Rozdział 22.

726 53 4
                                    


Adria 

 Wyjeżdżając z gmachu prokuratury czuliśmy na sobie wzrok reporterów, których zdołało przybyć podczas naszej obecności w budynku. Siedząc na miejscu pasażera cieszyłam się, że Rush wyposażył się w przyciemniane szyby. Mieliśmy ten komfort, że nie ważne, jak się starali, to żaden aparat nie uchwyciłby naszych twarzy, a ich zaglądanie do pojazdu kończyło się zobaczeniem własnego odbicia w szybie. Ci ludzie naprawdę byli upierdliwi. Byli gotów poświęcać się byleby zdobyć jakąś informację. Byli gotów pchać się na maskę samochodu, żeby zatrzymać nas w miejscu. Mieli pecha, że trafili na Holta, który nie przejmując się potencjalnym rozjechaniem człowieka jechał dalej. Nie zatrzymał się ani na sekundę, zmuszając ich do odbiegania z toru ruchu.

 Nie dziwiłam się mężczyźnie, że nie traktował ich z jakimkolwiek szacunkiem. Przecież oni nakręcali sobie wyświetlenia i popularność na cudzej tragedii. Koczowali pod budynkami władz pisząc kłamliwe artykuły.

 Jadąc na komendę czytałam właśnie ich chwytliwe nagłówki załamując ręce. Nie znając jakichkolwiek szczegółów pisali o strzelaninie w lesie i morderstwie. Najbardziej bawiły mnie nagłówki głoszące o świeżym morderstwie. Idioci nie weryfikujący danych. Do morderstwa doszło kilka dni wcześniej, o czym nie mieli prawa wiedzieć. Z perspektywy czasu zrozumiałam skąd zwlekanie Rusha przed podaniem mediom jakichkolwiek wiadomości. Chciał unikać tego całego rozgardiaszu i hien dziennikarskich, którzy najchętniej wleźliby ci do dupy.

 Nim się obejrzałam znaleźliśmy się pod komendą, która jak prokuratura oblegana była przez dziennikarzy, a nawet cywilów, którzy zaspokajali swoją ciekawość, bo zainteresował ich powód tłumnego zebrania się ludzi przed budynkiem. Rush zaparkował najbliżej jak mógł, by skrócić naszą drogę do drzwi. Zwróciliśmy na siebie uwagę, pierwsze flesze zdążyły odbić się od czarnej karoserii. Westchnęłam, zaciskając palce na nagim udzie. Zaczęłam się stresować.

— Jak wyjdziemy to opuścisz głowę i nie oddalisz się ode mnie choć na krok. Kamery ani aparaty nie mogą uchwycić twojej twarzy. — Zmarszczyłam brwi i zmieniłam pozycję siedzącą. Skierowałam się do niego przodem łącząc z nim wzrok. Był poważny i zirytowany. — Morderca nie może wiedzieć, że z kimś współpracuję. Nie chcę, żebyś była zagrożona, a każde zdjęcie z twoją twarzą i ujawnienie twojej tożsamości będzie dla ciebie zagrożeniem.

 Sięgnął do schowka po etui z okularami przeciwsłonecznymi. Podał mi je. Starał się na szybko zorganizować jakiekolwiek środki bezpieczeństwa. Rozumiałam to i byłam mu wdzięczna, że nie chciał wystawiać mnie na świecznik. Już raz miałam do czynienia z groźbami i stalkerem przez powiązanie ze sprawą. Nie chciałam powtórki z rozrywki, dlatego posłusznie założyłam okulary i naciągnęłam kaptur na głowę.

— Myślisz, że morderca obserwuje nasze kroki?

— Nie wykluczam tego. Z doświadczenia wiem, że niektórzy są tak popieprzeni, że doglądają służby obserwując ich poczynania i jak krążą po omacku. Sprawia im to jakąś przyjemność.

  Odpiął pas i chwycił z tylnych siedzeń aktówkę. W zamyśleniu obserwował otoczenie. Analizował najlepszy sposób dotarcia do środka.

— Poczekasz w samochodzie, dopóki do ciebie nie podejdę. Kiedy otworze drzwi to posłusznie do mnie przylegniesz i nie pomyślisz, żeby na sekundę unieść łeb, jasne?

— Tak.

 Potaknęłam, zbierając swoje rzeczy do torby. Zapięłam ją upewniając się, że nie było widać choćby skrawka wnętrza. Przepustkę wetknęłam głęboko w kieszeń. Zwinęłam smycz, żeby nie wystawała i by nikogo nie kusiło ją wyciągnąć. Kątem oka obserwowałam Rusha, który przebijając się przez napierających dziennikarzy otoczył pojazd. Ostatni raz poprawiłam oprawki i przygotowałam się do wyjścia. Kiedy otworzył drzwi sprawnie wyskoczyłam na zewnątrz i przyległam do jego boku.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz