Rozdział 7.

601 38 1
                                    


Rush 

 Nie spuszczałem z oczu wychodzącej dziewczyny. Wewnątrz mnie panował chaos. Chaos, którego miałem trudność okiełznać odkąd ta istota odezwała się po raz pierwszy. Z początku, kiedy ją zobaczyłem pomyślałem sobie, że to był nieśmieszny żart. Jak dziewczyna, która samoistnie wlazła na jezdnie prawie dając się rozjechać rozpędzonemu pojazdowi dotarła na czwarty rok studiów na tym uniwersytecie? I po tych dwóch godzinach zrozumiałem, że to musiał być jednorazowy przypadek. Kompletnie zmieniła o sobie opinie, którą wytworzyłem po tamtym spotkaniu.

 Kiedy zniknęła za ścianą odbierając mi możliwość dalszej obserwacji i lustrowania jej sylwetki zamrugałem i zwróciłem się w stronę mężczyzny, który przyglądał się moim reakcją. Satysfakcja na jego twarzy wyrażała głębokie zadowolenie z młodej kobiety. Przed rozpoczęciem wykładu mówił, że kogoś dostrzegę. Nie mylił się, bo dziewczyna bardzo wyróżniała się na tle reszty grupy, która nawet nie starała się wdać w dyskusję i zrównać się z jej poziomem. Mówiąc do tej bandy studentów nie omieszkałem pominąć obserwacji nieznajomej. Widziałem jak notowała, sporządzała notatki wnioskując cokolwiek z moich słów. Jak przegryzła długopis albo ten cholerny palec. Kiedy zasysała te wiśniowe usta na tym palcu myślałem, że wyjdę z siebie. Robiła to nieświadomie. Był to dla niej odruch bezwarunkowy, który pozwalał jej zebrać myśli. Szkoda, że w ten sposób sprawiła, że prawie gubiłem własne. I jeśli myślała, że nie czułem na sobie jej wypalającego spojrzenia to była w błędzie. Za każdym razem, gdy na mnie zerkała włoski na przedramionach się elektryzowały. To był czynnik, dzięki któremu wiedziałem, że to była ona. Na nikogo innego tak nie reagowałem.

 Ta dziewczyna mnie zaintrygowała. Może nawet bardziej niż powinna.

— Widzę, że cię zainteresowała — rzekł Rudy, przysiadając na krawędzi biurka. — Ma talent, którego nie można jej odebrać.

— Jest w niej potencjał — przyznałem. — Ma złapał do pracy. Ciekawe na jak długo?

— Nie martw się. Na długo, patrząc, że od trzech lat jest dokładnie taka sama. A smykałkę złapała już znacznie wcześniej.

 Jego wypowiedź przypomniała mi o jednej sytuacji, która się wydarzyła. Jak mu ostro przerwała nie pozwalając dokończyć myśli. Jasno postawiła granice, choć nie wyglądała na osobę, która potrafiła się ostrzej odezwać. Jej łagodne rysy twarzy pozwoliły mi myśleć, że usposobienie miała równie delikatne i uległe. Kolejny raz się zaskoczyłem.

— Kim ona jest? — zapytałem, mając dość bawienia się w kotka i myszkę. Chciałem jasne odpowiedzi, a nie jego podchody. — Co takiego zrobiła? Z czego powinienem ją kojarzyć?

 Wzniósł ręce w obronnym geście nie chcąc testować mojej cierpliwości. Zapiąłem zegarek i przeszedłem do biurka. Zacząłem sprzątać laptopa i akta.

— Adria Hunt — odpowiedział, zdradzając mi jej personalia.

 Wyprostowałem się patrząc przed siebie. Ściągnąłem brwi do jednej kreski. Coś mi to mówiło. Zagłębiłem się w czeluściach podświadomości starając się znaleźć pasujący element układanki. Niestety, nie potrafiłem nic znaleźć. Codziennie byłem zajęty jakimiś sprawami. W życiu pamiętałem swoją pierwszą sprawę. Pierwszą sprawę morderstwa i pierwszą rozprawę. Żadnych innych nie pamiętałem. Szczególnie takich, w których nie brałem udziału.

— Wyjaśnij — nakazałem, patrząc na zegarek. Powoli kończył mi się czas. — Najlepiej streść to do trzech zdań. Śpieszy mi się.

— Adria trzy lata temu była świadkiem morderstwa. U boku prokuratora i wujka policjanta rozwiązywała tę sprawę. Dzięki niej i jej spostrzegawczości szybko doszli do człowieka. Mimo zagrożenia własnego życia prężnie działała przy sprawie.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz