniający zapach perfum. Że czułam jego obecność, oplatające ramiona, które mnie niemal miażdżyły.

— Już ci lepiej, gówniaro? — zapytał, kiedy zdołałam się wyciszyć.

— Tak — mruknęłam, zmieniając ułożenie głowy. Oparłam podbródek o mostek. — Wszystkie złe emocje odeszły. Jestem gotowa do pracy.

 Tak też się czułam. Opanowanie i wyregulowanie oddechu i spięcia ciała pozwoliło mi ocenić czy byłam gotowa. Przebrnęłam przez najcięższe emocje. Gorzej już być nie mogło.

 Rush poderwał sceptycznie brew. On nie był tego taki pewny. Nie dziwiłam mu się. Udowodniłam już, że dawałam się emocją w najmniej spodziewanym momencie. Jednak, teraz wiedziałam, kiedy taki moment może nadejść. Uważałam, że będę w stanie to opanować. Przede wszystkim obiecałam sobie, że więcej nie dopuszczę do podobnych odruchów. Zawsze powtarzałam, że najważniejsze było zachowanie zimnej krwi. Musiałam dostosować się do własnych słów.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz